54. Risky business

Justin

                Cholera.
                Miałem nadzieję, że Brooklyn nie zauważy okropnych odrapań na boku samochodu, do których przyczynił się Tyler. Już sam wyrządziłem mu piekło z tego powodu - przez co zarobiłem rozcięcie na wardze, ale ku mojej uciesze, on miał złamany nos. Znowu. To chyba będzie drugi lub trzeci raz, kiedy miałem przyjemność słyszeć, jak pękają mu kości.
                - Jakiś gnojek wgniótł go w nocy. Nie miałem czasu, by odwieźć go do mechanika - skłamałem, gdy podszedłem do drzwi pasażera, by otworzyć je przed Brooklyn.
                - Jeszcze jedno pytanie - powiedziała, unosząc palec w geście, który przypominał mi jej mamę. - Mam uwierzyć, że ta cała farsa ze spędzeniem radosnych chwil się nie schrzani?
                Czyż nie stała się ekspertem w sarkazmie? Posłałem jej zniecierpliwione spojrzenie, które jednak jej nie ruszyło.
                - Był czas, kiedy mi ufałaś - zauważyłem, delikatnie popychając ją do środka samochodu. Ku mojemu zdziwieniu, zaczęła zapinać pasy.
                - Był czas, kiedy mówiłeś prawdę - odpowiedziała krótko, zamykając mi drzwi przed nosem.
                Czy to oznacza, że część o wyścigach ulicznych też odkryła? To znaczy, jest na tyle bystra, by nie uwierzyć, że jakiś przypadkowy frajer dla zabawy porysował mi samochód kluczem. Odkrycie co wydarzyło się naprawdę nie zajęło jej dużo czasu - to, że Tyler porysował bok mojego samochodu swoim. Poważnie, kto ma kolce na samochodzie? Czy to nie jest tak jakby nielegalne?
                Próbowałem wziąć uspokajający oddech, zanim usiadłem za kierownicą. To zbyt dużo, by mieć nadzieję na normalny dzień pośród tylu niejasności. Skarciłem się w duchu za to, bo wiedziałem, że to wszystko moja wina. To zawsze była moja wina. Ustaliliśmy to już dawno temu. I to nie był sarkazm. Odpaliłem silnik, robiąc co w mojej mocy, by nie patrzeć na załzawione oczy Brooklyn. Nie wiedziałem, czy to były łzy smutku, czy złości. Lub po trochę jednego i drugiego. Wydawało się, że niczego nie robię tak, jak trzeba. Raniłem ją i odpychałem tylko po to, by znowu pragnąć jej ze swoich samolubnych powodów. Potrzebowałem jej, więc przekonywałem samego siebie, że powrót do niej i udawanie, że nie prowadzę podwójnego życia jest w porządku. Ale co jeśli powiem jej wszystko? O wyścigach, handlu narkotykami, Anthonym; nadal będzie mnie chciała. Szczerze w to wątpiłem. Wyraziła się jasno, gdy powiedziała mi, żebym skończył z tym raz na zawsze. Otworzyłem usta, moje serce chciało wyrzucić wszystko z siebie, ale nie potrafiłem wypowiedzieć ani słowa. Mózg mi na to nie pozwalał. Byłem zbyt przerażony, by otworzyć się przed Brooklyn. Trochę do dupy, bo wiedziałem, że powód, dla którego wracałem do swoich starych przyzwyczajeń, to próba pogodzenia się ze śmiercią mojego taty. Brooklyn też to wiedziała. Nie rozumiała jednak, że nie potrafiłem znaleźć żadnego innego sposobu na poradzenie sobie z tym. Chciałbym, ale myślę, że to wszystko, czego mogłem od siebie oczekiwać.
                Cała podróż do domu była nieprzyjemnie cicha. Brooklyn patrzyła w szybę bez słowa. Nawet nie zareagowała, gdy włączyłem jej ulubioną stację radiową. Byłem dla niej gotów słuchać beznadziejnego popu. Ale nawet to nie przykuło jej uwagi. Poczucie winy zżerało mnie od środka, pozostawiając surowe uczucie mdłości. Czy to możliwe, by własne soki trawienne powodowały korozję ścian żołądka? Mam nadzieję, że nie. Brzmiało to dość obrzydliwie, nie chciałbym tego poczuć.
                Kiedy zaparkowałem przed swoim blokiem, Brooklyn nie odpięła pasów. Odwróciłem się w jej stronę. Do tego doprowadziło udawanie, że wszystko jest w porządku. Prędzej, czy później będziemy musieli porozmawiać, więc równie dobrze, mogłem od razu zrzucić ciężar ze swoich ramion.
                - Po prostu chodź. Obiecuję, że porozmawiamy. Naprawdę porozmawiamy - powiedziałem, próbując chwycić jej dłoń.
                Schowała ją pod uda, co zabolało mnie, jak cios w brzuch.
                - Nie mogę tak tego ciągnąć, Justin - wyszeptała, bez odrywania wzroku od przedniej szyby. - Kocham cię, ale to mnie zabija - jej wzrok w końcu przeniósł się na mnie. Jej brązowe tęczówki były załzawione i założę się, że robiła wszystko, by się nie rozpłakać.
                Moje serce zamarło. To była moja wina; nigdy wcześniej nie czułem się tak okropnie, mimo, że wypowiedziała te trzy słowa. Ona nadal mnie kocha, a ja na to nie zasługiwałem. Moje kciuki powędrowały do jej policzków, by zetrzeć łzy, którym udało wydostać się spod jej powiek. Po chwili zaczęła już całkiem płakać, odpinając w końcu pasy.
                - Cholera - zakląłem pod nosem. - Nie płacz, proszę. Księżniczko, nie płacz - pękało mi serce. Czułem ból fizyczny. Byłem ekspertem w ranieniu tej dziewczyny, prawda? Chciałem siebie kopnąć.
                Brooklyn nie wykazała żadnego oporu, gdy moje ramiona owinęły się wokół niej, kiedy przytuliłem ją do swojej piersi. Nie przestała też płakać.
                - Przepraszam, kochanie. Proszę, nie płacz - błagałem, gładząc jej włosy i pocałowałem ją w czubek głowy. Nie zasługiwałem na nią. Była za dobra dla mnie. A ona nie zasługiwała na to, by przechodzić przez to wszystko tylko dlatego, że jej chłopak był egoistycznym draniem.
                Po kilku chwilach ciało Brooklyn się rozluźniło i przestała płakać. Pociągała nosem jeszcze przez jakiś czas, po czym odsunęła się ode mnie. Jej oczy były czerwone i zapuchnięte. Przód mojej koszulki był mokry, co sprawiło, że poczułem się jeszcze gorzej - jeśli to w ogóle możliwe.
                Nie mogłem na nią patrzeć, bo to było tak, jakby ktoś wielokrotnie wbijał mi nóż w klatkę piersiową. Brooklyn otarła oczy rękawem płaszcze, przenosząc wzrok z powrotem na przednią szybę.
                - Chodźmy - powiedziała ochryple.
                Zaskoczony faktem, że chciała spędzić ze mną jeszcze trochę czasu, szybko wysiadłem z samochodu, by otworzyć jej drzwi. Wyprzedziła mnie jednak, ale nie spojrzała na mnie dopóki nie znaleźliśmy się w moim mieszkaniu. Jak przewidywałem, było puste. Teraz kiedy musiałem zmierzyć się z prawdą - obiecałem Brooklyn, że porozmawiamy - wolałbym, żeby ktoś jednak był w domu. Nie, że to miałoby powstrzymać Brooke od przepytywania mnie.
                Dałem jej szklankę wody, bo zaschło jej w gardle od płaczu.
                - Co mam zrobić, byś poczuła się lepiej? - Zapytałem rozpaczliwie, opierając się biodrem o blat kuchenny.
                Brooklyn odwróciła się od kuchennego okna, jej włosy zatańczyły w powietrzu. Pusta szklanka zadrżała w jej dłoni.
                - Poważnie? - Ryknęła szorstko.
                Westchnąłem głęboko.
                - Okej. Jestem dupkiem. Oboje o tym wiemy - zacząłem. - Spieprzyłem wszystko, jak zawsze. Doprowadziłem cię do płaczu. Bardzo cię zraniłem. Czuję się z tym okropnie. Nawet nie możesz sobie wyobrazić, jak bardzo - zrobiłem kilka kroków w jej stronę, a ona oparła się o ścianę.
                - Przestań używać tej wymówki "spieprzyłem wszystko, ale nic się nie stało, bo zawsze tak robię" - powiedziała z nutką kpiny. - Wiesz, że sam decydujesz o tym, jaki jesteś. Nie ma wzoru w twoim DNA, mówiącego "to ciało należy do dupka, więc tak powinien się zachowywać".
                Wzdrygnąłem się, słysząc jej ostry ton, choć nie mogłem jej za to winić.
                - To nie jest takie proste - powiedziałem, przeczesując dłonią włosy.
                Brooklyn postawiła szklankę na stole z hukiem.
                - Widzisz, kolejna z twoich głupich wymówek - wyrzuciła ręce w powietrze w irytacji, przechodząc na drugą stronę niewielkiej kuchni. - Mam ich dość. Ty jesteś odpowiedzialny za swoje życie i swoje decyzje. Cokolwiek postanowisz zrobić, ma na ciebie wpływ. Nie jesteś popieprzony, a to nie jest takie skomplikowane. Tak tylko sobie wmawiasz, by nie czuć wyrzutów sumienia. To twój sposób na oszukiwanie samego siebie, że nie możesz już zmienić swojego stylu życia. Ale wiesz co, Justin? Twoje życie jest w twoich rękach. Nikt za ciebie nie podejmie decyzji.
                - A ty co, psycholog? - Zapytałem ironicznie, świadomy, ze znów zachowuję się jak dupek.
                Posłała mi lodowate spojrzenie, mrużąc oczy i zaciskając wargi w cienką linię, co zmieniło smutek w gniew.
                - Nie jestem głupia, Justin - splunęła. - Jak myślisz, ile czasu zajęło mi odkrycie, że znów wykonujesz te cholerne prace dla Anthony'ego? Co?
                Nie odpowiedziałem, bo to było pytanie retoryczne i wiedziałem, że będzie kontynuowała po dramatycznej pauzie.
                - Zachowujesz się tak samo jak wtedy, gdy się poznaliśmy - zaczęła liczyć na palcach. - Unikanie mnie, kłamanie, nagłe znikanie po podejrzanych esemesach, palenie, jakby od tego zależało twoje życie, nowe siniaki za każdym razem, gdy cię widzę...
                - Wydawało się, że miała tego więcej, ale przerwała, zmęczona.
                - Nie wiem, co robić - przyznała się w końcu do porażki pozwalając swoim rekom, którymi wcześniej gestykulowała jak szalona, opaść swobodnie po jej bokach. - Wiem, że obiecałam, że będę przy tobie bez względu na wszystko - jej głos złagodniał, stał się niemal kruchy. - Ale nie wiem co począć z tym, co teraz robisz. Staram się, wierz mi. Staram się zrozumieć, być cierpliwa, troszczyć się o ciebie. Ale mi nie pozwalasz. Do tego stopnia, że mam ochotę się poddać - jej oczy ponownie się załzawiły, a ja zakląłem przez zaciśnięte zęby.
                - Nie zamierzam się poddać, okej? Możesz próbować mnie odpychać tak długo, jak chcesz, ale ja cię nie zostawię. Ale zanim zrobisz, cokolwiek zamierzasz zrobić, poświęć chwilę, aby zastanowić się, jak to wpłynie na twoich bliskich. Masz w ogóle pojęcia, jak twoje zachowanie odbija się na twojej mamie? Na twoim rodzeństwie? Na mnie? - Łzy spływały po jej policzkach, ale szybko je wytarła, zanim ja zdołałbym to zrobić.
                Nie wiedziałem, co powiedzieć. Jest w ogóle coś, co mógłbym powiedzieć? Brooklyn skinęłam głową w milczeniu, najwyraźniej negatywnie to odebrała.
                - Muszę skorzystać z toalety - powiedziała, nie głośniej od szeptu.
                Kiedy pozwoliłem jej wyjść z kuchni bez słowa, czułem, jakbym pozwalał jej odejść naprawdę. Nie chciałem, ale nie mogłem znaleźć słów, które sprawiłyby, że chciałaby zostać. Jak tylko usłyszałem wodę spływającą z kranu w łazience, uderzyłem w ścianę. Płytki nie odrapały moich knykci, ale pozostawiły ból. Przygryzłem wargę, ale skrzywiłem się, gdy moje zęby dotknęły rany, którą spowodował Tyler. Cholerny sukinsyn!
                Wtargnąłem do swojego pokoju, zdejmując po drodze ciuchy, aż zostałem tylko w dżinsach i cienkiej białej bokserce. Moje dłonie drżały z wściekłości - na siebie, oczywiście - i miałem ochotę ponownie uderzyć w ścianę. Ale wciąż słyszałem wodę z łazienki, więc starałem się odzyskać trochę samokontroli. Brooklyn przyszła nieśmiało do pokoju kilka sekund później.
                - Jesteś samolubnym palantem - stwierdziła chłodno, patrząc prosto na mnie.
                Jej słowa odwróciły moją uwagę od nienawiści do samego siebie na chwilę. Przestałem chodzić po pokoju z rękami na szyi i spojrzałem na nią zmieszany.
                - Wiem.
                - Dobrze - powiedziała krótko, siadając na moim łóżku. Musiała przemyć twarz zimną wodą, bo nie była już zaczerwieniona, a ślady po złach zniknęły.
                Usiadłem obok niej, nasze uda dotknęły się lekko.
                - Chciałem powiedzieć, że powinnaś mnie rzucić, ale nie chcę, by tak się stało - powiedziałem, chwytając ją za rękę.
                Brooklyn spojrzała na nasze dłonie i roześmiała się. To był krótki, pozbawiony humoru śmiech. Nie taki, jak jej zwykł chichot.
                - Co się stało z The Reason? - Zapytała, podnosząc na mnie wzrok. Błyszczały, ale nie byłem pewien, czy to był strach, bezradność, czy błysk pozostały po wściekłości.
                - Wciąż jesteś moim powodem - wyszeptałem szczerze. Chyba naprawdę zarumieniła się lekko po tym, ale uśmiechnęła się krzywo. - Nigdy nie chciałem, by to co robię zniszczyło nasz związek, lub jakoś na niego wpłynęło. Jesteś najważniejszą rzeczą w moim życiu i nie zniósłbym straty ciebie - powiedziałem, ale Brooklyn wyglądała tak, jakby trudno jej było w to uwierzyć.
                - Dlaczego robisz to samemu sobie, Justin? Wiem, że przechodzisz teraz przez trudny okres i myślisz, że praca dla Anthony'ego to jedyna rzecz, która czeka cię w przyszłości, ale twój tata nie chciałby tego. Był tak dumny z ciebie, że zmieniasz się w dobrego człowieka - jej palce pieściły delikatnie wnętrze mojej dłoni, kiedy patrzyła na mnie.
                - To ma jeszcze znaczenie? - Zapytałem tęsknie.
                - Powinno - powiedziała przekonująco. - Obiecałeś mu, że będziesz opiekował się rodziną i zachowywał się jak uczciwy, dojrzały mężczyzna. Szło ci dobrze, zanim... - Nie musiała kończyć.
                - Zanim wszystko poszło na marne? - Podsunąłem.
                - Wiem, że to trudne, by zobaczyć teraz szklankę do połowy pełną, ale będzie lepiej. Ból nigdy nie odejdzie, ale stanie się lepszy do zniesienia. Musisz puścić całą gorycz, aby ruszyć do przodu. Twój tata tego właśnie by chciał - powiedziała, przyglądając mi się uważnie, rysując palcem po tatuażach na moim przedramieniu.
                - Nie oczekuję, że to zrozumiesz.
                Przez zmianę w wyrazie jej twarzy mogłem stwierdzić, że mocno ją zraniłem - nawet mocniej niż przez cały tydzień - ale nic nie mogłem zrobić. Nie mogłem trzymać jej przy sobie, kiedy miałem zamiar traktować ją jak gówno. Byłem całkowicie szczery, kiedy powiedziałem jej, że jest najważniejszą rzeczą w moim życiu, więc zrobiłem najmądrzejszą rzecz, by zaoszczędzić jej bólu: odepchnąłem ją ponownie. Brooklyn przygryzła wargę i spuściła wzrok. Ja też spojrzałem w inną stronę, bo nie mogłem przyglądać się temu, co musiała przeze mnie przejść. Zerwanie byłoby dla niej najlepsze - spędziłaby tygodnie, może miesiące, czując się źle, mając złamane serce, ale otrząsnęłaby się i znalazłaby sobie kogoś lepszego. Niemniej jednak, miała racje, że jestem samolubnym palantem i nie mogłem znieść tego, że straciłbym ją całkowicie. Musiałem wiedzieć, że wciąż tu była, nawet wtedy, gdy najmniej na to zasługiwałem.
                - Muszę zapalić - mruknąłem, przeczesując włosy palcami.
                Brooklyn puściła moją rękę w pośpiechu, prawie zawstydzona, że wciąć ją trzymała.
                - Daj mi znaleźć to gówno, a ci na to nie pozwolę - powiedziała oschle, wstając i udając się w kierunku mojej szafy. Wiedziała, gdzie trzymałem papierosy, cholera.
                - O mój Boże - szuflada zaskrzypiała.
                Wstrzymałem oddech. Wiedziałem dokładnie, dlaczego Brooklyn wstrzymała oddech.
                - O mój Boże - powtórzyła, cofając się o krok od szafy. Nie było zbyt wiele miejsca, więc zatrzymała się przy ścianie obok łóżka, z przerażonym wyrazem twarzy.
                - To nie jest to, na co wygląda - powiedziałem szybko. Wśród wszystkich słabych rzeczy, które mogłem powiedzieć, ta była najgorsza.
                Brooklyn wydała jakiś zszokowany dźwięk.
                - Justin, nie jestem głupia. Widziałam już broń w swoim życiu. Mam ci przypomnieć, że mój tata jest policjantem? I to zdecydowanie jest pistolet. O mój Boże - potrząsała gwałtownie głową.
                - Okej, więc to jest broń. To nie znaczy, że jej używałem. Wielu Amerykanów ma broń dla...
                Przerwała mi.
                - Kto ci ją dał? I dlaczego jest ci nagle potrzebna? Chyba, że miałeś ją cały czas, ale mi o tym nie powiedziałeś - jej spojrzenie było oskarżycielskie. Te pytania przyprawiały mnie o ból głowy.
                - Anthony dał mi ją do samoobrony, okej? Nie używałem jej jeszcze - wyjaśniłem wiedząc, że nie zamierza odpuścić, dopóki nie uzyska odpowiedzi.
                Kiedy próbowałem się do niej zbliżyć, przysunęła się jeszcze bliżej ściany. Poważnie się mnie teraz bała?
                - Och, na litość boską, Brooklyn. Nie zastrzelę cię przecież.
                Wydawała się zrelaksować, jak tylko zdała sobie sprawę, jak absurdalny był jej strach.
                - Wiem. Nie o to się martwię - przyznała pokornie, bawiąc się kosmykiem włosów.
                - Mówiłem ci kiedyś, że nigdy nikogo nie zabiłem - powiedziałem, robiąc kilka kroków do przodu. - I zamierzam tak to pozostawić - tym razem nie było śladu kłamstwa w moim oświadczeniu. Nie mógłbym odebrać komuś życia, tym bardziej wiedząc, jak to jest, gdy ktoś obiera życie komuś, kogo kochasz.
                - A co jeśli to w ciebie trafi kula? - Spytała cicho. Jej oczy zalśniły ponownie. Wtedy zdałem sobie sprawę, że nie bała się mnie, ale o mnie. - Co jeśli Anthony każe ci dostarczyć coś jakiemuś dziwnemu typkowi, który postrzeli cię w szczerym polu o nikt nie będzie ci w stanie pomóc, a sanitariusze nie przyjadą na tyle wcześnie, a ktoś zadzwoni do mnie, że mój chłopak jest... - przyłożyłem palec do jej ust. Ton jej głosu rósł w każdą chwilą, jak również oddech. Nigdy nie widziałem kogoś, kto miał atak paniki, ale jestem prawie pewien, że Brooklyn miała pierwsze objawy.
                Ująłem jej twarz w dłonie.
                - Spokojnie. Już dobrze. Nic takiego się nie stanie. Jestem bardzo ostrożny. Będę bezpieczny - zapewniłem ją, głaszcząc po policzkach.
                Jej oczy rozszerzyły się w przerażeniu.
                - Jak możesz mówić coś takiego? Nigdy nie jesteś bezpieczny. Nie rozumiem, jak możesz mówić o tym tak naturalnie, jakbyś nie ryzykował swojego życia robiąc coś nielegalnego, jak...
                Znowu jej przerwałem.
                - Po prostu muszę to robić jeszcze przez jakiś czas, potem odejdę. Gdy będę miał wystarczająco dużo pieniędzy, aby pomóc mamie, zostawię to. Przysięgam...
                - Nate mnie pocałował.
                - ...tylko nie martw się o mnie. Nie myśl o tym, czekaj co powiedziałaś? - Mój głos zrobił się o oktawę wyższy, jak tylko mózg zarejestrował słowa Brooklyn. Moje mięśnie napięły się i musiałem wziąć ręce z jej twarzy, by skupić się na samokontroli.
                - Nate mnie pocałował - powiedziała ze śmiertelną powagą.
                Moja wizja zrobiła się czerwona. Kurwa, miałem nadzieję, że się przesłyszałem. Mało brakowało, a znów uderzyłbym w ścianę. Wiedziałem to, bo moja dłoń zaczęła drżeć, co było jasnym znakiem, że moje ciało potrzebowało dać upust napięciu.
                - Co masz na myśli mówiąc "Nate mnie pocałował"? - Imię tego kutasa przetoczyło się przez moje usta przesycone jadem. Czy to możliwe, abym znienawidził go bardziej, niż do tej pory? Tak mi się wydawało.
                - To nie był taki prawdziwy pocałunek. On tylko... Byłam zdenerwowana po naszej rozmowie telefonicznej, a on pomyślał, że potrzebuję tego rodzaju pocieszenia, więc mnie pocałował...
                Nachyliłem głowę tak, że była teraz na jej wysokości. Moje dłonie oparte były o ścianę.
                - A czemu niby tak pomyślał? - Mimo, iż ze wszystkich sił starałem się zachować spokój, mój ton nadal był wściekły.
                - Nie wiem, nie odwzajemniłam tego! - Krzyknęła Brooklyn. - Odepchnęłam go, jak tylko jego usta dotknęły moich.
                To było to. Moja pięść uderzyła w szafę po prawej, aż ta zagrzechotała. Myśl o kimś innym - a szczególnie tym kutasie - całującym moją dziewczynę, sprawiała, że krew się we mnie gotowała. Chciałem tłuc idiotę kijem baseball'owym tak długo, dopóki nie byłoby żadnej nienaruszonej kości w jego ciele.
                - Dlaczego nie powiedziałaś mi wcześniej? - Zapytałem, widząc jak Brooklyn się skrzywiła. Resztka samokontroli, jaką miałem, powoli znikała. Nigdy bym jej nie uderzył, ale nie byłem pewien co do mebli w moim pokoju.
                - Mówiłeś, że chcesz mieć normalną randkę - wzruszyła wyzywająco ramionami.
                - To przestało być normalną randką dawno demu - odparłem. - Połamię temu pedałowi nogi. A następnie ramiona. A potem kark i jego łeb.
                - Nie, nie połamiesz.
                Zignorowałem ją.
                - Nie chcę, byś kiedykolwiek się z nim widywała.
                Brooklyn zaśmiała się.
                - To źle, bo nadal jest moim partnerem od chemii.
                - Nie obchodzi mnie to. Jeśli zobaczę go w promieniu pół metra od ciebie, to kurwa użyję broni - wskazałem na wciąż otwartą szufladę. To prawdopodobnie nie była najmądrzejsza decyzja.
                Brooke przełknęła ślinę.
                - Nie będziesz podejmował za mnie decyzji.
                - Jesteś moją dziewczyną, więc mogę się tobą opiekować. Jeśli to dotyczy również trzymania frajerów, którymi nie jesteś zainteresowana z dala od ciebie, to tak zrobię - oświadczyłem z powagą.
                Brooklyn posłała mi smutny uśmiech.
                - Zabawne, bo opiekowanie się mną to dokładnie to, czego ostatnio nie robisz.
                Po tych słowach odepchnęła mnie i wyszła z pokoju. Ał, cios poniżej pasa. Chociaż uważam, że sam się o to prosiłem. Mimo to, myśl o rękach Nate'a na Brooklyn wystarczyła, bym chciał go dopaść w tej chwili. Brooklyn była prawie przy drzwiach wejściowych, gdy do niej dotarłem. Miała na sobie płaszcz i zakładała swój dzianinowy kapelusz, kiedy delikatnie dotknąłem jej twarzy, aby na mnie spojrzała. Wzdrygnęła się i odsunęła, co było dla mnie jak policzek.
                - Chwileczkę. Jeszcze nie skończyliśmy rozmowy - powiedziałem.
                - Och, skończyliśmy. Zdecydowanie - zapięła płaszcz i poprawiła włosy. Z jakiegoś powodu sprawiła, że znów poczułem, jakby to był definitywny koniec.
                - Nie bądź głupia. Jest ciemno. Nie pozwolę ci wracać samej - miałem sięgnąć po swoją bluzę, ale jej głos mnie powstrzymał.
                - Wezmę taksówkę - przekręciła gałkę i otworzyła drzwi.
                - Nie pozwolę ci wracać samej. Odwiozę cię - nalegałem, zapinając kurtkę.
                W chwili, gdy moje spojrzenie spoczęło na jej ustach, poczułem kolejną falę gniewu. Wyglądały tak samo, różowe i piękne; ale musiałem zetrzeć widok niebieskookiego idioty. Jakkolwiek mój umysł dał mi jasny obraz tego, co by się stało, gdybym próbował pocałować Brooklyn po tym wszystkim, więc powstrzymałem się od pochylenia nad nią.
                - Nie chcę być teraz z tobą - powiedziała, a w jej oczach błysnęły świeże łzy.
                Czułem, jakby nagle pojawiła się przed nami szklana ściana, powstrzymująca mnie od zrobienia czegokolwiek, poza patrzeniem na nią z bolesnym zaskoczeniem. Rozchyliłem usta, ale nie mogłem wymyślić niczego, co mógłbym teraz powiedzieć.
                Każde angielskie przekleństwo (a nawet więcej) przemknęło przez mój umysł, kiedy odwróciła się, by wyjść. Chciałem ją zatrzymać, chciałem jej powiedzieć, że ją kocham, że rzucę dla niej wszystko, że będę robić tylko to, co mogłoby ją uszczęśliwić. Że dałbym jej niebo, zabrałbym ją do Paryża, bo zawsze o tym marzyła, zrobiłbym wszystko, o co by mnie poprosiła. Ale szklana ściana robiła się coraz grubsza, aż w końcu była tak gruba, że nie mogłem usłyszeć jej cichego pociągania nosem, kiedy zamknęła za sobą drzwi.        


Brooklyn

                Umieram od środka.
                Pamiętam, że o tym myślałam, kiedy schodziłam w pośpiechu po schodach. Musiałam się stamtąd wydostać, być w pewnej odległości między mną a bólem. Ale nawet, gdy znalazłam się na zewnątrz, wdychając i wydychając łapczywie powietrze, nie mogłam odsunąć od siebie uczucia pieczenia.
                Nie odwróciłam się, by zobaczyć, czy Justin poszedł za mną, albo czy obserwuje mnie z okna kuchni. Myślę, że część mnie miała nadzieję, że pobiegnie za mną, że powie, jak mu jest przykro i, że mnie kocha, że ponownie stanie się tą osobą, w której się zakochałam. Ale nic z tego się nie wydarzyło. W ustach czułam posmak żółci, ale nie dlatego, że chciało mi się wymiotować, ale na wspomnienie pocałunku Nate'a. Chciałam poczuć wargi Justina, aby wszystko wróciło do normy. Jego pocałunki potrafiły przewrócić mój świat do góry nogami, choć tym razem mój świat był zbyt rozwalony, by można było naprawić go zwykłym dotykiem jego ust. Ta część mnie, która wciąż była przy zdrowych zmysłach wiedziała, że on za mną nie pobiegnie. Nie po tym, co powiedziałam.
               
Nie chcę być teraz z tobą.

                Boże, jestem taką idiotką. Oczywiście, że chciałam być z nim teraz. Bałam się, było ciemno, a lampy uliczne nie dawały zbyt dużo światła. Czułam, że się zgubię, choć wiedziałam, gdzie jestem. Mijałam róg ulicy Justina. Zmuszałam swoje stopy do ruchu, bez określenia jakiegokolwiek kierunku. Łzy zapiekły mnie w oczach, ale obiecałam sobie, że nie będę płakać. Skończyłam z byciem biedną małą dziewczynką, która nie potrafi znieść tego, co dostaje od życia. Nawet jeśli to jej chłopak, który potrafi zmienić się w kompletnego dupka, kiedy chce lub ciemna ulica, kiedy jej samochodu nie ma w pobliżu.
                Dojść do głównej ulicy. Zatrzymać taksówkę. Jechać do domu, powtarzałam polecenia w głowie, jak mantrę, ale nawet wtedy mój umysł nie wydawał się ich pojąć. Na dodatek byłam taka wściekła. Na samą siebie, na Justina. Zwłaszcza na Justina. Co on do cholery robił z pistoletem? Chyba powinnam była wiedzieć, że trzymał wcześniej broń w rękach, biorąc pod uwagę, że byliśmy razem na strzelnicy - wtedy, na imprezie z okazji awansu mojego taty - i on był doświadczony we wszystkich sztuczkach. Mimo to, nie sądzę, by kłamał mówiąc, że go nie używał. Miałam taką nadzieję. Gdyby brał udział w strzelaninie, czy coś... Ja... Szczerze mówiąc nie wiem, co bym zrobiła.
                Stanęłam jak wryta, gdy zdałam sobie sprawę, że zupełnie oderwałam się od rzeczywistości i cały czas idę przed siebie, walcząc ze swoimi myślami. Zimny strach przejął moje wnętrzności, niemal mnie paraliżując. Nie wiem dlaczego nagle tak się przestraszyłam, ale tak się stało. Coraz ciężej mi się oddychało, przesuwało stopy do przodu, coraz trudniej było mi się zorientować, gdzie jestem. Chciałam przejść tylko kilka ulic, a teraz jestem tak zagubiona jak wtedy, gdy miałam osiem lat i puściłam dłoń mamy w ruchliwym centrum handlowym. Znów czułam się jak ośmiolatka, tylko gorzej. Mój żołądek ścisnął się w supeł, gardło mi się ścisnęło. Nawet nie chciało mi się płakać. Chciałam tylko zwinąć się w kłębek na środku ulicy i poczekać, aż ktoś mnie znajdzie i zabierze do domu. Najlepiej Justin.
                Ale jak? Odpłynęłam i nie miałam pojęcia, gdzie jestem. Nie mogłam nawet ruszyć palcami, by wyciągnąć telefon. Ściana, o którą się opierałam była wilgotna i pachniała moczem i śmieciami. Odsunęłam się od niej z dala i rozejrzałam się. Po obu stronach ulicy widziałam tylko zamknięte sklepy, tu i tam kilka lamp, zero ludzi. Pomyślałam, że to dobry znak, a potem przypomniało mi się to co się wydarzyło ostatnim razem. Jakiś przerażający mężczyzna z nożem próbował mnie okraść. Nie wspominając już o tym, że ta okolica była dziesięć razy bardziej niebezpieczna, niż Queens.
                Powoli zmusiłam ciało do ruchu, kiedy szłam czymś, co wydawał się większą ulicą. Unikaj wąskich ciemnych alejek - tak mi zawsze powtarzał tata. Próbowałam. Przysięgam, że próbowałam, ale wciąż na nie natrafiałam. Wciąż byłam jakieś dwieście metrów od przyjemnie wyglądającej szerszej ulicy, kiedy dwie postacie wyłoniły się z ciemności. Nawet nie słyszałam, jak idą. Znowu sparaliżował mnie strach. Rozmyślałam nad ucieczką w przeciwnym kierunku, ale tym razem nie mogłam zmusić moich stóp do wykonania ani jednego kroku. Wdepnęłam w mokry cement? Sprawdziłam. Nie. Po prostu nie byłam w stanie się poruszyć w najgorszym momencie. Jedna z ciemnych postaci podeszła bliżej. Był to mężczyzna, niezbyt wysoki, z ogoloną głową. Wyglądał na Latynosa, sądząc po brązowym odcieniu jego skóry. Nie mogłam dokładnie dostrzec drugiej postaci, ale ten ktoś wydawał się wyższy, niż jego kolega.
                - Zgubiłaś się, skarbie? - Zapytał niższy, podchodząc bliżej i bliżej.
                Milczałam. Żadne słowo nie wydostało się z moich ust, choć założę się, że mężczyźni słyszeli nierówne bicie mojego serca. Czułam, jak krew pulsuje mi w  uszach.
                - Zabrakło ci języka w gębie? - Zapytał drugi koleś.
                Co jest z tym dziwnym kolesiem i jego słowami? Brzmiał głupio i tysiąc razy bardziej przerażająco. W końcu zrobiłam krok w tył, kiedy niski chłopak był zaledwie metr ode mnie.
                - Muszę iść - bąknęłam, idąc tyłem wzdłuż chodnika.
                Niższy chłopak uśmiechnął się. Jego usta były ogromne, tak samo zęby. Błyszczały w księżycu.
                - Ta. Nie sądzę - zanucił ze zdecydowanie latynoskim akcentem.
                Drugi koleś stanął za mną i przycisnął coś - nie potrafiłam zidentyfikować, ale sądziłam, że to pewnego rodzaju broń - no dolnej części moich pleców. Zadrżałam. O mój Boże, proszę nie, błagałam w myślach. Teraz chciało mi się płakać.
                - Idź - rozkazał facet za mną, przyciskając to coś mocniej do moich pleców. Nie trzeba było mówić mi dwa razy,
                Justin, proszę, przyjdź mnie uratować.
                Jednak Justin nie pojawił się w żaden magiczny sposób, by tym razem mnie uratować.
                Niższy facet przygwoździł mnie do ściany jednego z tych strasznych ciemnych zaułków, których tak gorliwie starałam się unikać. To musi być jakiś żart. Lub koszmar. Lub scena z filmu. Takie rzeczy nie zdarzają się w prawdziwym życiu. Przejechałam paznokciami po wilgotnych cegłach za sobą, które ledwo wydały dźwięk. Pomimo swojego niewielkiego wzrostu mógł być tym, który wydaje rozkazy. Jego partner w przestępstwie stał na końcu alei, pilnując, by nikt tędy nie przeszedł. Szkoda, że nikt nie przechodził. Modliłam się, by tak się stało.
                - Czego chcesz? Dam ci wszystko co mam, po prostu zostaw mnie w spokoju - poprosiłam z niepokojem.
                Czułam jak ta obrzydliwa świnia naciska na każdą część mojego ciała. Chciałam zwymiotować. Może gdybym zwymiotowała lazanię, którą miałam na obiad na niego, to by się odsunął. Zanim jednak mogłam to zrobić, jego chichot rozbrzmiał w moich uszach. Przyłożył palec do moich ust, trącając je.
                - Och, mam zamiar wziąć wszystko - wyszeptał, przez co poczułam nieprzyjemne dreszcze. - Tatuś ci nie mówił, że takie ładne laski jak ty nie powinny spacerować same po zmroku?
                Chciało mi się śmiać, tak dziwnie brzmiał jego akcent, ale byłam zbyt przerażona, aby zmusić się do tego. Facet znowu się zaśmiał, a ja poczułam odór alkoholu. Tym razem miałam odruch wymiotny.
                - Och, nie musisz się denerwować, kochanie - jego palce przejechały po mojej szyi. Samotna łza spłynęła z kącika mojego oka. Drań to zobaczył i parsknął śmiechem.
                - Mój chłopak cię zabije - udało mi się syknąć.
                Szczękałam zębami, ale nie widziałam czy to z zimna, strachu, czy obrzydzenia.
                - Bardzo w to wątpię - odpowiedział szorstkim tonem. W sekundę przyłożył scyzoryk do mojej twarzy, jako ostrzeżenie. Ostrze było blisko mojego policzka. Zadrżałam żałośnie.
                - Proszę - błagałam, czując więcej łez. - Pozwól mi odejść, proszę.
                Niski facet uśmiechnął się, po raz kolejny ukazując rząd dużych lśniących zębów, Miał ładne uzębienie. Gdybym tak się go nie bała, pewnie bym powiedziała to na głos.
                Usłyszeliśmy gwizd i odwróciliśmy głowy w stronę wyższego faceta, który był chyba Afroamerykaninem. Robił jakieś dziwne gesty w stronę kolesia, który mnie trzymał tak mocno, że nie mogłam się ruszyć. Ruch głową sprawił, że nóż przybliżył się do mojej twarzy, dotykając skóry i naciął ją.
                Pisnęłam. Cięcie na pewno nie było głębokie, ale bolesne, przez co odruchowo i prawie bezwiednie kopnęłam kolesia w krocze. Jęknął z bólu i odsunął się, ale nie uciekłam zbyt daleko, zanim szarpnął mnie za włosy.
                - Ty suko! - Krzyknął, pociągając mnie mocno za włosy. Skrzywiłam się. To też bolało jak diabli. Mam tylko nadzieję, że nie wyrwał mi żadnego włosa. - Chciałem być dla ciebie miły, ale teraz upewnię się, że odpłacisz mi za swój błąd - warknął do mojego ucha.
                Łzy bezsilności spływały mi po policzkach, zbierając się przy brodzie. Latynos zaczął odsuwać zamek mojego płaszcza, a jego przyjaciel podbiegł ku nam. Błagałam go w milczeniu, by mi pomógł, ale oprócz przygryzienia wargi z żalem, nie zrobił nic. Płakałam, kiedy poczułam dłoń sunącą od mojego brzucha do dzięki-Bogu-wciąż-okrytej-dwoma-warstwami-ozieży piersi.
                - Zamknij się, suko! - Krzyknął facet, wraz z mocniejszym uściskiem dłoni. - Przykujesz niechcianą uwagę.
                W moim przypadku, uwaga mieszkańców, czy policji wcale nie była niechciana. Więc wciąż się szamotałam i krzyczałam bezskutecznie: "proszę, proszę, proszę!". Niższy facet poprosił swojego kumpla, by zakrył mi usta dłonią, kiedy pchnął mnie ponownie na ścianę. Płakałam nierówno, czując panikę na całym ciele. Zostanę zgwałcona - może nawet przez dwóch różnych facetów - i nie mogłam nic z tym zrobić. Afroamerykanin wciąż zakrywał mi usta dłonią z na wpół-winnym wyrazem twarzy i nieważne jak bardzo płakałam, nie zrobił nic, aby powstrzymać swojego przyjaciela od dotykania mojego ciała.
                - Jeśli nie będziesz stać spokojnie, to poderżnę ci gardło - ostrzegł mnie ten niższy, po raz kolejny podnosząc scyzoryk do mojej twarzy. W tym momencie, nie wydawało mi się to takim złym pomysłem, skoro chce skorzystać z mojego ciała i zranić mnie psychicznie na zawsze. W końcu mówią, że rany fizyczne nie są najgorsze.
                - Hej, wy!
                Chciałam podskoczyć z ulgą, słysząc trzeci głos, który przerwał naszą cichą rozmowę, pochodzący z drugiej strony ulicy.
                - Kurwa - powiedzieli obaj trzymający mnie mężczyźni w tym samym czasie.
                Chciałam zaśpiewać Alleluja. Bóg wysłuchał moich modlitw. Przynajmniej do czasu, kiedy poczułam ból ostry, jak szkło na lewym boku mojej szczęki. Drgnęłam w szoku, przez co ostrze wbiło się mocniej.
                - Cholera - mruknął niższy facet, wciąż trzymając nóż, po czym opuścił go, jakby wcale nie chciał zranić mnie tak mocno. Moja skóra piekła i pulsowała i widziałam krew cieknącą po mojej szyi, plamiącą mój płaszcz i sączącą się na ubrania.
                O mój Boże, pomyślałam, wykrwawię się na śmierć. W mojej głowie była pustka, wzrok miałam rozmyty i trzymałam się kurczowo ściany za sobą, by nie upaść. Na widok takiej ilości krwi, mając świadomość, że jest moja, chciało mi się wymiotować. Po chwili zwróciłam zawartość swojego żołądka na chodnik obok siebie. Co za strata lazanii, pomyślałam żartobliwie. Następne co pamiętam to moi prawie-gwałciciele uciekający na koniec alejki w stronę nie-większej-ale-lepiej-wyglądającej uliczki, trzymając kilka części swojego ciała na raz. Pomyślałam, że mój wybawca trochę ich poturbował i ucieszyłam się na tę myśl. Jednak to nie zmieniło biegu moich myśli. Wspomnienie błyszczących zębów, zakrwawionego noża i brudnych rak będzie mnie nawiedzać w koszmarach, byłam tego pewna.
                - Wszystko w porządku - zapytał głos, który brzmiał nieco znajomo. Podniosłam ostrożnie wzrok z chodnika na parę ciemnych oczu. Mój podbródek drżał i po raz kolejny przypomniałam sobie o bólu w szczęce. Zaskakiwało mnie to, jak Justin mógł tak często wdawać się w bójki. Już pragnęłam, by ktoś wstrzyknął mi w żyły morfinę, abym nie czuła bólu rozprzestrzeniającego się wszędzie.
                - Nie jestem pewna - wyjąkałam po chwili. Prawie zapomniałam, że facet coś do mnie powiedział.
                Skrzywił się, gdy obejrzał moją twarz, co tylko bardziej mnie zmartwiło. Cholera, nawet nie pomyślałam o moich rodzicach. Prawdopodobnie już się zastanawiali, gdzie do cholery jestem. A jak zobaczą rozcięcia...
                - Powinniśmy to oczyścić. Wygląda paskudnie - powiedział. Ledwo widziałam jego rysy twarzy. Wciąż wydawały mi się znajome, ale nie dałabym sobie uciąć ręki. Był jednym z kolegów Justina?
                - Naprawdę? - Zapytałam, odsuwając się od ściany. Instynkt podpowiadał mi, by nie ufać temu chłopakowi. Ale mi pomógł. Jeśli chciał mnie skrzywdzić, to czemu mnie uratował?
                Skinął ponuro.
                - Mogę pomóc dostać ci się do szpitala, chyba, że nie chcesz przechodzić przez to całe gówno, to mieszkam kilka przecznic stąd.
                Woah, on sugeruje, bym z nim poszła? Do jego mieszkania? Posuwa się zbyt daleko?
                - Nie wiem - zawahałam się, przygryzając wargę, aż zdałam sobie sprawę, że przez naciągnięcie skóry boli mnie jeszcze bardziej.
                - Słuchaj, wiem, że mnie nie znasz, ale trzęsiesz się i krwawisz dość... obficie. Czułbym się źle, gdybym pozwolił ci odejść w takim stanie - powiedział. - Plus, zgaduję, że nie jesteś stąd.
                Nie zauważyłam, że moje ręce się trzęsą, dopóki o tym nie wspomniał. Nie trzęsły się. Czułam, jakby jakieś cholerne trzęsienie ziemi przeze mnie przechodziło. A krew jeszcze nie zaschła, co oznaczało, że krwawienie nie ustało. Może powinnam pozwolić temu facetowi, by mi pomógł?
                Nie byłam pewna swojej decyzji, więc nic nie powiedziałam.  Jednak zaczęłam iść w kierunku światła. Ciemność mnie coraz bardziej przerażała. Facet szedł obok mnie, lekko, obejmując mnie ramieniem. Mimo, że było to niezręczne, w pewnym sensie było pocieszające. Wolałabym mieć przy sobie teraz kogoś, do kogo mogłabym się przytulić, aż mój strach zniknąłby, ale nieznajomy chłopak musiał wystarczyć. Kiedy wyszliśmy z alei, mogłam w końcu dostrzec wszystko wyraźnie. Z lewej strony płaszcza miałam zaschniętą krew, zamek był zepsuty, a mój sweter był w nieładzie. Owładnęło mnie nieprzyjemne uczucie, jak tylko przypomniałam sobie wszystkie wydarzenia. Nie pragnęłam niczego więcej, niż pozbycia się tych ubrań i prysznica, aż moja skóra byłaby całkowicie czysta. Jeśli uważałam, że pocałunek Nate'a był dla mnie obrzydliwy, to nie mogłam nawet wyjaśnić, jak się czułam w tej chwili. Byłam zbyt zajęta próbą powstrzymania paniki, że prawie przegapiłam moment, kiedy przechodziliśmy pod lampą uliczną i mogłam w końcu rozpoznać twarz idącej obok mnie osoby. Natychmiast się zatrzymałam.
                - O, cholera! - Wymknęło się z moich ust. Byłam całkowicie zbita z tropu.
                Tyler podrapał się po głowie, jak tylko zarejestrował moje odkrycie.
                - Tak - mruknął. - Czekałem, aż zorientujesz się, kim jestem.
                Zrobiłam krok do tyłu.
                - Muszę iść - powiedziałam szybko, ale on staną przede mną, kiedy próbowałam uciec.
                - Proszę, nie bój się mnie. Nie zamierzam cię skrzywdzić, przysięgam. Wiem, że nie masz powodu, by mi ufać, innego niż to, że właśnie uratowałem ci życie - powiedział, jak rozważył swoje słowa. - Gdybym chciał cię skrzywdzić, to czemu wydostałem cię z tamtej uliczki?
                Rozważałam swoje opcje przez minutę. Myślę, że miał rację. Ale może chce zabrać mnie do siebie, by mnie tam zamordować. Chociaż nie wyglądał na mordercę. Istnieje w ogóle tym mordercy? Myślę, że mózg płata mi figle. Przestałam myśleć racjonalnie. Byłam tak skołowana, że byłabym w stanie pomylić niebieski z zielonym, gdybyście zapytali mnie o to w tej chwili.
                Tyler westchnął, widząc moje wątpliwości.
                - Słuchaj, mam dziewczynę, więc nie potrzebuję gwałcić jakiś samotnych lasek. I nie lubię grozić ludziom nożem. Ty mi nic nie zrobiłaś, więc dlaczego nagle miałbym chcieć cię skrzywdzić? - Wzruszył ramionami. - Nie wiem, co Justin powiedział ci o mnie, przypuszczam, że nic dobrego, ale był czas, kiedy byliśmy przyjaciółmi. Nawet on mógłby ci powiedzieć, że ponad wszystko szanuję kobiety.
                Tyler miał ten dziwny zwyczaj przerywania samemu sobie, co mnie rozśmieszyło. Prawdopodobnie pomyślał, że mam pękniętą czaszkę i dlatego zachowuję się tak dziwnie. Może miałam.
                - Czekaj, powiedziałeś, że ty i Justin byliście kiedyś przyjaciółmi - obserwowałam jego twarz pod żółtawym światłem lampy ulicznej, szukając oznak kłamstwa. Albo był w tym naprawdę dobry, albo mówił prawdę. W kocu ktoś był ze mną szczery. Nawet jeśli to miał być wróg mojego chłopaka.
                - Tak - przyznał Tyler, jakby zawstydzony, po czym dodał. - Brooklyn naprawdę zaczynam się martwić o twoje rozcięcia. Może wdać się zakażenie. Po prostu chodź do mnie, a ja odpowiem ci na każde pytanie.
                Byłam zdziwiona, że tak nalegał (skąd wiedziała, jak mam na imię?) i trochę tym zaniepokojona, więc wypaliłam: "okej" nie myśląc o tym dłużej. Głód informacji pokonał moją nieufność.
               
                Mieszkanie Tylera było małe, ale zaskakująco przytulne. Okazało się, że mieszkał po drugiej stronie parku, w pobliżu mieszkania Justina. Więc błąkałam się dokoła bloku Justina, zanim spotkałam tych mężczyzn.
                - Mieszkasz sam? - Zapytałam, kołysząc nogami na blacie kuchennym.
                - Nie, mam dwóch współlokatorów, ale są na imprezie, czy coś - powiedział, wkładając mały ręcznik pod bieżącą wodę w kranie. Mój brudny płaszcz wisiał na krześle.
                Zgubiłam swój dzianinowy kapelusz podczas przepychanki - jeśli mogę tak to nazwać - z dwoma facetami. Nie to, że szczególnie mi na nim zależało. Mój sweter najbardziej był brudny przy dekolcie, a niektóre perełki zrobiły się brązowo czerwone. To dałoby się uratować. Jednak nie byłam przekonana co do płaszcza.
                - Nie lubisz imprezować? - Spytałam głupio. Widziałam go imprezującego w klubie, on i Justin wdali się wtedy w bójkę. Byłam coraz bardziej przekonana, że musiałam uderzyć się w głowę.
                Tyler zaśmiał się, wykręcając ręcznik nad zlewem, po czym przyłożył mi go do rany, na co odsunęłam się gwałtownie.
                - Lubię, ale miałem dzisiaj plany z Alejandrą.
                Wypuściłam oddech.
                - Ona się wścieknie, zwłaszcza, gdy dowie się, że olałeś ją dla mnie. Nie za bardzo mnie lubi, prawda?
                Tyler spojrzał na mnie z krzywym uśmiechem.
                - Przejdzie jej - odsunął ręcznik, przechylając moją głowę lekko na bok i obejrzał ranę.
                Uważałam, że to trochę zabawne, że rozmawialiśmy o tym, czy nasi partnerzy nas nie zabiją, jeśli się dowiedzą - kiedy się dowiedzą. Choć do tej pory Tyler wydawał się miły. Spodziewałam się, że wyskoczy nagle z metalowym prętem i mnie uderzy, jak zrobił kiedyś w przypadku Justina. Kiedy o tym pomyślałam, przypomniało mi się, że Justin nie wspominał ostatnio o żadnych nieprzyjemnych spotkaniach z Tylerem. Mimo to wciąż byłam ostrożna. Nie byłam tak głupia, by uwierzyć Tylerowi, że nagle jest moim kolegą. Poza tym, ostatnio Justin nie do końca dzieli się ze mną zbyt wieloma szczegółami ze swojego życia.
                - Więc opowiedz mi o tym, jak ty i Justin zaczęliście się nienawidzić - powiedziałam po długim milczeniu, podczas którego siedziałam spokojnie i Tyler mógł opatrzyć moją szczękę. Wydawał się być ekspertem w opatrywaniu ran (co może znaczyć tylko jedno) i doszedł do wniosku, że nie potrzeba szwów, ale będę musiała często zmieniać opatrunek. Poczułam ogromną ulgę, bo potrzeba pójścia do lekarza wiązała się z powiedzeniem rodzicom, a ja za wszelką cenę będę starała się ukryć to przed nimi. Jak w ogóle można ukryć plaster wielkości połowy ołówka?
                Tyler westchnął głośno.
                - On w ogóle nic ci nie powiedział?
                Pokręciłam przecząco głową.
                - W porządku, skrócę to, by cię nie zanudzić - zaczął. - Znałem Justina chyba dłużej, niż kogokolwiek z moich przyjaciół i dłużej, niż on zna swoich. Dzieciaki nie nienawidzą się bez powodu, prawda?
                Chyba tak?
                - Więc Justin i ja zaprzyjaźniliśmy się. Dzieliliśmy się zabawkami na placu zabaw, graliśmy w gry wideo, spędzaliśmy razem czas i wszystkie inne bzdury, dopóki nie skończyliśmy piętnastu lat. Byliśmy dość nierozłączni.
                - Co się stało? - Zapytałam zniecierpliwiona.
                Prawdę mówiąc, byłam bardzo zaskoczona językiem Tylera. Przysięgam, to nie to czego się spodziewałam i był bardzo delikatny z moją raną. Gdyby to było nasze pierwsze spotkanie, a ja nie wiedziałabym o tym, jak pobił Justina wtedy, gdy ten przyszedł do mnie przez okno z raną na czole, naprawdę uznałabym go za przyjaznego i miłego.
                Tyler oparł się o blat naprzeciwko mnie i skrzyżował ręce na piersi. Skończył opatrywać moją ranę i czułam się lepiej, bo nie musiałam już patrzyć na tą całą krew i wiedziałam, że nie wda się żadne zakażenie teraz, kiedy była zdezynfekowana.
                - Dziewczyna się stała.
                Poczułam niewytłumaczalne ukłucie zazdrości w klatce piersiowej. Moje palce ścisnęły szklankę wody, którą podał mi Tyler, aż pobielały mi knykcie. To było bezsensowne i głupie z mojej strony, ale nigdy nie lubiłam myśleć o Justinie z innymi dziewczynami. Nawet wtedy, gdy byłam na niego wkurzona do entego stopnia.
                - Była taką trochę dziwką - powiedział Tyler bez wyrzutów sumienia. - Po kilku tygodniach, podczas których bawiła się nami obydwoma, w końcu to odkryliśmy i skończyło się walką na pięści. Oszczędzę ci szczegółów.
                Byłam oszołomiona. Wszystko to, cała ich nienawiść była spowodowana... przez dziewczynę? Dziewczynę, która bawiła się nimi w wieku piętnastu lat? To było śmieszne, jak dla mnie.
                - Więc to wszystko? - Spytałam, częściowo z nadzieją, że było coś więcej. Tylko bym mogła to zrozumieć, nie po to, że chciałam usłyszeć coś skandalicznego.
                Tyler wzruszył ramionami. Zastanawiałam się, czy Justin i on wiedzieli, jak wiele mieli podobnych gestów.
                - Od tej pory to tylko rosło. Zaczęliśmy wdawać się w bójki, gdy mieliśmy okazję, nasi przyjaciele tak jakby podzielili się na dwie grupy i postanowiliśmy nawzajem zamienić swoje życie w piekło.
                Moje oczy się rozszerzyły. Justin najprawdopodobniej nie powiedział i po tym wcześniej, bo było mu wstyd. To znaczy, ta historia była kiepska. Naprawdę kiepska.
                - Nigdy nie próbowaliśmy rozwiązać naszych problemów, więc nienawiść tylko rosła - dodał Tyler, uzupełniając moją szklankę wody.
                W ustach wciąż czułam posmak wymiocin, ale lepsze to, niż nic. - Szczerze mówiąc, teraz się tym nie martwię. Było spokojnie przez chwilę.
                Skinęłam głową z braku lepszej odpowiedzi. Wypiłam drugą szklankę wody i zeskoczyłam z blatu.
                - Możesz mi coś powiedzieć, Tyler? - Spytałam trochę niezdecydowana. Byłam gotowa do wyjścia, ale musiałam wiedzieć coś jeszcze.
                - Strzelaj - powiedział, kiwając głową. Cienkie warkoczyki zwisały luźno. Ledwo dosięgały ramion i przypominał mi Jadena Smitha z czasów Karate Kid.
                - Ścigasz się? - W jego oczach błysnęło zaskoczenie. - Wiesz, chodzi mi o nielegalne wyścigi uliczne - wyjaśniłam, gestykulując rekami, jak zawsze, kiedy jestem zdenerwowana.
                - Wiem, co masz na myśli - przerwał mi ostro, zanim zmienił ton na łagodniejszy. - Tak, ścigam się.
                Przygryzłam wnętrze policzka. Nie miał problemu z przyznaniem się do tego.
                - A Justin... też się ściga? - Potencjalna odpowiedź całkowicie mnie przeraziła. Prawie żałowałam, że w ogóle o to zapytałam. Miałam swoje podejrzenia, ponieważ widziałam wgniecenie w samochodzie Justina, ale teraz chciałam po prostu przymknąć na to oko. Czego nie wiesz, to cię nie zaboli, czy inne bzdury.
                - Widziałem go kilka razy. Przykro mi - powiedział i przez chwilę zastanawiałam się co to może oznaczać. Ale co go to obchodzi? Nie przejąłby się, gdyby Justin miał wypadek, czy takowy spowodował. Nie interesowało go to, co się wydarzyło w przeszłości. Nie wiedział o Michaelu i jak to doprowadziło do poważnej kłótni między mną, a Justinem. W tej chwili wydawało mi się, że nasz związek znowu balansuje na krawędzi. Naprawdę tego nie chciałam. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, by go uratować, jeśli jest jeszcze co ratować.
                Frustracja szczypała mnie w oczy i zanim pozwoliłam łzom spłynąć, złapałam swój płaszcz.
                - Dzięki za wszystko - powiedziałam szybko do Tylera, kierując się do drzwi.
                Próbował mnie powstrzymać i przekonać, bym pozwoliła mu odprowadzić mnie do domu. Ale obiecałam, że wszystko będzie okej. Choć nie pozwolił mi wyjść, dopóki nie nabazgrał swojego numeru telefonu na kartce papieru i nie wręczył mi jej. Mam nadzieję, że nie spodziewał się, że zadzwonię. To znaczy, byłam mu wdzięczna za pomoc, ale to nie czyni z nas przyjaciół. Nie chcę żadnych kłopotów z Justinem, więc jeśli mogę trzymać to z dala od niego, tak będzie lepiej.
                Tym razem, gdy przekroczyłam próg i wyszłam na ulicę, nie przestałam swobodnie oddychać. Zaczęłam biec i zatrzymałam się dopiero przy taksówce.

**

                Myślę, że byłam głupia myśląc, że już się nie rozpłaczę. Gdy tylko kierowca odpalił silnik, zwinęłam się w kącie na tylnym siedzeniu i zaczęłam cicho płakać. Wszystko mnie przytłoczyło i nagle nie mogłam się doczekać powrotu do domu, aż schowam się w swoim łóżku z dala od tych potworów z ulicy. Wiedziałam, że nie łatwo będzie mi o tym zapomnieć, zwłaszcza, że nie zamierzałam nikomu o tym powiedzieć. Zmartwieni rodzice, czy Kelsey byli ostatnią rzeczą, jakiej teraz chciałam. Blake prawdopodobnie zorientuje się w końcu, że coś jest nie tak.
                Kierowca spojrzał na mnie tak, jakbym była jakimś ćpunem, gdy podawałam mu pieniądze, mając przekrwione oczy. Nie obchodziło mnie to. Szybkim krokiem udałam się do wysokiego budynku, w którym mieszkałam, prawie na kogoś wpadając.
                - Blake?
                Tył głowy chłopca z pewnością wyglądał, jak blond włosy mojego brata, ale całował się z facetem tuż przed naszymi drzwiami. Drzwiami od strony ulicy. Gdzie co chwilę przechodzili jacyś ludzie, a dozorca patrzył z rozbawionym uśmiechem. Chłopak oderwał się od swojego towarzysza, a jego oczy przypominały wielkością spodki, kiedy mnie dostrzegł. To faktycznie był Blake. Moja szczęka opadła niemal do chodnika.
                - Blake - powtórzyłam. Zamrugał, a chłopak obok niego zaczerwienił się, jak pomidor.
                Przenosiłam spojrzenie to na jednego, to na drugiego, aż to do mnie dotarło. Ogromny uśmiech wkradł się na moją twarz, a na twarzach zarówno mojego brata, jak i nieznajomego pojawił się wyraz zmieszania. Przytuliłam mocno Blake'a, bo potrzebowałam pocieszenia i ze szczęścia, że w końcu odkryłam jego sekret.
                - Nie masz... nic przeciwko temu? - Zapytał marszcząc brwi, gdy mnie objął.
                - Żartujesz sobie? Po najbardziej gównianym dniu w moim życiu, to nie mogłoby mnie bardziej uszczęśliwić - westchnęłam, uśmiechając się to drugiego chłopaka, który wciąż wyglądał na zakłopotanego. - Jestem Brooklyn - przedstawiłam się.
                - Kevin - powiedział, wyciągając w moją stronę dłoń.
                Zamiast jej uścisnąć, przytuliłam go, co odwzajemnił z zakłopotaniem. Wyobraziłam sobie, że posyła pytające spojrzenie do mojego brata ponad moim ramieniem.
                Kevin był niższy od Blake'a, ale wyższy ode mnie. Jego bladoniebieskie oczy okryte było za parą kujonek i miał dłuższe ciemnobrązowe włosy, które otaczały jego głowę. Był uroczy.
                - Nie uważasz, że to jest... dziwne? - Blake wciąż marszczył brwi.
                - Oszalałeś, Blake? Naprawdę bałeś mi się do tego przyznać? Myślałam, że bierzesz narkotyki, czy coś! Naprawdę mi ulżyło - przytuliłam go ponownie. - Wiesz, że kocham cię, mimo wszystko. Jesteś moim ulubionym bratem - puściłam mu oczko, na co Kevin się roześmiał.
                Kiedy staliśmy tak na środku chodnika, rozmawiając o tym, jak Kevin i Blake się poznali i dlaczego się martwił, że możemy tego nie zaakceptować, poczułam iskierkę nadziei dla siebie. To nie będzie łatwe, ale to nie znaczy, że niemożliwe. Wciąż byłam wstrząśnięta tym prawie-gwałtem, ale teraz wydawało mi się to odległym wspomnieniem. Czytałam gdzieś, że umysł ma tendencję do blokowania rzeczy, których nie jest się w stanie podjąć, aby nie dostać szoku. Może to właśnie mi się przytrafiło. Może mogłabym zapomnieć o dzisiejszej nocy i skupić się na przyszłości. Może jutro wszystko będzie wyglądać lepiej.
                Być może, ale tylko może, wciąż jest nadzieja dla mnie i Justina. 


_____________


NOWE TŁUMACZENIE - "NOT SAFE FOR WORK"
ZAPRASZAM

161 komentarzy:

  1. Świetny ily ❤️❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się, choć jest strasznie przygnębiający ;(

      http://uciekacnadno.blogspot.com/

      Usuń
  2. OMG... Płacze... O, kurwa. Dajcie mi chusteczki

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. O matko! JUSTIN !!!!!! KUTASIE !!! Weź ty się wreszcie za Brooklyn

    OdpowiedzUsuń
  5. O matko chce już następną część <3 <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  6. CAN I JUST DIE NOW ? X,ZBHCDJSCBSDJLVC

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jpdl jaki inglisz HAHAH. ACAN I JUST DIE NOW? W jakim czasie to pisałaś?? Taki czas nie istniej w angielskim i jestem pewna że to pisałaś na translaterze google :)

      Usuń
  7. Super czekam NN

    OdpowiedzUsuń
  8. błagam, nie chce więcej takich rozdziałów, to nie ma moje nerwy. On sie nie zmieni boję się jak to się skońcy i cos czuję że moje przeczucia się sprawdzą

    OdpowiedzUsuń
  9. kurwa, płaczę. tak bardzo czuję teraz ich ból, boję się o nich.
    BOŻE WSZECHMOGĄCY, BŁAGAM CIĘ, NIECH ONI BĘDĄ RAZEM, PATRZ JACY SĄ IDEALNI.
    dajcie mi chusteczki, omg

    OdpowiedzUsuń
  10. drama timee xx czekam na nn ♥

    OdpowiedzUsuń
  11. JA TU ZAWAŁUJE.. później będzie jeszcze goooorzej. :C

    OdpowiedzUsuń
  12. Oni muszą być razem. Po prostu muszą... Po przeczytaniu tego rozdziału strasznie mi się przykro zrobiło :/

    OdpowiedzUsuń
  13. ZAWAŁ boze.. ja placze... a ja sie nigdy nie wzruszam ;ooo ;cc zabije biebera nie no ja bym zabila justina i antoniego xD czekam do jutra ;**

    OdpowiedzUsuń
  14. OSZ KURWA! :o
    I SMELL MORE DRAMA! :3
    NARKOTYK! CZEKAM! :* :3

    OdpowiedzUsuń
  15. Super!!! Do jutra

    OdpowiedzUsuń
  16. Genialne <3 Nie moge doczekac sie nastepnego :-*

    OdpowiedzUsuń
  17. Czy oni zerwali ? :-(

    OdpowiedzUsuń
  18. To było takie smutne... Jejkuu, nie lubię, kiedy oni się tak kłócą, nooo. :(
    http://its-like-youre-screaming.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  19. Kurcze za kazdym razem gdy Drew jest smutny to chce mi się plakac co nie znaczy, ze pochwalam jego zachowanie :c

    OdpowiedzUsuń
  20. O MÓJ BOŻE.!!! Co się dzieje?? Tyle emocji!
    Bardzo dziękuję za tłumaczenie! To naprawdę wiele dla mnie znaczy że poświęcacie swój czas na to! Kocham was bardzo mocno! Czekam na nn! <3
    @JustenAkaMyLove

    OdpowiedzUsuń
  21. omg asdfghjxvf drama time :D
    ciekawe co będzie dalej :p
    dziękuję za tłumaczenie <3

    OdpowiedzUsuń
  22. KURWA JUSTIN TY POPIERDOLONY MAŁY CWOKU!! DLACZEGO JEJ NIE ZATRZYMALES? JA PIERDOLE GDYBYM BYŁA NA MIEJSCU BROOKI TO PIZNELABYM MU W ŁEB CZYMŚ CIĘŻKIM!!!! KOCHAM TO ITD ALE W OSTATNICH ROZDZIAŁACH JUS ZDECYDOWANIE BYŁ CHUJEM :(( NIENAWIDZĘ TAKIEJ DRAMY!!!!""

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Popieram. Zachował się jak chuj!

      Usuń
  23. O KURWA RYCZE SB O.o
    Dziękuję, że tłumaczysz xx

    OdpowiedzUsuń
  24. jezuuu *.* kocham ;** czekam na następny ;]

    OdpowiedzUsuń
  25. o matko o matko o matko to jest BOSKIE ♥

    OdpowiedzUsuń
  26. Jpl. Justin? Boze co ty kurde robisz? Jejuu poplakalam sie. Nie ja nie moge.

    OdpowiedzUsuń
  27. OMG nie mg sie doczekać drugiej części <3 cudowny :(

    OdpowiedzUsuń
  28. Świetny czkam na nn część :)

    OdpowiedzUsuń
  29. Aa i mam pytanie. Podobno zblizamy sie do konca. A dokladnie? Ile orginal ma rozdzialow? Nadal jest pisany? Mam nadzieje ze odpowiesz to dla mnie wazne xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, to nie umiem Ci powiedzieć, bo owszem, oryginał wciąż jest pisany :) Póki co jest 58 rozdziałów miało być jeszcze jakieś cztery do końca, ale autorka napisała ostatnio, że ma kilka nowych pomysłów i rozdziałów będzie troszkę więcej :)

      Usuń
  30. oo, ale akcja;o

    OdpowiedzUsuń
  31. O mój boże =-O
    RYCZE a to dopiero pierwsza część:****
    Kocham was :*****

    OdpowiedzUsuń
  32. Błagam nie, oni muszą być razem #ForeverTogether

    OdpowiedzUsuń
  33. Jezus Maria.... To się porobiło....

    OdpowiedzUsuń
  34. Powiem tyle WOW .

    OdpowiedzUsuń
  35. OMG. WOW. NIE SPODZIEWAŁAM SIĘ! DO CHOLERY DAWAJ RESZTE! UWIELBIAM TO OPOWIADANIE <<<333

    OdpowiedzUsuń
  36. Jsbsksxbishdxi pożyczy ktoś chusteczkę? ;(( <3

    OdpowiedzUsuń
  37. świetny jak zwykle czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  38. W moje urodzinki taki smutaśny rozdział :( i swietnie tlumaczone

    OdpowiedzUsuń
  39. Dobrze ze nie zerwali :-*

    OdpowiedzUsuń
  40. aaa dzięki za rozdział ;) i nawet fajnie jak dajesz częściami

    OdpowiedzUsuń
  41. OMB płacze :c

    OdpowiedzUsuń
  42. OMG jakie emocje O.O

    OdpowiedzUsuń
  43. O której będzie 2 część ? Nie mogę się już doczekać :D

    OdpowiedzUsuń
  44. To najlepsze opowiadanie jakie kiedykolwiek czytałam! <3 Po prostu je uwielbiam. Nie raz się popłakałam czytając to. Te momenty trzymające w napięciu... Te emocje... I prawdziwa miłość Justin'a i Brooklyn <3 Mimo tej sytuacji między nimi, ja i tak wierzę że znów będą szczęśliwi...

    OdpowiedzUsuń
  45. JEZU JA JUŻ CHCE DALSZĄ CZĘŚĆ . < :(
    I WQL JESTEŚCIE NAJELPSZEEEEEE . !

    OdpowiedzUsuń
  46. <3 Genialny blog :*

    OdpowiedzUsuń
  47. o maj gad. ;oo ale sie dzieje... Szkoda, że Justin nie powiedział tego wszystkiego co chciał. I wgl to ja chce żeby bylo jak dawniej. Mam nadzieję... nie, to musi sie ułożyć. </3 Dziekuje że tłumaczysz. ;3 @69_danger

    OdpowiedzUsuń
  48. Placze :( nie lubie jak sie kloca.
    Justin wez plotek i przebij to szklana scianr i zatrzymaj B. MACIE BYC RAZEM, BO JA TAK CHCE! zostaw ta pieprzona prace u Anthoniego i wez ogarnij.
    Draaaaama.
    Czekam na nastepny, bo dzis jest jutro hihihi :)))

    Przeczytajcie, prosze :)
    Zapraszam xo
    http://justin-my-lifesaver.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  49. jak ja nienawidzę kiedy oni się kłócą ;-;
    niech sie szybko pogodzą bo ja nie przeżyję jak zerwą ;-;

    OdpowiedzUsuń
  50. gjbdjkfhkgshgkdhgdkhgkfdkgh cudoooo! czekam na nn jutro ;3
    PS. cudownie tłumaczysz *,*
    @Danger12345678

    OdpowiedzUsuń
  51. Boze !!!! Mam tylko nadzieje, ze nadal bd razem !!!!!

    OdpowiedzUsuń
  52. Serio kocham twojego bloga i jestem wielką fanką jego ;)

    OdpowiedzUsuń
  53. gdzie ta druga część?

    OdpowiedzUsuń
  54. ja chce już 2 część *.*

    OdpowiedzUsuń
  55. Chcę już 2 część :* P.S. Blog jest świetny <3

    OdpowiedzUsuń
  56. Ciekawe co się stanie w 2 części :D Świetne tłumaczenie <3

    OdpowiedzUsuń
  57. Justin, ogarnij dupe :D
    Rozdział jak zawsze świetny <3

    OdpowiedzUsuń
  58. Ogolnie dramy beda ehhh

    OdpowiedzUsuń
  59. Matko boska jsjsjsjsjdhee boze druga czesc szybko jsjjjejee jezu placze ksjsn

    OdpowiedzUsuń
  60. Kiedy dodasz 2 czesc ? Miala byc dzisiaj :-(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam to samo xd
      Co 10 min sprawdzam, czy nie ma xd

      Usuń
  61. jezu ryczę :( :( chce dalej !! @mrraau

    OdpowiedzUsuń
  62. Ma ktoś kontakt z tłumaczką? Będzie dziś? ;*

    OdpowiedzUsuń
  63. O mój Boże :CCC Ogólnie rozdział jest świetny ale dramatyczny jak cholera KOCHAM

    OdpowiedzUsuń
  64. o Boże, smutno ;c

    OdpowiedzUsuń
  65. świetnyyyyy ; ) jak zawsze zresztą ; ) czekam na kolejny ; )

    OdpowiedzUsuń
  66. Jej kiedy będzie druga część ???<333

    OdpowiedzUsuń
  67. Kiedy nowy rozdział ? Miał być wczoraj :P P.S. Świetne tłumaczenie <33333

    OdpowiedzUsuń
  68. KOCHAM<3
    Zapraszam do mnie http://opowiadanieojusstinie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  69. świeetny :*** RYCZĘ NORMALNIE PS. kiedy nowy rozdział bo miał być wczoraj??

    OdpowiedzUsuń
  70. Nie mogę się doczekać 2 części! <3

    OdpowiedzUsuń
  71. Kiedy następny ? :O

    OdpowiedzUsuń
  72. Dodasz dziś? <3

    OdpowiedzUsuń
  73. Kiedy dodasz następny ?? :* świetneee jak zawsze :****

    OdpowiedzUsuń
  74. Kiedy dodasz następną część ??? :*** <3

    OdpowiedzUsuń
  75. Kidy następna część ?

    OdpowiedzUsuń
  76. Kiedy dodasz 2 część ?

    OdpowiedzUsuń
  77. UWAGA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
    druga część powinna być dzisiaj, bo wczoraj CBBieber nie miała czasu jej dodać :)

    OdpowiedzUsuń
  78. Mniej wiecej o ktorej godzinie dzisiaj ?

    OdpowiedzUsuń
  79. Z tego co wiem to poznym wieczorem ;)

    OdpowiedzUsuń
  80. To wkońcu kiedy będzie następny ???

    OdpowiedzUsuń
  81. Strasznie wciąga, dobre tłumaczenie, czekam na ciąg dalszy :)

    OdpowiedzUsuń
  82. To kiedy w końcu będzie 2 część rozdziału???????

    OdpowiedzUsuń
  83. Kocham to opowiadanie. Przeczytalam po angielsku i czekam na olejny rozdzial angielski. Po prostu GRAAAAAAAAMAAA plakalam jak bobr xd zajebisty blog. Po prostu niesamowity. Mam nadzieje ze skonczy sie HAPPY END'EM :D

    OdpowiedzUsuń
  84. Kiedy 2 czesc ?

    OdpowiedzUsuń
  85. Fantastyczny rozdział :D czekam na 2 część <3 kocham *_*

    OdpowiedzUsuń
  86. Ile będzie części tego rozdziału ? :D

    OdpowiedzUsuń
  87. Kiedy będzie druga część miała być 3 dni temu :(

    OdpowiedzUsuń
  88. Kiedy 2 część ? <33

    OdpowiedzUsuń
  89. Piekno w brzydocie....
    naprawde sskoda ze tak to sie skonczylo.
    zniecierpliwoscia czekam na kolejny rozdzial

    OdpowiedzUsuń
  90. Świetna 2 część <33333333 Nie mogę doczekać się 55 rozdziału :D

    OdpowiedzUsuń
  91. jej a ja myślałam że to Tyson był . A tu taka niepodzibnka

    OdpowiedzUsuń
  92. kłótnia, broń, gwałt, Tayler, Blake. omg. musze to poskladac w calosc :D

    OdpowiedzUsuń
  93. jejuuu....nie wiem od czego zacząć, tyle się działo, omg...KOCHAM TO!! boskie, boskie booskie, jeeju no, Brooklyn, napad i pomoc Taylera o maamo i do tego jej brat jeeezuuu, serio, szok przeżyłam ;D już się nie mogę doczekać nn i co na to wszystko Justin, bo na pewno on coś będzie miał do tego, ale tak bardzo nie chce dramy eh, okej, czekam ;D kc :*

    OdpowiedzUsuń
  94. fdghdfgkdgkhdfkhde to jest takie zajebiste.. o.O
    @Dager12345678

    OdpowiedzUsuń
  95. mam ochotę nakopać mu do dupy ! sjbdf

    OdpowiedzUsuń
  96. omg ile sie dzieje sjdhjhsgfjs kocham to jdfjsdbfbshj blake taaaaak nareszcie sfkjshdfhs

    OdpowiedzUsuń
  97. co sie działo ?! jestem w szoku ; o czekam na kolejny ; )

    OdpowiedzUsuń
  98. OMG podczas rozdzialu plakalam, bylam zrozpaczona a na koncowce z Blakem i Kevinem sie usmiechalam :)
    To byla mieszanka uczuc, nie moge doczekac sie dalszych rozdzialow. Love, czekam na nastepny xx

    OdpowiedzUsuń
  99. mogłabyś mnie informować o rozdziałach na tt? :) @ILoveRirisHug

    OdpowiedzUsuń
  100. Mam przeczucie, że Justin zginie w wyścigu samochodowym XD :/

    OdpowiedzUsuń
  101. swietne !!!!!!!!! kocham kocham <333
    boże ;*** czekam nn

    OdpowiedzUsuń
  102. Rozdział jak zwykle świetny *.* Chciałabym się dowiedzieć czy będziecie tłumaczyły tylko 56 podajże zapisanych na tych blogu czy wszystkie jakie autorka napisze ? proszę o odzew :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tłumaczymy wszystko, a póki co autorka napisała 58 rozdziałów

      Usuń
  103. Jej hej jestem tu tak jak by nowa i przeczytałam wszystkie rozdziały za jednym zamachem i po prostu się "zakochałam " uwielbiam wasze tłumaczenie mocnoo mocnoo ...Mamy nadzieje ze wszystkimi lasakmi tutaj że miedzy nimi bedzie ok i Justin sie ogarnie i nie pozwoli jej odejsc !!!! Prawda ? ;( Dobra tyle na początek xx Kochamm was i pozdrawiam ;*** @xKaRolAxX mój twitter nowy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam ze błędy w komentarzu ..raz jeszcze @xKaRolAxX ;*

      Usuń
  104. aaa dzięki ze dodałaś i fajnie jak tak częściami

    OdpowiedzUsuń
  105. Rycze.. Czekam na kolejny !!
    <33
    Kiedy dodasz ? Nie mogę się doczekac !

    OdpowiedzUsuń
  106. Hahah uzalezniona juz chyba jestrm :) codzienie po ile razy juz tu wchodze

    OdpowiedzUsuń
  107. kiedy planowany kolejny ?

    OdpowiedzUsuń
  108. kocham to <3

    zapraszam na moje tlumaczenie http://tlumaczenie-irreplaceable.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  109. Kooooocham ! Czekam na kolejny !
    Kiedy dodasz ?
    Nshshshsjsbsjsjansjsjsgs <333

    OdpowiedzUsuń
  110. Czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  111. Świetny rozdział :D Czekam na następny :D

    OdpowiedzUsuń
  112. dzięki że tłumaczysz :)

    OdpowiedzUsuń
  113. OMG CO TU SIE DZIEJE ZAJEBISTE OMG
    zapraszam na swojego bloga
    http://do-not-lie-anymore.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  114. Kiedy kolejny ??? Dodasz jutro ? Czekamy ;** gfdssfhjocdtjkv <33

    OdpowiedzUsuń
  115. Właśnie przeczytałam całego bloga i muszę przyznać że jest świetny! To najlepsze tłumaczenie jakie kiedykolwiek czytałam. Ten rozdział również jest fantastycznie napisany :) Akcja strasznie mnie wciągnęła i już nie mogę się doczekać następnego rozdziału! :)

    OdpowiedzUsuń
  116. Boże, nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! Tłumaczysz świetnie!
    Podejrzewałam coś ,że jej brat okaże się gejem, ale co jesteśmy tolerancyjni co nie? :)
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.. :D
    A chyba zaczne czytać te opowiadanie po az 2 od początku huh xd

    OdpowiedzUsuń
  117. Kiedy następny rozdział ? :D

    OdpowiedzUsuń
  118. ŚWIETNE ! tak samo jaki inne twoje rozdziały, czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  119. Czekam na następny :D ... Ciekawe co się wydarzy :O

    OdpowiedzUsuń
  120. Kocham, kocham, kocham <3
    Ps. Kocham :D

    OdpowiedzUsuń
  121. OMG ! Justin co ty do cholery robisz ? ;/
    A co do Tayera bym się nie spodziewała :D

    OdpowiedzUsuń
  122. Czytam już dłuższy czas to opowiadanie i dopiero teraz odważyłam się skomentować. <3 Na prawdę jest genialne! Tak bardzo płakać mi się chciało.. W ogólnie tak myślałam, że ona i Tyler jakoś się dogadają i w ogóle, ale ciągle nie mogę się przyzwyczaić się do tego, że jest czarnoskóry, hahaha na prawdę. xd Wyobrażam sobie go jako przystojniaka z Pamiętników Wampirów, aktora, który gra tam też Tylera. :D Uwielbiam to opowiadanie. <3<3<3

    OdpowiedzUsuń
  123. Ona powiedziełą :Lubisz mnie?"
    | On powiedział "nie".
    | Myślisz ze jestem ładna? - zapytała.
    | Znowu powiedział "nie".
    | Zapytała wiec jeszcze raz:
    | " Jestem w twoim sercu?"
    | Powiedział "nie".
    | Na koniec się zapytała: "Jakbym odeszła, to byś
    | płakał za mną?" Powiedział, ze "nie".
    | Smutne - pomyślała i odeszła.
    | Złapał ja za rękę i powiedział: "Nie lubię Cię,
    | kocham Cię. Dla mnie nie jesteś ładna,
    | tylko piękna. Nie jesteś w moim sercu,
    | jesteś moim sercem. Nie płakałbym za Tobą,
    | tylko umarłbym z tęsknoty."
    | Dziś o północy twoja prawdziwa miłość zauważy, że
    | Cię kocha.
    | Coś ładnego jutro miedzy 13-16 się zdarzy w Twoim
    | życiu, obojętnie gdzie będziesz w domu, przy
    | telefonie albo w szkole.
    | Jeśli zatrzymasz ten łańcuszek, nie podzielisz się
    | tą piękną historią - to nie znajdziesz szczęścia w
    | 10 najbliższych związkach, nawet przez 10 lat.
    | Jutro rano ktoś Cię pokocha.
    | Stanie się to równo o 12.00.
    | Będzie to ktoś
    znajomy.
    | Wyzna Ci miłość o 16.00
    |Jeśli ci się nie uda wysłać tego do 20 komentarzy zostaniesz na zawsze sam\sama

    OdpowiedzUsuń