49. He could be the one

Brooklyn

                Obserwowałam krople deszczu spływające po szybie obok mnie, mieszając słomką w swoim milkshake'u. Na zewnątrz padało, więc Justin zaproponował, byśmy zjedli coś u Betty, zanim wrócę do domu. Spojrzałam na chłopaka o piaszczystych włosach, siedzącego naprzeciwko mnie, jego oczy wpatrzone były w burzę na zewnątrz. Błyskawice przecinały ciemniejące niebo, przez co wydawało się, że jest jeszcze później, niż było w rzeczywistości. W przeciwieństwie do większości ludzi, lubiłam burze. To znaczy, nie stanęłabym na środku ulicy, by trzasnął we mnie piorun, ale podziwiałam jak błyskawice rozświetlały miasto.
                Poprawiłam się w fotelu, krzywiąc się, gdy materiał mojego swetra otarł się o bandaż zakrywając wrażliwą skórę na moim biodrze. Próbowałam udawać spokojną w salonie tatuażu - i muszę przyznać, że mi się udało - ale bolało mnie jak diabli, gdy igła przebiła moją skórę, szczególnie przez pierwsze kilka minut. Mimo to cieszyłam się ze swojej małej korony księżniczki. Zdecydowanie było warto i nie potrafiłam myśleć o niczym innym. Korona była doskonałym symbolem mojego największego marzenia, by zostać księżniczką - w przenośni, oczywiście. Nie spodziewałam się, że zakocha się we mnie jakiś prawdziwy książę z europejskiego kraju, jak w tym filmie "Książę i Ja". Chciałam po prostu swojego własnego księcia z bajki - który by mnie szanował, kochał i traktował tak, jakbym była jedyną dziewczyną na świecie - i byłam całkiem pewna, że już znalazłam taką osobę. Mam świadomość, że jestem młoda, wiele może się wydarzyć i zakończyć związek, że wielu ludzi w nas wątpiło, że nasz związek nie był taki łatwy... Ale chciałam, żeby tak już było zawsze. Chciałam, by Justin był tym jedynym. I naprawdę byłam przekonana, że nim był.
                Głos Justina sprowadził mnie na ziemię.
                - Przestań czuć się tak super, bo masz tatuaż. Jeden nie czyni z ciebie buntowniczki - Powiedział żartobliwie.
                Wtedy zdałam sobie sprawę, że cały czas miałam uśmiech na twarzy. Musiał pomyśleć, że to dumny uśmiech, a nie rozmarzony i nie zamierzałam mu powiedzieć, o czym teraz myślałam. Jestem pewna, że przeraziłby się, gdybym mu powiedziała, że jest moją drugą połówką. Moją bratnią duszą. Moim długo i szczęśliwie.
                Muszę przestać oglądać niektóre filmy dla dziewczyn i czytać romansidła, pomyślałam.
                - Będę się czuła buntowniczką, kiedy będę chciała - Odparłam dziecinnie, na co się roześmiał.
                Justin prawie kończył talerz kręconych frytek, który zamówiliśmy na pół, a jego waniliowy milkshake - jego ulubiony - był już w połowie wypity.
                "Betty" byłą dziś o wiele bardziej zatłoczona, niż w październiku, gdy Justin wziął mnie tu na "przyjacielską randkę". Wtedy Betty uważała, że byłam dla Justina kimś więcej, niż koleżanką. Wtedy walczyłam z rosnącym uczuciem wobec Justina. Tyle się zmieniło od tego czasu. Wydaje się, że minęły lata, a nie kilka miesięcy. Ledwo słyszałam muzykę w tle, z powodu krzyku dzieci i rozmów przyjaciół i par, siedzących tu dzisiaj. Właściwie nie widziałam jeszcze Betty. Jakaś wesoła blondynka podeszła do naszego stolika i przyjęła zamówienia. Justin chyba jej nie znał, ale od razu ją polubiłam, gdy zauważyła, że on był moim chłopakiem i w odróżnieniu od każdej innej dziewczyny na tej planecie, nie próbowała z nim flirtować.
                - Cieszę się, że prezent ci się spodobał - Powiedział Justin, bębniąc palcami w blat stolika i posyłając mi uroczy uśmiech.
                Uśmiechnęłam się.
                - Twoje prezenty zawsze są niesamowite - Przyznałam, myśląc o graffiti, które dostałam na urodziny, przywieszkę w kształcie wagonu metra, nieśmiertelnik, który dał mi ot tak, gdy siedzieliśmy na moim ulubionym drzewie w Central Parku...
                Chyba zauważyłam, jak lekko się zarumienił, ale szybko ukrył to śmiechem i spojrzał w dół. Nie był przyzwyczajony, że ludzie komplementują go i to nie ma nic wspólnego z jego twarzą i ciałem.
                - Jak w ogóle za to zapłaciłeś? Nie wiedziałam, że tatuaże są takie drogie - Powiedziałam ciekawa, czemu przekłucie skóry igłą kosztuje mniej więcej tyle, co przyzwoita para butów w Macy's.
                - Zarobiłem przez śpiewanie na ulicy w ciągu tygodnia. Nie martw się o pieniądze - Zapewnił mnie Justin ze swoim typowym uroczym uśmiechem.
                Skinęłam głową, biorąc łyk ze swojego koktajlu mlecznego. Czułam się źle, że wydał na mnie tyle pieniędzy. Wiedziałam, że jego rodzina nie miała zbyt wiele pieniędzy i choć nigdy nie widziałam, by Pattie lub Jeremy naciskali na Justina, by zarabiał na utrzymanie rodziny, to wiedziałam, że i tak to robił. Tym co martwiło mnie jeszcze bardziej, to sposób w jaki zarobił te pieniądze. Z pewnością granie na ulicy miasta takiego, jak Nowy Jork - gdzie co kawałek ktoś coś śpiewa, chcąc zarobić - nie da trzystu dolarów dziennie. Jednak nie zauważyłam niczego podejrzanego jeśli chodzi o "prace", które kiedyś wykonywał.
                - Jakieś wieści od twojego taty? - Zapytałam wesoło, gotowa na dobre wiadomości.
                Biorąc pod uwagę, że nie widziałam Justina smutnego odkąd Jeremy wyjechał - przynajmniej nie z tego powodu - miałam nadzieję, że wszystko było okej.
                Oczy Justina natychmiast rozjaśniły się na wzmiankę o jego ojcu.
                - Tak, dostaliśmy list kilka dni temu. Zapomniałem ci powiedzieć - Powiedział przepraszającym tonem.
                - W porządku - Uśmiechnęłam się - Co napisał?
                - Że u niego dobrze... Na tyle, na ile może być. Zazwyczaj nie podaje nam wielu szczegółów na temat tego co robi, ponieważ nie jest to zbyt... Przyjemne - Wzruszył ponuro ramionami.
                Sięgnęłam ręką ponad stołem, by chwycić jego dłoń. Ścisnęłam delikatnie jego palce, zanim powiedziałam.
                - Zobaczysz, zanim się obejrzysz, on będzie tu z powrotem.
                Starał się wygiąć swoje usta w uśmiechu, ale gest ten był zbyt wymuszony.
                - Po prostu... Każdego dnia boję się, że coś może się stać - Spojrzał na swój koktajl i lekko zmarszczył brwi. Szkoda, że nie mogłam niczego zrobić, by Jeremy nie musiał wyjeżdżać i Justin mógłby żyć swoim życiem, bez troski o tym, że po drugiej stronie świata może wydarzyć się coś strasznego.
                Otworzyłam usta, gotowa powiedzieć kilka słów, które miałam nadzieję, że go pocieszą, ale Justin mnie uprzedził.
                - To jest denerwujące, jakby ktoś szturchał cię patykiem w brzuch - Wolną ręką zrobił gest w powietrzu, po czym kontynuował - Ale zapominam o tym, gdy jestem z tobą. Odsuwasz moje myśli z dala od wszystkiego co mnie niepokoi - przyznał nieśmiało.
                Nie mogłam powstrzymać uśmiechu, który pojawił się na mojej twarzy.
                - Cieszę się z tego powodu - Wtedy zdałam sobie sprawę, że to ja przywołałam ten temat i przygryzłam wargę - Przepraszam, że o to zapytałam. Nie chciałam cię zasmucić.
                Justin pokręcił głową, ściskając moją dłoń.
                - Nie przepraszaj. Lubię czasem o nim porozmawiać.
                - On jest świetnym mężczyzną. Nie mogę się doczekać, by zobaczyć go ponownie - Uśmiechnęłam się, co Justin odwzajemnił.
                - Tak, ja też. Mam nadzieję, że wróci na przerwę wiosenną - Wysiorbał do końca swój koktajl, wydając z siebie zadowolony jęk - Brakowało mi tego.
                Zachichotałam zadowolona, ciesząc się, że Justin znów był radosny. Zdeterminowana, by podtrzymać radosną atmosferę, zapytałam.
                - Więc zobaczę cię ponownie w garniturze?
                Justin uniósł brew.
                - Czemu? Chciałabyś?
                - Może - Zamruczałam, ssąc kokieteryjnie swoją słomkę, gdy oparłam się łokciami na blacie.
                Justin się roześmiał.
                - Mówię poważnie - Powiedziałam, odkładając swój kubek na stół - Jak mamy się ubrać na wesele?
                - Powinienem wiedzieć? - Justin zmarszczył brwi, wyglądając na uroczo zmieszanego.
                - Tak, powinieneś - Roześmiałam się - Muszę wiedzieć w co się ubrać, a tym samym co powiedzieć rodzicom. Wiesz, jeśli to jest przyjęcie wymagające eleganckich strojów, to powiem im chyba, ze idę na szkolny bal...
                Justin mi przerwał.
                - Z tym, że ślub jest rano.
                - Dobrze wiedzieć. Muszę coś wymyślić - Postanowiłam - Skoro ma być strój koktajlowy, to powiem im, że wybieram się na brunch* u kogoś z moich przyjaciół.
                - Zapytam Mike'a - Powiedział szybko Justin, przerywając moje paplanie.
                - Cudownie - Uśmiechnęłam się - Ale postaraj się go namówić na garnitury.
                - Tak bardzo chcesz zobaczyć mnie w takim ubraniu? - Zapytał Justin, posyłając mi krzywy, kuszący uśmiech.
                Zacisnęłam usta.
                - Cóż, wolałabym zobaczyć cię nago, ale wątpię, by pozwolili ci wejść tak do kaplicy - Wypaliłam, na co Justin zakrztusił się frytką.
                Zarumieniłam się przez to, co właśnie powiedziałam, ale obserwowanie reakcji Justina było zbyt zabawne, bym tego żałowała.
                - Nie mogę uwierzyć, że naprawdę to powiedziałaś - Pokręcił głową, śmiejąc się z rozbawieniem.
                - Ja też - Wydałam z siebie gardłowy śmiech, rumieniąc się, gdy poczułam jego rękę na swoim kolanie pod stołem.
                Próbowałam ją strząsnąć, ale palce Justina przesunęły się w górę mojego uda, łaskocząc mnie, dopóki nie osunął się w fotelu.
                - Przestań - Mruknęłam cicho, patrząc na niego.
                Bałam się, że ludzie zauważą, że to robi, a nie chcę robić takich rzeczy w środku restauracji. W końcu miejsce było zatłoczone.
                Justin oblizał usta, starając się nie wybuchnąć śmiechem raz jeszcze.
                - Jesteś taka słodka - Zdjął rękę z mojego uda i usiadł normalnie.
                Odwróciłam wzrok, ukrywając się za kubkiem swojego czekoladowego milkshake'a. Nawet nie wiem, czemu robię sugestywne komentarze, skoro potem się wstydzę.
                Spędziliśmy kolejną godzinę w "Betty" rozmawiając i żartując, aż zrobiło się ciemno, a deszcz przestał padać. Kiedy w końcu wychodziliśmy, Betty podeszła do nas ze znaczącym uśmiechem na swojej pięknej twarzy.
                - Więc mimo wszystko miałam rację - Wskazała brodą nasze splecione palce - Wiedziałam, że wy dwoje skończycie razem.
                - Ja też wiedziałem. Nie zajęło mi długo, by rozkochać ją w sobie po tym dniu - Powiedział Justin z pewnością siebie.
                Uderzyłam go w ramię.
                - Myślę, że było na odwrót.
                Betty uniosła dłoń.
                - Och, przestańcie z tą słodkością. Wy dwoje, marsz z mojej restauracji. Już - Skinęła żartobliwie na szklane drzwi.
                Zachichotałam. Pewnie dla wszystkich innych wyglądaliśmy strasznie ckliwie. przynajmniej ja. Justin potrafił zachowywać się normalnie i zachować romantyzm na chwile, gdy byliśmy sami. Ja niestety żyłam sobie jak w bajce.
                - Zadbaj o tego małego Justina, kochanie - Powiedziała mi Betty, klepiąc rękę Justina.
                Przewrócił oczami, ale uśmiechnął się do niej.
                - Będę - Obiecałam. I to miałam na myśli, nie chodziło mi tylko o głupi żart.
                Potem pożegnaliśmy się z Betty i Justin odprowadził mnie do mojego samochodu. Bruk był mory, tu i tam były kałuże brudnej wody. Powietrze pachniało deszczem - zapach, który kocham, a lampy uliczne były już zaświecone. Justin puścił moją dłoń, kiedy dotarliśmy do mojego samochodu i położył dłonie po obu stronach mojej głowy przed drzwiami kierowcy.
                - Chcesz, żebym odwiózł cię do domu? - Spytał ochryple.
                - Mój samochód jest tutaj - Wyszeptałam, trochę oszołomiona jego tonem głosu i jego orzechowymi oczami wpatrzonymi w moje.
                - Wciąż będzie podwiezienie, jeśli ja będę prowadził - Zaproponował uroczo, chowając kosmyk moich włosów za ucho - Poza tym nie chcę, byś miała jakiś wypadek z powodu deszczu.
                Prychnęłam pod nosem. Deszcz wyparował tak szybko, jak dotknął rozgrzanego asfaltu, gdzie miliony samochodów jeździły po nim non-stop, cały dzień. Ale uważam, że to słodkie, że się o mnie tak martwi mimo, że potem nie będzie miał samochodu, by wrócić. Jakby uprzedzając moje następne pytanie, dodał.
                - Wrócę później metrem, nie przeszkadza mi to.
                Przechyliłam głowę na bok, nieświadomie przysuwając usta bliżej niego.
                - Okej - Powiedziałam. Nie odmówię spędzenia trochę więcej czasu z moim chłopakiem, którego brakowało mi w ciągu tygodnia.
                Justin uśmiechnął się, zanim cmoknął moje usta i wyjął moje kluczyki z kieszeni spodni. Nie oddał mi ich wcześniej, a nawet tego nie zauważyłam. Kiedy zamierzał się odsunąć, położyłam dłoń na jego policzku i złączyłam nasze usta w dłuższym pocałunku.
                - Jeśli teraz nie przestaniemy, to w ogóle nie wrócisz do domu - Ostrzegł mnie swoim uwodzicielskim głosem.
                Przygryzłam wargę, ale skinęłam głową, pozwalając Justinowi wsiąść za kierownicę, a sama usiadłam po drugiej stronie. Trzeba przyznać, że było coś seksownego w tym, że prowadził samochód - okej, wiele rzeczy było w nim seksownych - ale martwiło mnie to, że zawsze w jakiś sposób udało mu się omijać limity prędkości.
                Podróż była powolna, bo korki były ogromne. Nigdy nie widziałam tak wielu żółtych taksówek na raz, ale w końcu padało, poza tym, to Nowy Jork. Znowu zaczęła padać mżawka, gdy Justin jechał ulicami Bronxu w kierunku Manhattanu. Justin pozwolił mi włączyć ulubioną stację, ale narzekał przy każdej piosence, która się pojawiała. W nadziei na irytowanie go i droczenie się z nim, zaśpiewałam kilka piosenek ile sił w płucach. Skończyło się tak, że oboje wyśmialiśmy moje okropne wysokie nuty, a Justin zaśpiewał ze mną kawałek "Call Me Maybe". O dziwo wciąż puszczali to w radio. Według Justina, była to jedna z tych naprawdę kiepskich piosenek, które są tak złe, że przez to są chwytliwe i nie można wyrzucić ich z głowy, dopóki nie zaczniesz ich podśpiewywać. Moim zdaniem trochę dramatyzował.
                W połowie drogi przypomniałam sobie, że kupiłam z Kelsey paczkę lukrecji, więc wyjęłam ją z torebki, aby podzielić się z Justinem.
                - Chcesz? - Wskazałam czerwonym podłużnym cukierkiem w jego stronę.
                Justin zachichotał.
                - Co ty masz z tą lukrecją?
                Wzruszyłam ramionami, przewracając teatralnie oczami. Każdy ma jakieś zachcianki. Plus, miałam wrażenie, że Justin wciąż patrzył krzywo na lukrecję, bo nie był w stanie związać jej w supełek językiem.
                - Chcesz, czy nie.
                Poddając się w końcu, wyjął mi z ręki cukierek i zaczął go jeść, przy czym subtelnie zmienił stację radiową.

**

                Justin uparł się, aby odwieźć mnie aż do garażu, wyłączając silnik dopiero wtedy, gdy ustawił samochód idealnie między dwoma liniami na ziemi. Wiedziałam, że kochał jeździć, ale rany, miał lekką obsesję. Odpięliśmy pasy, ale nie zamierzaliśmy wysiąść. Kiedy radio się wyłączyło, jedynym dźwiękiem w samochodzie były nasze oddechy i palce Justina bębniące o kierownicę.
                - Dzięki za podwiezienie - Odwróciłam głowę w jego stronę. Pochyliłam się, by złożyć na jego ustach lekki pocałunek.
                Justin skinął głową, uśmiechając się w moje usta.
                - Nie ma za co.
                Po kolejnej przyjemnej ciszy powiedziałam.
                - Lepiej już pójdę, mama musi się...
                Justin przerwał mi, kładąc dłoń z tyłu mojej głowy, a usta złączyły się z moimi. Byłam tak zaskoczona tym nagłym ruchem, że moja torebka i płaszcz spadły na podłogę, a moja dłoń puściła klamkę. Justin odsunął się nieco, pozwalając mi złapać oddech.
                - Zostań trochę dłużej - Wyszeptał.
                Skinęłam tylko głową, niepewna, czy wydobędę z siebie choć jedno słowo. Moje ciało już było totalnym bałaganem. Jęknęłam cicho, gdy jego język przejechał po mojej górnej wardze i zacisnęłam dłonie na jego koszulce. Justin skorzystał z okazji, by wsunąć język do moich ust. Przesunęłam dłońmi po jego piersi, ignorując podłokietnik między przednimi fotelami, boleśnie wbijający mi się w bok. Niemniej jednak, Justin wydawał się to zauważyć, bo odsunął swój fotel do tyłu i pociągnął mnie na siebie. Usiadłam na jego kolanach, nie przerywając pocałunku. Moje palce zaplątane były w jego niesforne włosy, które teraz były odrobinę dłuższe po bokach i z tyłu, przez co mogłam delikatnie je pociągnąć. Justin jęknął w moje usta, natychmiast przenosząc usta na moją szczękę, a następnie na szyję. Poczułam, że jest mi zbyt gorąco w swetrze, ale nie mogłam zignorować faktu że byliśmy na parkingu w garażu, gdzie był kamery wysokiej rozdzielczości, a w każdej chwili mógłby wejść tu jakiś sąsiad. Przez to, że Justin ssał moją szyję, nie mogłam się skupić na niczym innym, czułam fale przyjemności. Jego usta były... Cudowne. Ale nie chciałam malinki.
                - Justin... - Udało mi się powiedzieć, ale jestem pewna, że nie byłam zbyt przekonująca.
                Mruknął w moją szyję, kiedy jego ręce objęły moją talię. Boże, czułam go wszędzie. Dreszcz przeszedł mi po plecach, kiedy jego język odnalazł drogę do moich ust. Zmusiłam się do odsunięcia go os siebie. Kiedy otworzyłam oczy, zauważyłam, że okna samochodu zaparowały. O mój Boże, my to zrobiliśmy? Justin musiał zauważyć wyraz mojej twarzy, bo roześmiał się.
                - Muszę iść - Pisnęłam, między głębokimi oddechami. Widok zdyszanego, zaczerwienionego i rozczochranego chłopaka, uśmiechającego się złośliwie, nie pomogło w tym, by mój głos zabrzmiał normalnie.
                Justin przeczesał dłonią włosy.
                - Tak szybko? Myślałem, że chcesz zobaczyć mnie nago - Zrobił smutną minkę, która w tej chwili w ogóle nie wyglądała niewinnie.
                Westchnęłam, gdy rumieniec wkradł się na moje policzki, odsuwając się na tyle, na ile pozwalała mi niewielka przestrzeń. Moje plecy nawiązały kontakt z kierownicą, kiedy dłonie Justina zaczęły niebezpiecznie wędrować po moich okrytych dżinsami udach. Wstrzymałam oddech. Wiedziałam, jakie są zamiary Justina. Chciał uprawiać seks w samochodzie i nie będę kłamać, pomysł brzmiał seksownie i kusząco, ale nie tutaj.
                - O czym myślisz? - Mruknął, kładąc dłonie na mojej talii.
                Założę się, że domyślał się odpowiedzi, ale i tak to powiedziałam.
                - Uprawiałeś kiedykolwiek seks w samochodzie?
                Wzdrygnął się, zamykając oczy, zanim otworzył je ponownie. Kłopotliwe pytanie, które zadałam wyraźnie zgasiło iskierki w jego oczach, a napięcie seksualne powoli znikało.
                - Zapomnij, że o to zapytałam - Nie byłam w stanie ukryć rozczarowania w głosie.
                Oczywiście, że odpowiedź brzmiała "tak". Lepszym pytaniem byłoby gdzie Justin jeszcze nie uprawiał seksu. Niechciane obrazy innych dziewczyn - w tym Alejandry - bombardowały moje myśli. Przy ścianie, pod prysznicem, na podłodze, na kanapie, w jakimś publicznym miejscu, jak przymierzalnie w sklepie... Każde z nich było gorsze od poprzedniego. Próbowałam zejść z kolan Justina i wrócić na swoje miejsce, ale trzymał mnie mocno. Głupie łzy frustracji zapiekły mnie w oczach. Justin był moim pierwszym razem, pierwszym prawie we wszystkim. Ale ja już nigdy nie będę w stanie być jego pierwszym razem. Ta myśl sprawiła, że mój żołądek wywinął fikołka. Poczułam dłoń na swoim policzku, unoszącą moją głowę w górę i rękę na mojej talii, próbującą przysunąć mnie bliżej. Nie spojrzałam na Justina, choć miałam świadomość, że zachowywałam się niedojrzale i obojętnie. Nie mógł zmienić swojej przeszłości i wszystkie te dziewczyny nic dla niego nie znaczyły - ale sama myśl o innej kobiecie z nim przeszkadzała mi do tego stopnia, że urwałabym którejś głowę.
                - Brooklyn, spójrz na mnie - Justin rozkazał cicho, kiedy stawiłam opór. Niechętnie spojrzałam mu w oczy. Patrzył na mnie ostrożnie i oblizał wargi, jakby mentalnie przygotowując się na to, by coś powiedzieć.
                - Uprawiałem seks w samochodzie. Cholera, robiłem to w znacznie gorszych miejscach.
                Położył palec na moich ustach, kiedy starałam się sprzeciwić, że wcale nie pomaga.
                - Ale ten seks był niczym. Te dziewczyny były niczym. Teraz czuję się jak dupek, za wykorzystywanie ich ale to było wszystko, co znałem, zanim poznałem ciebie. Więc, owszem, nie jestem święty i prawdopodobnie zabiłabyś mnie, gdybyś się dowiedziała o tych wszystkich rzeczach, które robiłem z dziewczynami i o wszystkich miejscach, w których to z nimi robiłem. Ale to nie ma znaczenia, to ty jesteś tą, na której mi zależy. Jesteś jedyną, z którą seks coś dla mnie znaczy. Z tobą to jest coś, bez czego nie mogę żyć, tym razem naprawdę. Nie chodzi tylko o przyjemność z toną, ale o sposób, w jaki czuję się przy tobie. Jakbym należał do kogoś, jakbyś ty nie patrzyła tylko na negatywy. Potrafisz dostrzec prawdziwego mnie i za to mnie kochasz.
                Justin zarumienił się, gdy skończył, ale nie byłam pewna, czy był zakłopotany tym, że tak otwarcie mówił o sowich uczuciach, czy z powodu ciepła w samochodzie, spowodowanego tym, co działo się tu wcześniej. Najwyraźniej nie skończył, bo utkwił spojrzenie we mnie i mówił dalej.
                - Jesteś jedyną dziewczyną, którą kiedykolwiek kochałem i nie potrafię myśleć o innej kobiecie, do której mógłbym czuć to, co czuję do ciebie. Kocham cię, Brooklyn. Tak bardzo cię kocham.
                Po tym jak skończył, poczułam łzy - łzy szczęścia, oczywiście - ale powstrzymałam je. Po prostu pochyliłam się z największym uśmiechem na twarzy i złączyłam nasze usta w najbardziej namiętnym pocałunku, na jaki mogłam sobie pozwolić. A na wypadek, gdyby to nie wystarczyło, by pokazać mu, jak się czułam, ujęłam jego twarz w dłonie i głaszcząc kciukami jego policzki, wyszeptałam.
                - Jesteś najlepszą rzeczą, jaka kiedykolwiek mi się przytrafiła.

**

                Następnego ranka obudziłam się z lekkimi zawrotami głowy. Justin i ja nie uprawialiśmy wczoraj seksu w samochodzie, ale pożegnał mnie spojrzeniem, które obiecywało, ze zrobimy to w najbliższej przyszłości. Zaskoczyłam samą siebie, modląc się, by stało się to wkrótce. Jeśli nie mogę być pierwszymi razami Justina, chcę przynajmniej pozostawić mu trochę niesamowitych wspomnień. Wciąż czułam na ustach pocałunki Justina, a w moim brzuchu roiło się od motylków, gdy przypominałam sobie jego słowa. Sprawił, że czułam się jak w siódmym niebie jedynie swoją przemową. Czułam się pewnie i szczęśliwie, jakby nic nie mogło zepsuć mi nastroju. Nawet spotkanie z Natem i praca nad naszym projektem z chemii wydawała się teraz mniej uciążliwym zadaniem.
                Przed wyjściem z domu do szkolnej biblioteki, złapałam Blake'a w kuchni na późnym śniadaniu. Nie miałam okazji porozmawiać z nim wieczorem, kiedy wróciłam do domu, bo był zbyt zajęty rozmową przez telefon, by nawet powiedzieć mi "dobranoc". Ale dziś rano, wydawał się jedynie wpatrywać leniwie w swoją miskę płatków. Przygryzłam wargę, nalewając bratu szklankę soku pomarańczowego. Zauważył mnie dopiero, gdy położyłam przed nim szklankę. Rozejrzał się nieprzytomnie i wymamrotał.
                - Dzień dobry.
                - O której poszedłeś wczoraj spać? - Zapytałam, przysiadając na stołku naprzeciwko niego.
                Blake ziewnął.
                - Nie wiem... Późno.
                Parsknęłam. To było oczywiste.
                - To nie miało nic wspólnego z rozmową telefoniczną, którą byłeś tak zajęty, gdy wróciłam do domu, prawda?
                Blake zamrugał, jakby nagle się całkiem rozbudził, co było nawet dobre, bo była już dziesiąta, po czym wzruszył ze znużeniem ramionami.
                Przechyliłam głowę na bok. Nie był zbytnio rozmowny.
                - Więc, kto to był? - Zapytałam, starając się nie zdradzać swojego zainteresowania. Blake wciąż nie odpowiadał - Mam na myśli, z kim rozmawiałeś przez telefon.
                - Wiem, co masz na myśli - powiedział nagle defensywnie, jego głos wciąż był zaspany. - To był przyjaciel.
                Przez fakt, że zrobił małą pauzę przed słowem "przyjaciel", wiedziałam, że coś ukrywa.
                - To to przypadkiem nie ten sam kolega, który czekał na ciebie wczoraj po szkole? - Zapytałam od niechcenia chcąc, by nie wyglądało to tak, jakbym go szpiegowała. Pomijając, że widziałam go również w TCBY. Choć zżerała mnie ciekawość. Blake otworzył usta, jego łyżka opadła, lądując w plaskiem w misce płatków. Szybko ją podniósł i wyjąkał.
                - O-o czym ty mówisz? - Zaskoczyła mnie panika w jego głosie.
                - Po prostu widziałam cię z tym chłopakiem i nie wiedziałam, kim on jest. Jest twoim nowym kolegą, czy co? - Zapytałam cicho, naprawdę zaczynając się martwić jego reakcją. To mogło mieć związek z tym, o czym początkowo pomyślałyśmy z Kelsey?
                - Tak, to mój kolega - powiedział szybko Blake.
                Z pewnością nie robiłby z tego tak wielkiej sprawy, gdyby ten koleś był tylko kolegą, prawda? To znaczy, z całego rodzeństwa najbardziej lubi mnie. Mówiliśmy sobie wszystko. Z początku był jedynym, który chciał poznać Justina. Ufałam mu i chciałam, by on tak samo mi ufał. Myśl, że uważał, że nie wspierałabym go, trochę mnie raniła. A co jeśli Blake nie ukrywał swojego potencjalnego chłopaka? Co jeśli to nie ma nic wspólnego z byciem gejem? Co jeśli to jest coś złego, o co można byłoby się niepokoić?
                - O mój Boże, nie bierzesz narkotyków, prawda? - krzyknęłam przerażona, że mogłabym mieć rację. Że ten niewinnie wyglądający chłopak, z którym dwukrotnie widziałam Blake'a, mógłby sprzedawać mu jakieś prochy. Teraz, kiedy przyjrzałam się bliżej, spojrzenie Blake'a było rozproszone, miał cienie pod oczami, a jego dłonie lekko się trzęsły.
                - Nie! - Zawołał, szczerze zdumiony, że go o to zapytałam. - Nie mam... Kłopotów - zaczął pospiesznie i wstał od stołu. - Po prostu... Nie martw się o mnie. Wszystko jest w porządku.
                Wyszedł z kuchni, zanim zdążyłabym cokolwiek powiedzieć, zostawiając mnie oniemiałą. To nie brzmiało tak, jakby wszystko było w porządku. Zdecydowałam, że dowiem się, kim jest nieznany chłopak i co robi z moim bratem.

**

                - Czy ta sukienka nie jest zbyt nieoficjalna? - Spytała mama, czesząc moje włosy.
                - Co z nią nie tak? Myślę, że jest w porządku. Plus, na zewnątrz jest zimno - powiedziałam, patrząc na swoją bordową sukienkę i czarne rajstopy.
                Skoro ostatecznie zdecydowano, że na ślubie nie będą obowiązywać eleganckie stroje - choć Justin niechętnie obiecał, że ubierze coś eleganckiego - to wybrałam coś, co przynajmniej uchroni mnie od zimna. Sukienka nie była taka zwyczajna. Miała rękawy trzy czwarte i luźną spódnicę, sięgającą kilka centymetrów powyżej kolana. Aksamitna tkanina wyszyta byłą misternymi kwiatuszkami, a na plecach było wycięcie w kształcie litery "v". Miałam jeszcze wybrać jakieś buty.
                Mama wzruszyła ramionami.
                - I tak będziesz wyglądać ślicznie. Po prostu myślę, że czegoś tu brakuje - przygryzła wargi od wewnątrz, kiedy zebrała moje skręcone włosy i spięła w kucyk.
                Nienawidziłam kłamać moich rodziców, ale ślub młodej pary przyjaciół mojego chłopaka był rzeczą trudną to wyjaśnienia rodzicom. Byliby przerażeni, że biorą ślub w tak młodym wieku, potem powiedziałabym im o dziecku i o tym, że ślub będzie w takiej kapliczce, jak są w Las Vegas. Nie, nie sądzę, bym miała na tyle energii, by przez to przejść. Brunch był dobrą wymówką. Więc teraz przygotowywałam się, by odebrać Kelsey (ta część była prawdą) i zawieść nas do apartamentu naszego przyjaciela Chucka (był najbogatszym dzieciakiem w okolicy i robił najczęściej imprezy w swoim domu) na sobotni brunch. Nie uwierzycie, jak bardzo moja mama traktuje te rzeczy poważnie, jak bardzo martwi się o to, bym wyglądała najlepiej ze wszystkich. Przypuszczam, że ma to coś wspólnego z jej pracą - która jest związana z modą - ale też z dużą presją społeczeństwa. Musiałam wyglądać dobrze, więc ludzie będą mi zazdrościć i nie będą mówić źle o moich strojach. Przegrzebałam swoje pudełko z biżuterią w poszukiwaniu czegoś, co zamknęłoby mojej mamie usta na temat mojego nijakiego stroju. Spojrzała na mnie w lustrze, w ustach trzymała wsuwki, kończąc moją fryzurę. Uwielbiała mnie czesać. Widać było radość w jej oczach, gdy miała okazję zrobić mi makijaż, czy upiąć włosy, a biorąc po uwagę fakt, że ja nie byłam w tym najlepsza, cieszyłam się, że jej na to pozwoliłam.
                Nagle jej spojrzenie przeniosło się na moją szyję, gdzie wisiał mój nieśmiertelnik. Zwykle nosiłam go pod koszulką, by uniknąć kłopotliwych pytań ludzi ze szkoły - i w domu - ale musiał wysunąć się na wierzch, gdy zakładałam sukienkę. Bałam się, że mógł przypomnieć mamie o Rayu i tym samym zasmucić ją. Schowałam nieśmiertelnik za dekolt sukienki z prędkością światła, ale nie byłam dostatecznie szybka.
                - Czemu zawsze nosisz ten naszyjnik? - Mama zapytała cicho, przerywając wykonywaną czynność.
                Otworzyłam usta, niepewna co powiedzieć. Praktycznie widziałam urywki wspomnień z młodości, migające przed jej zielonymi oczami. Przypominała sobie moment, w którym Ray dał jej swój nieśmiertelnik? Nagle poczułam się naprawdę niekomfortowo.
                - Justin mi go dał - mruknęłam, przenosząc wzrok na stolik znajdujący się przede mną.
                - Och - powiedziała tylko i wiedziałam, że ona wiedziała, że wiem o tym nieśmiertelniku, który podarował jej Ray wiele lat temu. Chciałam zapytać, czy go zatrzymała, czy wciąż go ma, ale nie miałam odwagi.
                - Powinnaś założyć te kolczyki, które dostałaś od babci na urodziny - mama zmieniła temat, posyłając mi uśmiech, który był całkiem wymuszony.
                Wzięłam złoto-granatowe kolczyki do ręki. Wyglądały trochę barokowo, całkiem w stylu babci. Założyłam je w ciszy na uszy, kiedy moja mama spryskała moje włosy lakierem.
               
**

                Pomalowałam usta błyszczykiem, czekając na Kelsey. Po tam, jak mama doradziła mi jaką biżuterię i buty - wyszło na czarne, ćwiekowane Loubotiny - założyć, opuściłam w pospiechu swój pokój. Nie mogłam nic poradzić na to, że czułam się źle. Mimo, że Jenna przekonywała mnie, że Ray był całkowicie zamkniętym rozdziałem w życiu mojej mamy, to wcale na to nie wyglądało. Moja mama wydawała się naprawdę dotknięta widokiem nieśmiertelnika, który dostałam od Justina, co jeszcze bardziej wzmogło moją ciekawość odnośnie tego, który ona dostała od Raya. Bo teraz jestem pewna, że wciąż go ma.
                Głośne pukanie do okna rozproszyło moje myśli. Odwróciłam głowę w bok, by zobaczyć rozpromienioną, machającą do mnie Kelsey. Ktoś tu jest podekscytowany. Wpuściłam ją do samochodu i od razu zaczęło się paplanie.
                "Nie mogę się doczekać, by zobaczyć sukienkę Sam."
                "O mój Boże, będzie szampan?"
                "Myślisz, że ksiądz naprawdę będzie ubrany, jak Elvis Presley**?"
                "Jaką piosenkę wybiorą na swój marsz weselny?"
                Jej chaotyczna paplanina nie miała końca i trwała większość podróży przez Manhattan, aż do 3rd Avenue Bridge. Zaczęła mnie boleć głowa, gdy Kelsey w końcu zamilkła.
                - Czy to przypadkiem nie jest sukienka, którą kupiłaś w zeszłym roku na zakończenie liceum, ponieważ byłaś pewna, że w życiu nie znajdziesz lepszej? - Zmarszczyłam brwi, przyglądając się pastelowo różowemu materiałowi. Miała nawet na nią specjalne miejsce w szafie.
                - Zmieniłam zdanie - powiedziała, posyłając mi uśmiech. - Co jeśli umrę przed zakończeniem liceum i nie będę miała szansy jej założyć? Byłoby grzechem zostawić to arcydzieło nietknięte - położyła rękę na piersi. Jej włosy skręcone były w loki sięgające do ramion.
                - Straszny grzech - powiedziałam z sarkazmem.
                Kelsey posłała mi złowrogie spojrzenie, zanim jej wyraz twarzy wrócił do normalności.
                - Znajdę inną sukienkę na zakończenie. Ty wciąż musisz kupić swoją - zauważyła.
                - Kelsey, zakończenie roku jest dopiero za cztery miesiące - powiedziałam. - Nie stresuj mnie.
                - Tak, ale już wysyłamy podania na uczelnie, a wkrótce będziemy mieć odpowiedź i...
                Przerwałam jej, zatykając dłonią usta.
                - Zamknij się.
                Nawet nie wiem, jaki college wybrać, nie wiem co chcę studiować. Całe życie marzyłam, by wyprowadzić się z miasta i iść na jakiś uniwersytet w Kalifornii, jak Stanford, Berkley czy UCLA. Ładna pogoda prawie trzysta sześćdziesiąt pięć dni w roku plus plaże i surferzy, brzmiały cudownie. Kelsey i ja marzyłyśmy o dzieleniu pokoju w akademiku częściej, niż to było normalne. Jednak teraz nawet nie potrafię sobie wyobrazić wyjazdu tak daleko od Nowego Jorku. Zostawienie tu rodziny i przyjaciół, nawet zostawienie tak niesamowitego miasta wydawało się łatwe w porównaniu z rozłąką z Justinem. Zawsze zakładałam, że zakocham się na zabój już na studiach, w ładnym, mądrym chłopcu, prawdopodobnie z ciekawym brytyjskim lub australijskim akcentem, a potem żylibyśmy długo i szczęśliwie w domku na plaży. Nigdy się nie spodziewałam, że zakocham się będąc jeszcze w liceum. Justin zdecydowanie wywrócił mój świat do góry nogami, choć nie żałuję tego w najmniejszym stopniu. Teraz chciałabym być w jakimś uniwersytecie blisko miasta, nawet NYU, by móc widywać się z Justinem regularnie. Każde marzenie, które miałam wcześniej wyparowywało, gdy myślałam o przyszłości z Justinem.
                Musiałam odlecieć na dobre piętnaście minut, bo kiedy w końcu wróciłam na ziemię, Kelsey przestała mówić, pewnie zdając sobie sprawę, że faktycznie nie słuchałam i byłyśmy już blisko adresu, który Justin wysłał mi wcześniej wysłał.
                - Rozmawiałaś z Blakiem? - Zapytała Kelsey, gdy zaparkowałam na pustym miejscu w pobliżu małej białej kaplicy.
                Westchnęłam.
                - Ignorował i unikał mnie przez cały tydzień od soboty, kiedy zapytałam po raz pierwszy - Odpięłam swój pas bezpieczeństwa. - Przestraszył mnie, szczerze mówiąc. Co jeśli ma kłopoty, Kels? To chyba jest rodzinne.
                Kelsey poklepała mnie współczująco. Nie miała żadnej odpowiedzi na moje pytanie, ale starała się mnie pocieszyć i doceniam to.
                - Dowiemy się, B. Nie przejmuj się tym - uśmiechnęła się pocieszająco. - Teraz cieszmy się dniem dzisiejszym, dobrze?
               
**

                Ceremonia okazała się dość poważna. Ksiądz był mężczyzną w średnim wieku, ubrany w normalne szaty kapłana, a dekoracja kapliczki była podobna do tej, która zwykle jest w kościołach. Justin i Alejandra - niestety laska wciąż była najlepszą przyjaciółką Sameery - podpisali dokumenty jako drużba i druhna. Oczywiście skorzystała z okazji i uścisnęła Justina, który odsunął ją od siebie tak szybko, jak tylko mógł. Choć miała czas, by posłać mi triumfalny uśmieszek. W chwili, gdy Sameera i Mike wymienili obrączki przy słynnym "tak", ja i Kelsey zalazłyśmy się łzami. Widząc błysk w ich oczach i to, jak Sam próbowała powstrzymać łzy, można było stwierdzić, że naprawdę tego chcieli. To rozwiało wszystkie moje wątpliwości, choć wciąż było dziwnie słyszeć, jak pastor nazywa ich mężem i żoną. Jeśli widok Justina w garniturze na balu mnie zaskoczył, to widok jego przyjaciół elegancko ubranych był jeszcze dziwniejszy. Tyson wyglądał jak dziewiętnastowieczny wokalista jazzowy wprost z Nowego Orleanu; Will musiał podwijać rekawy swojej marynarki, bo była na niego za duża, a Mike wyglądał jak seksowny szef włoskiej mafii, ubrany cały na czarno. Trzeba przyznać, że Justin wyglądał najlepiej. Miał na sobie swój czarny garnitur, białą koszulę i bardzie cienki czarny krawat. Poszedł do fryzjera w ciągu tygodnia, więc włosy po bokach miał teraz krótsze, a przód miał seksownie ułożony. Wyglądał... smakowicie.
                Po ceremonii, szukałam Sam, by jej pogratulować. Niewiele osób pojawiło się na ślubie, może dwadzieścia, czy coś, a ja nie znałam połowy z nich. Sam rozpromieniła się, gdy ja i Kelsey podeszłyśmy do niej. Wyglądała szczęśliwiej, niż kiedykolwiek wcześniej.
                - Gratulacje, pani Wilson - powiedziałam, obejmując ją w uścisku. Pisnęła na wzmiankę swojego nowego nazwiska, przytulając mnie mocno.
                - Dziękuję, Brooklyn - powiedziała szczerze.
                - Wyglądasz pięknie, Sam - dodała Kelsey, a ja przytaknęłam.
                Miała na sobie białą sukienkę, która spływała luźno od góry jej powiększonego brzucha, sięgając kolan i miała dekolt w kształcie serca. Jej brązowa skóra błyszczała, a jej ciemne włosy związane były w ładny kok. Też wyglądała inaczej, w porównaniu z jej normalnymi ubraniami. Mój uścisk z Mikiem był niezręczny i dość krótki. Nigdy tego nie przyznaliśmy, ale wydawało mi się, że nie bardzo mnie lubi. A może był po prostu nieśmiały? Zdecydowanie na takiego nie wygląda, skoro chwycił Sam na ręce i zaniósł do samochodu. Kiedy część oficjalna się skończyła i Sam rzuciła bukiet, o który walczyły dwie dziewczyny, których nie znałam, pojechaliśmy do miejsce, w którym miało odbyć się wesele. Myślałam, że pójdziemy do jakiejś restauracji, ale gdy Justin i Tyson wsiedli do mojego samochodu pokierowali mnie po budynku niedaleko. Nie był on duży, ani obficie urządzony. Znajdowało się tam kilka prostych mebli z IKEI. Niemniej jednak żywności i napojów było tyle, by wyżywić cały kraj. Muzyka wydobywała się z odtwarzaczy i rozbrzmiewała na całej przestrzeni, która miała być salonem. Zastanawiałam się, czyj to dom, ale niegrzecznie było zapytać. Justin okręcił mnie, gdy tańczyliśmy w rytm muzyki, która była wyraźnie popularna wśród jego paczki, ale nie do końca była czymś, czego można się spodziewać na imprezie takiej, jak ta. Była prawie jak ta, która rozbrzmiewała w klubie, do którego Justin wziął mnie dwa razy. Raz, kiedy byłam tak wstawiona, że całowałam się z Justinem na masce jego skradzionego - później zidentyfikowanego, jako Nate'a - samochodu, kiedy jeszcze w pewnym sensie spotykałam się z moim byłym. Na to wspomnienie chciało mi się śmiać.
                - Myślę, że moje mieszkanie będzie puste popołudniu - Justin wyszeptał kusząco do mojego ucha.
                - Yhm - Skinęłam złośliwie, zakładając ręce na jego szyję. - I?
                - I ty wyglądasz naprawdę seksownie w tej sukience - powiedział, przesuwając dłonie na mój tyłek.
                Przygryzłam wargę.
                - Ty też wyglądasz całkiem pysznie - przesunęłam palcem po krawacie, który wcześniej poluzował.
                Justin zaśmiał się z mojego wyboru przymiotnika, przyciągając mnie do pocałunku. Smakował piwem.
                - Przestań pić - wymamrotałam. - Później masz jechać samochodem.
                - Justin przewrócił oczami, kiedy myślał, że mam zamknięte oczy, więc uniosłam brwi.
                - Dobra - zgodził się, kradnąc mi kolejny pocałunek.
                - Pójdę przynieść Ci piwo imbirowe - powiedziałam złośliwie i uwolniłam się z jego objęć.
                Justin klepnął mnie w tyłek, gdy odchodziła. Odwróciłam się, by posłać mu karcące spojrzenie, ale otrzymałam w zamian bezczelny uśmiech. Byłam już przy stole z drinkami, gdy podeszła do mnie osoba, której starałam się unikać przez cały czas.
                - Miło cię widzieć, Brooke.
                Odwróciłam się niechętnie, odstawiając drinki, które wybrałam w obawie, że zmiażdżę szklanki w pięściach.
                - Szkoda, że nie mogę powiedzieć tego samego, Alejandra - posłałam jej sztuczny uśmiech, zamierzając odejść. Dlaczego ona w ogóle nazywa mnie Brooke? Nawet nie była moją koleżanką.
                - Nie uciekaj ode mnie, kochanie. Chcę tylko pogadać - powiedziała, ściskając swoim żelaznym uściskiem moje ramię, jej długie czerwone paznokcie prawie wbijały mi się w skórę.
                Wyswobodziłam swoje ramię z uścisku.
                - Słuchaj, nie obchodzi mnie,c o masz mi do powiedzenia, więc żegnam.
                Próbowałam jeszcze raz odejść, ale znów mnie złapała.
                - Staram się być miła, Brooke - powiedziała z niecierpliwością.
                - Przestań mnie tak nazywać - mruknęłam przez zaciśnięte zęby.
                - To nie jest twoje imię? - Spytała marszcząc brwi.
                - Nie dla ciebie - splunęłam, odwracając się, by spróbować innej drogi ucieczki.
                - Wolisz raczej, bym nazywała cię suką?
                Odwróciłam głowę, a mój kucyk okręcił się w powietrzu. Szkoda, że jej nie uderzył.
                - Po prostu w ogóle się do mnie nie odzywaj - powiedziałam słodko, a mój głos ociekał fałszem.
                Alejandra przewróciła oczami, przenosząc ciężar ciała na drugą nogę.
                - Chciałam cię tylko poinformować, że przeszło mi już z Justinem.
                - Gratulacje! - Zmarszczyłam czoło. Po co mi to mówi.
                Alejandra westchnęła, jakbym ją irytowała.
                - Myślałam, że chcesz wiedzieć, że nie będę uganiać się za twoim chłopakiem, pozwolę mu rzucić cię bez mojej interwencji.
                Parsknęłam naprawdę głośno, ale na szczęście byłyśmy tu same.
                - Tak, czekaj dalej.
                Ku mojemu zdziwieniu, roześmiała się.
                - Naprawdę jesteś naiwna, dziewczyno - pokręciła głową. - Ale mnie to nie obchodzi. Jak już wiesz, mam swojego chłopaka.
                - Och, myślałam, że cię rzucił, skoro przyszłaś tutaj bez osoby towarzyszącej - powiedziałam niewinnie, mając nadzieję, ze zranię ją tak, jak ona robiła to wiele razy wcześniej.
                Alejandra zacisnęła szczękę.
                - Nie dał rady przyjść, bo jest zajęty.
                Teraz to ja się roześmiałam.
                - Chyba raczej dlatego, że wszyscy tutaj go nienawidzą. Choć jestem pewna, że to nie jego wina - uśmiechnęłam się krzywo, robiąc krok do drzwi, które łączyły to pomieszczenie z salonem. - Fajna sukienka, tak w ogóle - dodałam, wpatrując się w skąpe czerwone ubranie, które miała na sobie z obrzydzeniem. Przynajmniej włosy miała już czarne. Blond nie był jej kolorem.
                Alejandra chciała coś powiedzieć, gdy znienacka w pomieszczeniu pojawiła się Kelsey. Wyglądała, jakby wypiła kilka drinków za dużo.
                - Jakiś dziwny mężczyzna właśnie przyszedł, a Tyson kazał mi iść po ciebie - wyrzuciła z siebie i nieco ciężko było ją zrozumieć.
                - Co masz na myśli mówiąc dziwny mężczyzna? - Powiedziała Alejandra, przyciągając uwagę Kelsey, która nie zauważyła jej wcześniej. Pokręciłam głową, gty spoglądała to na nią, to na mnie, dając jej znać, że powiem później.
                - Nie wiem, wygląda strasznie - Kelsey wzruszyła ramionami.
                Alejandra przepchnęła się obok niej, aby dostrzec tego faceta. Ze swojego miejsca dostrzegłam Justina, mówiącego coś bezgłośnie do Alejandry, co mnie zdziwiło, ale nie mogłam dostrzec tego cholernego faceta. Nie było czasu, by zapytać, bo sekundę później pociągnęła mnie i Kelsey w stronę szklanych drzwi, które prowadziły do ogródka.
                - Chodźcie - powiedziała Alejandra, prowadząc nas na zewnątrz.
                - Zwariowałaś? Zamarzniemy na śmierć! - Zawołałam, pocierając dłonie.
                - Zaufaj mi, wolisz zamarznąć na śmierć, niż zostać tutaj - I z tymi słowami, Alejandra wypchnęła mnie i Kelsey na zewnątrz, idąc zaraz za nami i zamykając za sobą drzwi.


Justin

               Po raz pierwszy byłem wdzięczny, że Alejandra kręciła się wokół Brooklyn. Zobaczenie jej przez Anthony'ego i jego ludzi było ostatnią rzeczą, jakiej bym chciał, niezależnie od tego, co by to mogło oznaczać. Zaskoczony, że Alejandra przytaknęła, gdy bezgłośnie poprosiłem ją, by zabrała stąd zarówno moją dziewczynę, jak i Kelsey, odwróciłem się twarzą do Anthony'ego i jego ludzi. Nie znałem imion jego pomocników, bo zmieniali się co miesiąc, ale zawsze byli wielcy i groźnie wyglądający. Większość ludzi na weselu znało Anthony'ego - był dość popularnym gościem w tej okolicy - ale to nie znaczy, że nie bali się go choć w niewielkim stopniu. Wielu gości udało się do innych pomieszczeń, by ich nie widział, bo szczerze mówiąc, jeśli raz nawiążesz z nim rozmowę, nie chcesz zrobić tego ponownie.
               Mówiłem Mike'owi, że to był zły pomysł przyjmować ofertę Anthony'ego - on nigdy nie dawał nic za darmo - ale muszę przyznać, że nie spodziewałem się, że on się tu pojawi. Rozejrzał się po miejscu, szukając znajomych twarzy. Większość z nas, uścisnęła grzecznie jego dłoń. Nikt celowo nie zachowywał się niegrzecznie wobec niego, jeśli chciał mieć spokój. Mimo, że był dupkiem, wszyscy udawaliśmy, że go nie nienawidzimy. Anthony pogratulował Mike'owi, który obejmował opiekuńczo Sam, stojącą przy jego boku. Skuliła się, gdy Anthony dotknął jej brzucha i powiedział coś na temat dziecka. Miałem ochotę kopnąć go w twarz, bo przez niego czuła się niezręcznie. Mike wyglądał, jakby był gotowy to zrobić. Po tym jak Anthony porozmawiał z młodą parą przez chwilę i Sam poczuła się zmuszona, by podziękować mu za udostępnienie miejsca na organizację wesela - domu, który nie chcę wiedzieć do czego służył - ruszył w stronę moją i Tysona. Próbowałem wygonić Willa, gdy tylko ujrzałem na podjeździe samochód Anthony'ego, ale był taki uparty, że nalegał, by zostać. Był najmłodszy z nas wszystkich i chcieliśmy trzymać go z dala od biznesu. Jednak Anthony już miał na niego oko. Zawsze był gotowy na zatrudnianie nowych pracowników. Jego wzrok zatrzymał się przez sekundę na Willu, po czym przeniósł się na Tysona, a następnie na mnie. Uśmiechnął się swoim paskudnym, krzywym uśmiechem, ukazując kilka swoich złotych zębów.
               - Chłopaki, dawno się nie widzieliśmy - poklepał nasze ramiona w tym samym czasie.
               Skinęliśmy głowami, utrzymując jego spojrzenie. To było najlepsze, co można było zrobić. Nauczyłem się tego wciągu kilku lat pracy dla niego.
               - Mam wielkie rzeczy zaplanowane na ten rok. Moi ludzie dadzą wam wkrótce znać - powiedział.
               Już musiałem zrobić coś dla niego kilka dni temu i jakkolwiek banalne to było, nie podobał mi się sposób, w jaki zaczynał wciągać mnie z powrotem do pełnego biznesu. Kiedy pomyślałem, ze już sobie pójdzie, odwrócił się i skierował swoje słowa do mnie.
               - Wiesz Justin, jesteś zawsze mile widziany z powrotem w wyścigach samochodowych - ton jego głosu sugerował, by naprawdę rozważyć tę opcję, ale nie w głowie mi było wracać do branży, która kiedyś wyrządziła tak wiele szkód w moim życiu, coś, co tak niedawno ponownie wyszło na światło dzienne, znowu powodując problemy. Wiedząc jednak, że nie mam wyboru, skinąłem w stronę Anthony'ego, ale nic nie powiedziałem. Po tym, on i jego ludzie w końcu się zmyli i każdy odetchnął z ulgą.
              
**

               Nigdy nie byłem tak wdzięczny za to, że ja i Brooklyn jechaliśmy dwoma samochodami. Odkąd Anthony wyszedł, a ja poszedłem jej szukać - Alejandra, spośród wszystkich miejsc na ukrycie dziewczyn, wybrała podwórko - zadawała mnóstwo pytań. Kiedy pocierałem jej ręce i ramiona by ją ogrzać, bo drżała i szczękała zębami, mówiła bez przerwy. Mówiłem jej tyle, ile mogłem, bez wdawania się w szczegóły. Im mniej wiedziała, tym lepiej. To był pierwszy powód, dla którego nie chciałem, by znalazła się w zasięgu wzroku Anthony'ego. Jeśli istnieje coś, co ten obrzydliwy facet kochał bardziej, niż pieniądze, to były to kobiety.
               - Nie wierzę, że dom należy do tego drania - westchnęła z oburzeniem. - Nie mogę uwierzyć, że pojawił się dzisiaj. On zrujnował ich dzień. To takie niesprawiedliwe. Przez niego prawie zamarzłam na śmierć!
               To mogłem znieść. Ale kiedy zaczęła pytać, czego on chciał ode mnie, czy w ogóle mnie zna, byłem zmuszony, by skłamać. Nie chciałem jej denerwować jeszcze bardziej, a gdybym jej powiedział, to tylko bym ją zmartwił jeszcze bardziej, niż zwykle. Miała tyle na głowie, sprawy dotyczące jej rodziny, szkoły, nie chciałem dokładać na jej barki kolejnych ciężarów, więc powiedziałem, że Anthony już mi podziękował. Niechętnie mi uwierzyła, a po kilku tańcach - podczas których musiałem znosić kwaśną minę Alejandry i jej złowrogie spojrzenie albo dlatego, że wiedziała, że okłamałem Brooklyn, albo dlatego, że nas nienawidziła - postanowiliśmy udać się do domu. Brooklyn stwierdziła, że jest zmęczona, a ja zaoferowałem swoje łóżko, by mogła się położyć.
               Było prawie popołudnie, kiedy zatrzymałem samochód przy wejściu do mojego bloku i skłamałbym, gdybym powiedział, że nie byłem zmęczony. Brooklyn zaparkowała kilka miejsc dalej i szybko dołączyła do mnie przy drzwiach.
               - Na barana? - Zatrzepotała rzęsami, robiąc minę szczeniaczka.
               Wiedziałem, że bolały ją stopy - minus takich wysokich szpilek, które zawsze nosiła - więc, przewróciłem figlarnie oczami i przykucnąłem trochę, by mogła wskoczyć mi na plecy. Kiedy byliśmy w mieszkaniu, ucieszyłem się, że faktycznie było puste. Zaniosłem Brooklyn aż do swojego pokoju i zrzuciłem ją na łóżko.
               - Dziękuję, książę z bajki - powiedziała, przeciągając się na łóżku i zdejmując buty.
               Zdjąłem kurtkę i rzuciłem ją na krzesło, dołączając do Brooklyn na łóżku.
               - Nie ma sprawy, księżniczko - powiedziałem, pochylając się by cmoknąć jej usta,
               Brooklyn zachichotała.
               - Gdzie jest twoja mama?
               - Chyba u przyjaciółki - nie przejmując się tym zbytnio, skoro miałem dom dla siebie, zacząłem gładzić udo Brooklyn. - Seksownie wyglądasz w tej sukience. Zastanawiam się, jak seksownie będziesz wyglądać bez niej - mruknąłem do jej ucha, liżąc skórę tuż pod nim.
               Jęknęła cicho, odwracając głowię, więc nasze usta się złączyły. Szybko pogłębiła pocałunek, zaskakując mnie, gdy wsunęła język do moich ust jako pierwsza. Pozwoliłem jej przejąc kontrolę i zsunąłem w dół rajstopy, które miała na sobie. Pomogła mi je zdjąć, obracając nas tak, że była na górze. Najwyraźniej chciała dziś dominować, bo zanurzyła głowę z zgięciu mojej szyi i zaczęła całować moją skórę, jednocześnie rozwiązując mój krawat i odpinając pierwsze guziki koszuli.
               Boże, tak bardzo jej pragnąłem. Potrzebowałem jej. Zwłaszcza od tego dnia w samochodzie, kiedy prawie to zrobiliśmy. Wracałem do domu ukrywając wzwód. Usta Brooklyn znów spoczęły na moich, dając mi znak, że chce tego samego, co ja. Przesunąłem dłonie, by złapać ją za tyłek. Boże, miała koronkową bieliznę. Podniosłem nas na tyle, by mogła zdjąć mi koszulę. Przejechała dłońmi w górę i w dół mojej klatki piersiowej i mięśni brzucha, po czym splotła je z tyłu mojej głowy. Oboje dyszeliśmy, moje palce chwyciły koniec jej sukienki gotowe, by ją podciągnąć, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Jęknąłem. Poważnie? Dlaczego to przytrafia się tylko mnie?
               Brooklyn przewróciła oczami, tak samo zła i patrząc na moje spodnie, przygładziła włosy i powiedziała "ja otworzę" z figlarnym chichotem.
               Cholera, pomyślałem, opadając z powrotem na materac. W sekundę później zakładałem koszulę. W końcu to było moje mieszkanie. Ktokolwiek przyszedł, będzie chciał zobaczyć się ze mną lub kimś z mojej rodziny. Co ciekawe, nie słychać było żadnego dźwięku, kiedy pokonywałem niewielki korytarz dzielący mój pokój od drzwi wejściowych. Kiedy dotarłem do Brooklyn, patrzyła na mnie z wyrazem najwyższego strachu na jej pięknej twarzy. Przełknęła ślinę, jakby próbowała stłumić łzy. Zmieszany, przeniosłem spojrzenie na otwarte drzwi.
               - Co... - Kolejne słowa uwięzły mi w gardle, kiedy spojrzałem na dwóch mężczyzn w progu. Twarze obu wyrażały żal i wyglądali, jakby woleli być gdzie indziej.
               Następnie dłoń Brooklyn dotknęła mojego ramienia, a ja zwróciłem uwagę na to, że mężczyźni mieli na sobie mundury. Mundury armii.
               Nie.
               Wymienili smutne spojrzenia, jakby milcząco prosząc siebie nawzajem o wypowiedzenie chociaż słowa.
               - Tak mi przykro, Justin - wykrztusiła Brooklyn.
               Nie.
               Nie mogłem oderwać oczu od dwóch mężczyzn w mundurach i z nieśmiertelnikami na szyjach. Nieśmiertelnikami, takimi jakie miał mój ojciec. Nieśmiertelnikami, jak ten, który sam nosiłem.
               Nie.
               Pokręciłem gwałtownie głową.
               - Nie - powiedziałem głośno, ale okazało się, że to był ledwo szept. - Nie, nie, nie, NIE! - Podniosłem głos, a Brooklyn wybuchnęła płaczem.
               Ledwie byłem świadomy jej dotyku na swoim ramieniu, poruszających się ust mężczyzn, torby spoczywającej obok nogi jednego z nich. Jedyne co słyszałem to "nie" wielokrotnie odbijające się echem w mojej głowie różnymi głosami. Głosami wszystkich młodszych wersji mnie, z koszmarów, które miałem.
               Nie, mój ojciec nie mógł być martwy.
               Myśląc, że może mógłbym zostawić tę okrutną rzeczywistość, gdybym biegł wystarczająco szybko, wybiegłem z domu, zmuszając swoje ciało do najwyższej szybkości, na jaką było mnie stać.

______________
* brunch (breakfast + lunch), dla przypomnienia to takie późne śniadanie.
** w Las Vegas jest mnóstwo kapliczek, w których można szybko wziąć ślub, nazywają się Elvis Chapel, stąd pytanie Kelsey.


_____________


NOWE TŁUMACZENIE - "NOT SAFE FOR WORK"
ZAPRASZAM

122 komentarze:

  1. Zajebiste!
    Pierwsza *.*
    @you_like_me_

    OdpowiedzUsuń
  2. OMB NIE TO NIE MOŻE BYĆ PRAWDA. NIE JEREMY :C

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekajcie co???? nie wierze o.o
    rozdzial mega dlugi, swietny, bo duzo sie dzieje.
    boje sie troche, ze klamstwa justina wyjda na jaw [oby nie]
    i alejandra mnie wkurza, bo mam wrazenie ze ona cos kombinje
    ale jeremy... o nie biedny justin
    czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale jednak Alejandra wyprowadzila dziewczyny kiedy Anthony przyszedl
      Znam takie jak ona w prawdziwym życiu, suki ale jak przychodzi co do czego to sa nawet spoko ;)

      Usuń
  4. Świetne tłumaczenie. Czekam na nn :)

    OdpowiedzUsuń
  5. płacze tak że nic nie widzę, mam nadzieję że to nic nie zmieni w relacji Justina i Brook, tak mi szkoda Justina, ryczęęe

    OdpowiedzUsuń
  6. Boze, rycze, tak współczuję Justinowi...

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestem 1 o majk! Boze super tylko koniec :/

    OdpowiedzUsuń
  8. o boże nie :(((((((((((
    biedny Justin
    ciekawe co będzie dalej :(((
    czekam na kolejny rozdział
    kocham was i wasze tłumaczenie, dziękuje hihi

    OdpowiedzUsuń
  9. Matkoo, nie Justin, niee.
    Nie chcę znowu czytać rozdziału, w którym on jest, smutny, albo jeszcze gorzej załamany.. popadam wtedy w depresję i sama się tak czuję. Jezu nie Jeremy .. on nie mógł tak po prostu odejść, kiedy wszystko się układać z powrotem. Na początku rozdziału mowa o tym jak Justin bardzo chciałby go znów zobaczyć i nie doczekać dnia, w którym przyjmie kondolencje od żołnierzy... nie mogę nooo... Boję się, że przez stratę wróci do układów z Anthonym...

    Rozpisałam się. omg.
    ide płakać :(

    OdpowiedzUsuń
  10. o boże poryczałam się ;_;
    biedny Justin
    to takie nie sprawiedliwe :'''c

    czekam na nn x

    OdpowiedzUsuń
  11. Świetne *_* i przykre... zapraszam na tego bloga : http://tlumaczenie-the-perf-boyfriend-list.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  12. nieeeeeeeeeeeee , niech to będzie sen, nie

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie tylko nie to!
    Jeremy :c

    OdpowiedzUsuń
  14. Cały czas płakałam... To jest taki smutny i prawdziwy rozdział. To jak Brook była smutna bo nie może być tą pierwszą dziewczyną Justina, a teraz jego tata .... :'( zamawiam płacz na resztę nocy. ( czy tylko ja pomyślałam o tym, że też nie mogę być tą pierwszą Justina ? ) .... :( kocham <3<3<3<3

    OdpowiedzUsuń
  15. Jejku poryczalam sie. Tak strasznie sie musi czuc Justin i co teraz?
    @DreamJariana
    Dziekujemy xx

    OdpowiedzUsuń
  16. Rycze Czemu Jeremi czemu ?

    OdpowiedzUsuń
  17. płaczę, i pewnie będę płakała na 50, biedny Justin :(

    OdpowiedzUsuń
  18. Jezu płacze , biedny Justin ... Eh kiedyś to musiało sie stać ;c
    @scute4

    OdpowiedzUsuń
  19. Noe moglam cos kom wstawic, zalamalam sie 1.w dangeeze wyoadek a tu?w opowidaniu blogu ktoepry czytalam cztery razy od nowa nie nie nie, straszne, ka kazdego tu kocham alwjandre nawet ja osoba tak popieprzona z chora psuchoka bd ryczek alw dziwkuje za tlumacznie czekam z zniwcierpliwoscia na nwxt

    OdpowiedzUsuń
  20. Nie to nie może być prawda! NIE ;(
    czekam na nn :(

    OdpowiedzUsuń
  21. Ojeju, to nie może być prawda!! :'( Czekam na NN pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  22. O MÓJ BOŻE.NIE WIERZĘ W TO CO SIĘ STAŁO?! JAK TO MOŻLIWE?! CZY JUSTIN ZNÓW ODEPCHNIE Brooklyn?!
    CZEKAM Z NIECIERPLIWOŚCIĄ NA NN <3

    OdpowiedzUsuń
  23. płaczę sobie omg to jest najlepsze ff ever

    OdpowiedzUsuń
  24. Płacze sobie, sialala. Jejku jak on sobie z tym poradzi? Dobrze, że między nim a Brook już jest wszystko okey,.dobrze że ma ją. Dziękuje, że postanowilas jeszcze raz przetłumaczyć.rozdział, choć byl już przetłumaczony. Dzięki <3

    OdpowiedzUsuń
  25. OMG ! Serioo to sie stalo ? SERIOO !!!???? ;(

    OdpowiedzUsuń
  26. Jeju... Nie spodziewałam sie takiego zakończenia. Proszę, dodaj nastepny w niedzielę.

    OdpowiedzUsuń
  27. świetny rozdział ! czekam na kolejny <3

    OdpowiedzUsuń
  28. o Matko.. boje się...!
    cudowne tłumaczenie<3

    OdpowiedzUsuń
  29. Wiedzialam ze pewnie cos sie stsnie ojcu Justina, ale nie myslalam ze bedzie to tak szybko :(

    OdpowiedzUsuń
  30. o mój boże. nie, nie, nie, nie.......... rycze :'c
    @Danger12345678

    OdpowiedzUsuń
  31. Moglabys dodać moje opowiadanie do other stories? :) triptoheavenn.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  32. Popłakałam się normalnie. Tak mi go szkoda, ehh biedaczek ;( Myślałam, że bd już dobrze a tu taka niespodzianka ;/ ślub wiadomo, że fajnie ale szkoda, że końcówka taka smutna. Bo jest niby super i ok a za chwile wszystko się jebie ;/ do następnego xoxo

    OdpowiedzUsuń
  33. O Boże..... biedny Justin ;c Oby nie zrobił nic głupiego.... jeju ;c

    OdpowiedzUsuń
  34. A miało być dobrze :< :<
    Jezu, ryczę :<
    @JBSwaggerPL

    OdpowiedzUsuń
  35. Popłakałam się :(

    OdpowiedzUsuń
  36. nie nie nie nie nie nie nie to nie prawda. tato Justina nadal żyje. żyje żyje żyje. płaczę. ;'(

    OdpowiedzUsuń
  37. A cały rozdział był taki fajny...końcówka jest straszna ;cc

    OdpowiedzUsuń
  38. Super rozdział ... Ciekawe jak bedzie znosił śmierć ojca Justin i jego mama :*
    Dzieki wielkie ze tłumaczycie <333

    OdpowiedzUsuń
  39. O boze :o biedny Justin, a juz bylo tak wspaniale :c
    Dziekuje, ze w koncu dodalas i sama przetlumaczylas :* :))

    OdpowiedzUsuń
  40. O boże mam łzy w oczach... Gdyby ten rozdział jeszcze trwał i opisywał uczucia Justina na pewno ryczalabym jak bóbr...

    Właśnie jak będziesz aktualizowac other stories to również pousuwaj niektóre bo albo są usunięte albo nieaktwne

    OdpowiedzUsuń
  41. Wszystkiego się spodziewałam, ale tego najmniej...

    OdpowiedzUsuń
  42. Jestem chora...jak to przeczytalam to czuje się jeszcze gorzej...

    OdpowiedzUsuń
  43. Spodziewałam się tego, bo w połowie zjechałam na dół tekstu, bo chciałam zobaczyć znaczenie jakiegoś słowa i przeczytałam notkę...
    Łzy mam w oczach :'(
    Dlaczego akurat Jeremy?
    Dziękuję, że w ogóle podjęłaś się tłumaczenia Bronx ;)
    Bo to dzięki Tobie, Wam, na wielu twarzach pojawiają się uśmiechy :)
    Czekamy na NN ;]

    OdpowiedzUsuń
  44. o nieee ; ccc ; ' (

    OdpowiedzUsuń
  45. Boże piękny <333 i smutny :'( on nie może nie żyć... popłakałam się <333 czekam na nn :*

    OdpowiedzUsuń
  46. ooo dziękuje za niespodzianke popołudniową :) naprawdę się zdziwiłam bo już tyle czekałam super rozdział choć końcówka bardzo smutna ;(

    OdpowiedzUsuń
  47. jeju rycze ;< ale rozdział jak zwykle cudowny <3

    OdpowiedzUsuń
  48. o kurwa ;c biedny JUSTIN !!!!!!! to nie może być prawda... Booze ! Żeby czegoś głupiego nie zrobił... Mam nadzieję, że nie wplącze się znowu z kłopoty.... BOOOŻŻE ! PORYCZAŁAM SIĘ !!!!! :c

    Jego ojciec był tak zajebisty :c nie to nie moze byc prawda... ;c

    OdpowiedzUsuń
  49. Nieee.. ! Jego tata musi żyć! ;'(
    biedny Justin! ;<
    Kocham tego bloga i nie mogę się doczekać nexta! <33

    OdpowiedzUsuń
  50. proszę, dodaj jak najszybciej 50, proszę

    OdpowiedzUsuń
  51. O matko . Justin będzie teraz potrzebował Brooklyn . nie wierze no, pokomplkowało się . @craazygirl96

    OdpowiedzUsuń
  52. płacze :(
    biedny Justin

    OdpowiedzUsuń
  53. Przeczytałam na twitterze ze 50 będzie w poniedziałek i mam 1 pytanie, dałabyś radę dodać wieczorem np 21 czy raczej będzie później czyli ok 23,24 ?

    OdpowiedzUsuń
  54. Płacze, to nie moze byc prawda, a bylam pewna, ze on bd zyl.

    OdpowiedzUsuń
  55. JEZUSIU RYCZE !!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  56. Jeremy będzie żyć ... Musi :'(

    OdpowiedzUsuń
  57. Jeju....oby Justin się trzymał!!

    OdpowiedzUsuń
  58. Boże :c Jaki smutny rozdział :(( Biedny Jus ojej już się boje następnego rozdziału dodaj jak najszybciej błagam!

    OdpowiedzUsuń
  59. Błagam! NIE! to nie może być prawda. Proszę... nie! To musi być coś innego. Pomyłka! Proszę ;( Nie wytrzymam do następnego rozdziału... ja pierdole zaraz oszaleje. Dlaczego taki koniec???? ;(

    OdpowiedzUsuń
  60. oo warto było czekac ale końcówka smutna :(

    OdpowiedzUsuń
  61. ale superowe :D
    moze to pomylka z tymi wojskowymi..?

    OdpowiedzUsuń
  62. Ojoj dlaczego?
    Juz było tak dobrze
    :'(

    OdpowiedzUsuń
  63. jejku jaka smutna końcówka :c biedny Justin.

    OdpowiedzUsuń
  64. uwielbiam to opowiadanie! ♥ ale smutno dzisiaj, biedny Justin :<

    OdpowiedzUsuń
  65. Oszz kurde ;//. Nie znoszę takich momentów ;// ;(

    Zapraszam na mojego bloga ;) Co prawda to nie opowiadanie, ale może ktoś poczytaa ;D http://dreams-come-true-if-you-believe.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  66. To jest straszne:-O , biedny Justin. Jejku wyobrażałak to sobie jakby to był mój tato i się prawie popłakałam. Swietnie tlumczysz i <3 wasze tlumaczenie.

    OdpowiedzUsuń
  67. O nieee :( Jeremy nie moze byc martwy....to musi być jakas pomyłka... Płacze :(
    I wgl świetnie tłumaczysz, dziękuje że dodalas rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  68. O mój Boże umieram piękny rozdział ♥

    OdpowiedzUsuń
  69. Jeku niesamowite KC ♥ Nie moge doczekac się następnego 3

    OdpowiedzUsuń
  70. Aaaa :C Jestem strasznie ciekawa jak Justin sobie z tym poradzi...

    OdpowiedzUsuń
  71. Dziękuuuje za te wszystkie świetne rozdziały :) Kocham ♥

    OdpowiedzUsuń
  72. KOCHAM.TO wiesz tak ♥ <33!

    OdpowiedzUsuń
  73. o moj boze, nie wierze:( cudownie tlumaczysz skarbie, nie przejmuj sie zadnymi hejtami, juz sie nie mige doczekac nastepnego :( kocham

    OdpowiedzUsuń
  74. Niee to nie moze byc prawda ... On zyje, musi zyc to jakas pomylka... Czekam na kolejny <3

    OdpowiedzUsuń
  75. jezu popłakałam się . : c
    cudownie tłumaczysz , świetny rozdział i już nie mogę doczekać się kolejnego . xx

    OdpowiedzUsuń
  76. nie... proszę nie....
    płacze...

    dziękuję za rozdział ♥
    /@NowSuitUp

    OdpowiedzUsuń
  77. Niee... proszę nie... To jest jakaś pomyłka, Jeremy żyje...
    Dziękuję że to przetłumaczyłaś <3

    OdpowiedzUsuń
  78. Nie nie nie nie blagam niech ta bedzie cholerna pomylka poplakalam sie on musi zyc :(((((

    OdpowiedzUsuń
  79. Kocham!!! //@VeronikaMiriam xoxox

    OdpowiedzUsuń
  80. Jeremy musi żyć.. :c mam nadzieję że to będzie tylko jakaś głupia pomyłka i wszystko się wyjaśni

    OdpowiedzUsuń
  81. o bosz ryczę na cały regulator :'''c tak mi przykro że stracił ojca :'''/

    OdpowiedzUsuń
  82. O MATKO ! TA KOŃCÓWKA JEST OKROPNA! MATKO MATKO ! :(

    OdpowiedzUsuń
  83. Powiem tylko tyle że rozbeczałam się jak dziecko ;c
    Coś przeczuwałam na początku, ale nie wiedziałam że tak będzie na prawdę ;(

    OdpowiedzUsuń
  84. Nigdy nie myślałam, że aż tak zżyję się z bohaterami opowiadania <3 ŚWIETNYY !

    OdpowiedzUsuń
  85. http://jason-kelsey.blogspot.co.uk/p/prologue.html

    OdpowiedzUsuń
  86. booombaaa <3
    sądzę, że to będzie pomyłka i Jeremiemu nic nie będzie

    OdpowiedzUsuń
  87. Matkoo biedny Justin. Jak on to zniesie ? Cos czuje ze sie zalamie i popsuje sie miedzy nim a Brooklyn, ale fajnie ze tak duzo sie dzieje . Naprawde dziekuje bo to moje ulubione tlumaczenie .

    OdpowiedzUsuń
  88. Boże Boże, dzięki dziewczyny że tlumaczycie <3 to opowiadanie jest świetne <3<3<3<3<3 kocham was

    OdpowiedzUsuń
  89. OMB! Rycze dlaczego?! dlaczego jego ojciec??! :'(

    OdpowiedzUsuń
  90. Jejku! :c Wielki smuteczek!
    Nie wierze... Czekam na NN z niecierpliwością! Jestescie wielkie, że tłumaczycie to dla nas ! :*:*:*:* Lov ya

    OdpowiedzUsuń
  91. Końcówka jest tak cholernie smutna, że się popłakałam. Nie wierzę w to, że Jeremy nie żyje.. O mało co nie dostałam zawału kiedy skończyłam czytać ten rozdział. Teraz wszystko się zmieni, boję się, że Justin znów wejdzie na złą drogę...Brooklyn musi teraz przy nim być. Rozdział przetłumaczony świetnie, jak zawsze z resztą. Przepraszam, że komentuje dopiero dzisiaj, ale czytałam ten rozdział na części, raz późnym wieczorem a dwa wczesnym rankiem więc wiesz... Ogółem zauważyłam, że z czasem zaczyna pojawiać się coraz więcej scen +18 z czego jestem zadowolona XD nie nic...Powinnaś wiedzieć, że zakochałam się w tym ff już dawno <3. Pozdrawiam @Skysscrapperr

    OdpowiedzUsuń
  92. bzvhzbvzhcbvcbv ♥ końcówka jest strasznie smutna :( czekam na następny... /@youresowrongs

    OdpowiedzUsuń
  93. Nie wierzę! Jeremy musi żyć, boże :c To nie możliwe, nie wyobrażam sobie tego co Justin musi czuć. Przynajmniej z Brook im się układa :C Tylko Anthony... Podła męska dziwka hfjdksjndks. Czekam z niecierpliwością na następny rozdział x

    OdpowiedzUsuń
  94. Dziękuję,że to tłumaczycie <3

    OdpowiedzUsuń
  95. Omg :'( Tego ja się nie spodziewałam...Było świetnie, mieli się kochać i miało być fajnie miedzy nimi i wgl a tu nagle coś takiego :'( Nie dlaczego Jeremy zginął :'( Jak dobrze, że Justin ma przy sobie Brooklyn :'( O matko biedny Justin...nie wyobrażam sobie tego jak on się teraz może czuć :'( Kocham to i dziękuję za tłumaczenie <3 No dobra, to teraz to ...-_- Nie zostałam poinformowana o 2 ostatnich rozdziałach...czemu?! :o Proszę informujcie mnie na bieżąco... @annie_pilch

    OdpowiedzUsuń
  96. To jest zajebiste, czekam na reszte.

    OdpowiedzUsuń
  97. KCOHAM TEGO BLOGA!!! KOCHAM TO OPOWIADANIE!!!
    Ale teraz ryczę! Jeremy nie mógł zginąć... Nieeeee :C

    OdpowiedzUsuń
  98. O nie to nie może być prawda Justin się załamie.Płaczę

    OdpowiedzUsuń
  99. Myślałam że już nic się nie może stać . Aż tu w końcu tych dwóch gości .
    Justin się chyba załamie, a jego rodzina :(

    OdpowiedzUsuń
  100. Co to ma być, było tak pięknie ;( rycze

    OdpowiedzUsuń
  101. Placze:'(
    DLALCZEGO?! /aleksandrabrooks

    OdpowiedzUsuń
  102. Ona powiedziełą :Lubisz mnie?"
    | On powiedział "nie".
    | Myślisz ze jestem ładna? - zapytała.
    | Znowu powiedział "nie".
    | Zapytała wiec jeszcze raz:
    | " Jestem w twoim sercu?"
    | Powiedział "nie".
    | Na koniec się zapytała: "Jakbym odeszła, to byś
    | płakał za mną?" Powiedział, ze "nie".
    | Smutne - pomyślała i odeszła.
    | Złapał ja za rękę i powiedział: "Nie lubię Cię,
    | kocham Cię. Dla mnie nie jesteś ładna,
    | tylko piękna. Nie jesteś w moim sercu,
    | jesteś moim sercem. Nie płakałbym za Tobą,
    | tylko umarłbym z tęsknoty."
    | Dziś o północy twoja prawdziwa miłość zauważy, że
    | Cię kocha.
    | Coś ładnego jutro miedzy 13-16 się zdarzy w Twoim
    | życiu, obojętnie gdzie będziesz w domu, przy
    | telefonie albo w szkole.
    | Jeśli zatrzymasz ten łańcuszek, nie podzielisz się
    | tą piękną historią - to nie znajdziesz szczęścia w
    | 10 najbliższych związkach, nawet przez 10 lat.
    | Jutro rano ktoś Cię pokocha.
    | Stanie się to równo o 12.00.
    | Będzie to ktoś
    znajomy.
    | Wyzna Ci miłość o 16.00
    |Jeśli ci się nie uda wysłać tego do 20 komentarzy zostaniesz na zawsze sam\sama

    OdpowiedzUsuń