55. I need you now

Justin

                - Co do diabła twoja dziewczyna robi z moim chłopakiem?
                Ostatnią rzeczą, a raczej osobą, którą spodziewałem się zobaczyć za drzwiami, gdy zadzwonił dzwonek nieco ponad godzinę po wyjściu Brooklyn, była Alejandra. Stała w moim progu, usta miała zaciśnięte, a brwi uniesione.
                Miałem ochotę się roześmiać.
                - Słucham?
                - Powiedziałam, dlaczego twoja dziewczyna wyszła z mieszkania mojego chłopaka - powtórzyła, tym razem dodając kilka dodatkowych informacji.
                Jakkolwiek, ślad rozbawienia mnie opuścił.
                - Nie to wcześniej powiedziałaś - powiedziałem powoli.
                Alejandra przewróciła teatralnie oczami.
                - Nieważne. To właśnie widziałam.
                Pokręciłem głową.
                - To niemożliwe. Brooklyn nigdy nie zbliżyłaby się do Tylera.
                Alejandra popatrzyła na mnie litościwym wzrokiem z czymś w rodzaju pogardy.
                - Widzisz Justin. Wiem, że myślisz, że ta laska to idealna córeczka tatusia, ale ja też mogłabym zagrać tę rolę, gdybym chciała. Poza tym, czy wy ostatnio nie kłóciliście się przypadkiem? - Uśmiechnęła się.
                Parsknąłem głośno, spoglądając za siebie i sprawdzając, czy moja rodzina wciąż siedziała w salonie, zwracając uwagę na telewizor, a nie na mnie. Jazmyn zmarszczyła brwi, ale powiedziałem jej tylko bezgłośne "to nic takiego".
                - Czego tak naprawdę chcesz, Alejandra? Nie mam czasu na twoje bzdury - zapytałem niecierpliwie. Byłem zmęczony, wkurzony i zmartwiony. Nie potrzebuję więcej kłamstw w swoim życiu. To było niemożliwe, by Brooklyn poszła do Tylera. Musiała być już w domu, myśląc nad tym, jak bardzo mnie nienawidzi.
                - Myślisz, że to wymyśliłam? - Alejandra podniosła głos, co dało mi do myślenia, że może naprawdę była szczera i miała na myśli to wszystko, co powiedziała. - Cholera, Justin. Nie mam żadnego powodu, by tracić czas na tą głupią sukę. Chcę tylko wiedzieć, co robiła z Tylerem.
                - Uważaj - ostrzegłem ją. Ostatnią rzeczą, na jaką bym pozwolił, to wyzywanie Brooklyn, zwłaszcza w moim domu. - Musisz wyjaśnić to lepiej, bo w tej chwili jestem o krok od zatrzaśnięcia drzwi przed twoim nosem - powiedziałem, opierając pięść o framugę drzwi.
                - Mogę przynajmniej wejść? - Spytała, zamierzając zrobić krok do przodu.
                - Nie.
                Alejandra ponownie przewróciła oczami, to jest coś, co kocha robić.
                - Boże, Justin. Nawet nie wiem, co robili razem. Widziałam tylko, jak ona wychodziła z jego bloku, a następnie pobiegła do taksówki. Miałam iść za nią, jak jakiś natręt? - Spojrzała na swoje buty na obcasie dla większej dramaturgii.
                Prychnąłem. To w ogóle nie miało sensu. W ogóle. Fakt, że moja dziewczyna i mój śmiertelny wróg (okej, to trochę dramatyczne) byli razem był po prostu nie do pomyślenia. Co w ogóle Brooklyn mogła tam robić? To nie tak, że znała tu kogokolwiek.
                - Zadzwoń do niej, jeśli chcesz. Niech ci wyjaśni - zasugerowała Alejandra z nutką złośliwości w głosie.
                Chwyciłem swoją kurtkę i założyłem ją, zanim postanowiłem uwolnić swój gniew, kiedy byłem jeszcze w domu. Nie chcę przestraszyć swojej mamy jeszcze bardziej.
                - Myślę, że pójdziemy złożyć wizytę twojemu kochasiowi - powiedziałem, odchylając głowę w stronę salonu. - Wrócę za chwilę - powiedziałem mojej mamie, która była bardzo zajęta oglądaniem "Z kamerą u Kardashianów" twierdząc, że ogląda tylko po to, by odpocząć, od prawdziwego życia.
                - Gdzie idziesz? - Spytała, na moment odrywając wzrok od ekranu. Ciemne kręgi pod oczami od nieprzespanych nocy nadal były widoczne.
                - Na zewnątrz.
                - Ta jasne - mruknęła Jazzy, zdobywając burę od mamy i westchnienie od Jaxona. Wciąż patrzyła na mnie, jakby próbowała ocenić sytuację. To było wręcz niepokojące.
                - Zadzwonię, gdybym miał się spóźnić - dodałem, zanim opuściłem mieszkanie, a coś we mnie pękło na widok spojrzenia mojej mamy. I Jazzy.
                Jak już będziesz miał wystarczająco pieniędzy, to odejdziesz, powtarzałem sobie w myślach, kiedy schodziłem po schodach z Alejandrą, próbującą za mną nadążyć.
                - Po pierwsze to wina Tylera. Cokolwiek Brooklyn tam robiła, nie poszła z własnej woli - stwierdziłem, kiedy wyszliśmy na ulicę. Moje mięśnie napinały się na samą myśl o tym, że mogli ze sobą rozmawiać, nie mówiąc o tym, że mógł ją skrzywdzić.
                Alejandra jęknęła coś, czego nie usłyszałem, trzymając się blisko mnie. Jakkolwiek bardzo jej nie lubiłem, nie mogłem jej winić. Te ulice były najniebezpieczniejsze w nocy, dlatego było mi źle, gdy wyobrażałem sobie możliwe scenariusze, przez które Brooklyn spotkała się z tym kawałkiem gówna, który kiedyś był moim przyjacielem.
                Myślę, że czas naprawdę zmienia rzeczy. I ludzi.
                - Nie sądzisz chyba, że Tyler mógł mnie z nią zdradzić, prawda? - Zapytała Alejandra, brzmiąc sceptycznie.
                - Wow, gdzie się podziała twoja pewność siebie? - Zakpiłem.
                Z drugiej strony, ja wybrałem Brooklyn, nie ją, więc miała powód, do bycia ostrożną. Przecież połamałbym Tylerowi nogi, gdybym dowiedział się, że tknął chociaż włosa na doskonałej głowie Brooklyn. Przez to i sprawę z Natem trudno mi było nie walnąć w ścianę. Jedynym powodem, dla którego nie zrobiłem to tego, była myśl, że zasmuciłbym Brooke jeszcze bardziej.
                Alejandra spojrzała na mnie, gdy znaleźliśmy się na rogu ulicy, na której mieszkał Tyler. Mieszkał po drugiej stronie parku, ale po zachodzie słońca można było się zgubić w tej gęstwinie krzewów i drzew. Nie chciałbym się tam zgubić. No chyba, że miałbym przy sobie broń. To przypomniało mi o całej kłótni z Brooklyn i tym samym o niebezpieczeństwie, w którym mogła się znaleźć, kiedy ja myślałem, że była bezpieczna w domu. Mój żołądek pienił się niespokojnie. Powinienem był za nią pobiec. Moja cholerna duma została urażona, gdy Brooklyn powiedziała, że nie chce być ze mną w tej chwili. Nie zadzwoniła do mnie, więc założyłem, że wszystko jest w porządku, choć z każdą minutą byłem coraz bardziej zaniepokojony. Jeśli naprawdę coś by jej się stało, nie wybaczyłbym sobie tego.
                Zadudniłem w drzwi, aż w końcu ktoś otworzył. Tyler nie wydawał się nawet w połowie tak zaskoczony, jakbym przypuszczał, jakby mnie oczekiwał, co tylko wzmocniło moje zaniepokojenie.
                - Bieber, co za miła niespodzianka - powiedział, emanując wrogością.
                Przepchnąłem się obok niego, do zaskakująco czystego mieszkania. Nigdy nie przekroczyłem progu tego miejsca, ale zawsze wyobrażałem sobie, że to będzie chlew.
                - Masz dwie sekundy, by wyjaśnić, dlaczego Alejandra widziała cię z moją dziewczyną - powiedziałem, maszerując na środek pokoju.
                Tyler wydawał się zauważyć swoją dziewczynę - czy jakikolwiek był ich status związku - dopiero teraz. Zmarszczył lekko brwi, ale nie wydawał się tym zmartwiony, jakby liczył na to, że Alejandra go zobaczy.
                - Chyba powinnaś iść do domu, Ale - powiedział Tyler, wskazując podbródkiem drzwi.
                Zawahała się, bawiąc się suwakiem kurtki.
                - Zostanę - zdecydowała, a potem spojrzała na mnie. - Też chcę wiedzieć, co z nią robiłeś.
                Po raz pierwszy usłyszałem głos Alejandry brzmiący tak słabo i niepewnie. Kiedy z nią sypiałem, była pewna siebie i pyskata. W obecności Tylera zdawała się kurczyć. Zastanawiałem się, czy może się go bała i dlaczego, ale byłem bardziej zajęty swoim zmartwieniem.
                - Dobra - mruknął Tyler przez zaciśnięte zęby, nie odrywając od niej wzroku. - Więc idź i poczekaj w moim pokoju.
                Myślałem, że się sprzeciwi lub mruknie coś do siebie, ale z lekkim grymasem posłuchała go. Sekundę później zniknęła w otwartym pomieszczeniu, zatrzaskując za sobą drzwi, choć miałem wrażenie, że będzie podsłuchiwała.
                Posłałem Tylerowi, który kręcił głową, zniecierpliwione spojrzenie.
                - Więc?
                On jedynie wyciągnął puszkę piwa z lodówki.
                - Chcesz?
                W szybkim tempie pokonałem dzielącą nas odległość, podchodząc do wysepki kuchennej i oparłem dłonie na blacie.
                - Jedyne, czego od ciebie chcę, to informacje. Chyba, że wolisz, żebym cię stłukł. Uwierz mi, nie mam z tym problemu - strzeliłem palcami, dla podkreślenia swoich słów.
                Tyler zaśmiał się, pociągając łyk swojego piwa. Skurwiel nie bał się mnie, bo stoczyliśmy w przeszłości wiele bójek, a ja byłem świadomy, że nie byłby jedynym, który odniósłby obrażenia. To jednak nie było ważne, bo jedyną myślą, jaka krążyła w moim umyśle to on dotykający Brooklyn.
                - Ale ja mam - przerwał nam głos, który należał do niskiego kolesia. Miał zdecydowanie zbyt duże jak na swoją twarz zęby i przykładał sobie do oka mrożony stek, co dało mi do myślenia, że został uderzony, czy coś.
                Tyler wyśmiał go, ale niechętnie podał mu piwo. Mężczyzna posłał mu złowrogie spojrzeniem.
                - Stary, podbiłeś mi kurwa oko - powiedział. - Bądź wdzięczny, że ci nie oddałem.
                Okej, to było dziwne. Więc teraz Tyler bije się z własnymi współlokatorami? Kiedy facet z dużymi zębami odsunął mrożony stek od oka, ujrzałem najbardziej podbite oko w historii podbitych oczu. Zastanawiałem się, co zrobił, by tak sprowokować Tylera. Ten zaś spoglądał na swoją puszkę piwa, jakby było w niej coś interesującego.
                - Muszę przyznać, że jest bardziej naiwna, niż myślałem - powiedział w końcu, unosząc spojrzenie swoich ciemnych oczu na mnie. - W sensie, że twoja dziewczyna. Przypominała mi porcelanową lalkę. Taka krucha i płochliwa...
                - Co zrobiłeś? - Zapytałem przez zaciśnięte zęby.
                - Och, nic jej nie jest. Jest tylko trochę wstrząśnięta - powiedział nonszalancko Tyler, wodząc palcem po brzegu tej głupiej puszki piwa. - Pomyślałbyś, że nie będzie na tyle naiwna, by samotnie wędrować nocą po ulicy.
                Wędrować po ulicy? Zakładałem, że zadzwoniła po taksówkę, jak tylko ode mnie wyszła. Gryzło mnie poczucie winy. Powinienem był za nią pobiec, do cholery.
                W dwóch krokach pokonałem odległość dzielącą mnie od Tylera i popchnąłem go na starą lodówkę, po drugiej stronie kuchni.
                - Co zrobiłeś? - Powtórzyłem głośniej, gniew i strach sączyły się z mojego głosu.
                - Wiesz Justin, jeśli o mnie chodzi, to jesteś gównianym chłopakiem - powiedział chłodno Tyler, jakbym wcale nie przyciskał przedramienia do jego gardła, gotowy odciąć mu dopływ powietrza w każdej chwili.
                - A to pech, bo nie pytałem cię o zdanie - warknąłem, choć w duchu się z nim zgadzałem. Byłem najgorszym chłopakiem na świecie. Nie powinienem w ogóle zostawić jej samej.
                - Trzeba było upewnić się, że dotarła bezpiecznie do taksówki. Dzięki temu nie zostałaby zaatakowana - kontynuował.
                Rozluźniłem swój uścisk na Tylerze, kiedy wypowiedział to słowo. Zaatakowana.
                - Co ty kurwa masz na myśli, mówiąc, że została zaatakowana?
                - Myślałem, że będziesz tam, jako jej rycerz w lśniącej zbroi. Wiesz, telepatyczna miłość czy inne gówno - jego usta wykrzywiły się w uśmieszku, gdy zobaczył jak zmienia się mój wyraz twarzy.
                - Gdzie ona jest? - Zapytałem, starając się nie zaprzątać umysłu myślą, że moja dziewczyna została zaatakowana, a mnie tam nie było, bym jej pomógł. To pewnie czyni mnie najgorszym chłopakiem w historii chłopaków.
                Przyjaciel Tylera dyskretnie zniknął, kiedy zobaczył, że rośnie we mnie wściekłość. Lepiej dla niego. Zauważyłem jednak znaczące spojrzenie, jakie posłał Tylerowi, zanim zniknął nam z oczu. To było podejrzane i ani trochę mi się nie spodobało.
                - W domu, tak sądzę - odparł Tyler, wzruszając ramionami, kiedy ponownie wzmocniłem uścisk na nim. - Upewniłem się, że dotarła do taksówki po tym, jak opatrzyłem jej rany, ale nie pozwoliła mi sobie towarzyszyć, więc patrzyłem z okna - jego zadowolony z siebie uśmiech nie zniknął, a to igrało z moją samokontrolą.
                - Rany? Ty ją opatrzyłeś? - Moje ręce się trzęsły, całe moje ciało było w podobnym stanie. Zaciskałem i rozluźniałem pięści na jego koszulce i to była jedyna rzecz, jaką mogłem zrobić, by go nie uderzyć.
                - Tylko rozcięcie na szczęce, ale zajebiście krwawiło - powiedział Tyler. - Nie wydaje się, by lubiła widok krwi. Obrzygała cały chodnik.
                Kiedy skończył, pchnąłem go na drzwi lodówki tak mocno, że nie mógł ukryć bólu.
                - Przysięgam na Boga, zaraz cię zabiję i nie będę żałował ani przez sekundę - krzyknąłem, czując w żyłach znajomy zastrzyk adrenaliny. Widziałem wszystko na czerwono. Słyszałem tylko słowa Tylera, odbijające się echem w mojej głowie. Zaatakowana. Rozcięcie. Krew.
                - Zaplanowałeś to wszystko, prawda? - Kawałki układanki zaczęły do siebie pasować, a mój umysł poskładał wszystko do kupy.
                - Zawsze byłeś bystrym chłopcem - Zaśmiał się Tyler, ale teraz jego głos był ledwo słyszalny, bo docisnąłem rękę do jego gardła.
                - Jesteś popieprzony - splunąłem, uderzając go pięścią w policzek. Krew zaczęła sączyć z jego ust, ale wciąż się uśmiechał. Założę się, że był złośliwie zadowolony. - Dlaczego to zrobiłeś? - Kopnąłem go w brzuch, słysząc głuchy jęk.
                - Zabawnie było robić sobie z niej jaja - powiedział z grymasem, zwijając się z bólu. - Zwłaszcza, gdy zdobyłem jej zaufanie po tym, jak uratowałem ją od złych kolesi, którzy planowali ją zgwałcić.
                - Ty pieprzony draniu! - Krzyknąłem, uderzając go znowu i znowu, cały mój gniew przelał się do wszystkich kopnięć i uderzeń. Ledwo się bronił. Ponieważ miałem przewagę, mógł trafić mnie tylko kilka razy, nic wielkiego.
                Kiedy leżał na podłodze, próbując złapać powietrze, wrócił w końcu jego przyjaciel, gapiąc się na zakrwawione płytki i półprzytomnego Tylera. Alejandra była z nim, zasłaniając usta dłonią. W jej oczach było przerażenie. Otarłem dłonie w swoją koszulkę, zostawiając na niej czerwone smugi.
                - Co ty do diabła zrobiłeś? - Pisnęła, spiesząc do boku Tylera. Starał się zachować swoje pewne siebie spojrzenie, ale mu nie wyszło.
                - Spotykanie się z tą gnidą jest poniżej godności. Nawet twojej, Alejandra - powiedziałem, starając się złapać oddech. Gdyby nie weszli do pokoju, nie jestem pewien, czy przestałbym go bić.
                Nie powiedziała nic, jakby nie była pewna, że się ze mną nie zgadza. Wahała się i bała się go dotknąć. Powinna, jeśli słyszała naszą rozmowę.
                Koleś z dużymi zębami, patrzył na nas, wciąż przyciskając stek do oka. Znów czułem budującą się we mnie wściekłość, wiedząc, że ktoś musiał zaatakować Brooklyn, by Tyler mógł odegrać rolę bohatera. Utkwiłem wzrok na mężczyźnie przede mną. Jego wyraz twarzy zmienił się, gdy zdał sobie sprawę, że dodałem dwa do dwóch.
                - Będziesz żałował, jeśli jeszcze raz dotkniesz mojej dziewczyny - powiedziałem śmiertelnie poważnym głosem, zanim uderzyłem go w oko, które było niemal czarne i prawie przymknięte od opuchlizny. Zawył z bólu, jak panienka, a ja kopnąłem go w krocze, przez co upadł na ziemię.
                Zanim wyszedłem, spojrzałem bezpośrednio na Tylera, który próbował usiąść, wciąż kaszląc.
                - Będziesz żałował, że cię dzisiaj nie zabiłem.
               
**

                Moje próby uspokojenia się nie były zbyt owocne, kiedy walczyłem ze sobą by nie wrócić tam i nie dokończyć tego, co zacząłem. Wiem, że obiecałem Brooklyn, że nigdy nikogo nie zabiję, ale skłamałbym, gdybym powiedział, że nie chcę widzieć tego dupka żywego.
                Zakładanie pułapki na moją dziewczynę i poproszenie dwóch kumpli, by udawali, że chcą ją skrzywdzić tylko po to, by on mógł ją uratować, było poniżej godności, nawet dla Tylera. Chciałem myśleć, że Brooklyn tak naprawdę mu nie zaufała tylko dlatego, że był tam, kiedy mnie nie było, ale wiedziałem, że prawdopodobnie była teraz zmieszana i nienawidziła mnie. Tyler wybrał idealny moment, by nas od siebie oddalić, kiedy nasz związek był w jednym z najbardziej wrażliwych momentów. Wciąż ciężko oddychałem, chodząc w kółko dla uspokojenia. Kiedy byłem przekonany, że w miarę się uspokoiłem, wyciągnąłem telefon i wybrałem numer Brooklyn. Nie odebrała, odsyłając mnie na swoją pocztę głosową. Skończyłem bardziej sfrustrowany, niż byłem wcześniej. Nie chciała ze mną rozmawiać, ale byłem gotów pojawić się w jej oknie, jeśli byłoby to konieczne. Co więcej, ruszyłem szybko w stronę swojego samochodu, wybierając ponownie jej numer w nadziei, że odbierze, nawet, jeśli miałaby na mnie krzyczeć. Kiedy faktycznie odebrała, byłem tym tak zaskoczony, że nie wiedziałem co powiedzieć. Zapadła krótka cisza, podczas której słyszałem tylko jej oddech i pociąganie nosem. Prawdopodobnie starała się nie płakać.
                - Dlaczego nie zadzwoniłaś? - Zapytałem. Obiecałem sobie, że będę wyrozumiały i spokojny, by nie smucić jej bardziej, ale moja cierpliwość znowu mnie opuściła.
                Brooklyn nie odpowiedziała, ale słyszałem, jak znowu pociągała nosem. Byłem już prawie przy swoim samochodzie. Odblokowałem go kluczem i podbiegłem do niego.
                - Wszystko w porządku? - Próbowałem ponownie. Mój głos załamał się trochę, więc musiałem odchrząknąć.
                - Ja... - Zaczęła. - Nie wiem. - Usłyszałem przesuwanie kołdry i przycisk jej lampki nocnej.
                - Jadę do ciebie - powiedziałem, będąc już w samochodzie i wkładając kluczyk do stacyjki.
                - Nie - zawołała pośpiesznie. - Nie przyjeżdżaj. Moja rodzina jest w domu, a ja po prostu muszę iść spać...
                - Wiem, że nie chcesz być ze mną, ale ja chcę być z tobą - przerwałem jej szybko, wycofując samochód z miejsca parkingowego. - Muszę zobaczyć, że wszystko z tobą okej. Pozwól mi się upewnić, że wszystko jest w porządku - powiedziałem, mając świadomość, że mój głos był zbyt przepełniony emocjami, jakby nie należał do mnie. Przejął mnie ból i poczucie winy.
                Brooklyn nie kłóciła się już, tylko rozłączyła się, trochę za późno, by powstrzymać mnie od usłyszenia jej szlochu.


Brooklyn

                - Co się stało z twoją szczęką? - Zapytał Blake, gdy jechaliśmy windą do domu.
                Wiedziałam, że pewnie będziemy mieli kłopoty za późny powrót, ale cieszyłam się, że ostatnią rzeczą jaką teraz pamiętałam był Kevin, a nie ci przerażający kolesie, którzy mnie dotykali.
                - I z twoim płaszczem - dodał. - Czy to zaschnięta krew? - Jego oczy rozszerzyły się, gdy zdał sobie z tego sprawę.
                Przełknęłam ślinę. Musiałam skłamać. Nie mogłam powiedzieć mu prawdy, ponieważ czułam się brudna i nie chciałam przynieść wstydu mojej rodzinie, nawet jeśli nic się nie stało. Wciąż byłam zdumiona faktem, że spośród wszystkich ludzi, to Tyler był tym, który mi pomógł. Naprawdę był miły, słodki nawet. Rzeczywistość siała spustoszenie w mojej głowie. Nie wiedziałam w co wierzyć, komu ufać i co zrobić. Czułam się, jakbym zdjęła swoją zdolność tworzenia spójnych myśli.
                - Och, przecięłam się tylko. Gotowaliśmy i byłam na tyle głupia, aby wytrzeć mąkę z policzka, mając w dłoni nóż.
                Blake tego nie kupił.
                - Nie jesteś taka głupia.
                - Rany, dzięki za tą sugestię - przewróciłam oczami. - Ale oboje wiemy, że nie jestem najsprawniejszą osobą na świecie.
                Zdawał się rozważać to przez chwilę, ale drzwi windy otworzył się i wyszłam razem z nim. Owinęłam szalik wokół szyi, by ukryć opatrunek, a zdejmując płaszcz zwinęłam go od środka, by ukryć plamy krwi.
                - Nie mów mamie i tacie, proszę. Po prostu nie chcę, by się martwili - powiedziałam, a zanim zdążył odpowiedzieć, dodałam. - Ale ty powiedz im o Kevinie. On jest naprawdę fajnym chłopakiem, polubią go.
                Blake prychnął z niedowierzaniem.
                - Naprawdę wątpię.
                - Zaakceptowali Justina więc nie sądzę, by mieli problem z Kevinem - powiedziałam z przekąsem. Na myśl o Justinie znów zachciało mi się płakać. Czułam, że bez względu na to ile łez wyleję, to nigdy nie wystarczy, by pozbyć się uczucia, które zagościło w moim sercu. To było przerażające. Wątpię, bym była wstanie zamknąć oczy w nocy. Podgrzewana podłoga była ukojeniem dla moich stóp, ale tylko dotąd. Moja dusza - albo miejsce w którym wyobrażałam sobie, że jest - była zimna i ciasna. Mama pojawiła się w holu w mgnieniu oka.
                - Gdzie byliście? Jedliśmy już kolację - patrzyła z dezaprobatą, ale wiedziałam, że nie była zła. Wyglądała, jakby poczuła ulgę, że zobaczyła nas w domu całych i zdrowych (teoretycznie).
                - Przepraszam mamo, i tak nie jestem głodna. Chyba rzucę się na łóżko, jestem wykończona - westchnęłam, jakbym była naprawdę zmęczona, podczas gdy w rzeczywistości byłam niespokojna.
                - Dobrze się czujesz? - Zapytała, marszcząc brwi w niepokoju.
                - Tak, po prostu jestem zmęczona - zmusiłam się do uśmiechu, celowo ukrywając przed nią mój posiniaczony policzek. Bolało, kiedy wykrzywiłam usta. Miejsce wokół rozcięcia było lekko fioletowe, ale miałam nadzieję, że to normalne.
                - Okej. Blake, zostało dla ciebie trochę kurczaka w mikrofalówce - powiedziała mojemu bratu, który już ruszył do kuchni. - Dostałaś list - powiedziała podekscytowana.
                - Och - też miałam być podekscytowana?
                - Kusiło mnie, aby go otworzyć, ale zostawiłam go na biurku. To ze Stanford i wygląda na ciężki - mama mrugnęła do mnie.
                - Zobaczę go jutro - zapewniłam ją i chyba była trochę rozczarowana. Ona była tak podekscytowana, że idę na studia. Powiedziała, że zawsze będzie za mną tęsknić, gdybym miała się wyprowadzić, ale chce jak najlepiej dla mojej przyszłości.
                W drodze do swojego pokoju zauważyłam bardzo zaangażowanego w grę Metsów mojego tatę, który pomachał do mnie, powiedział "dobranoc" i ponownie odwrócił się w stronę ekranu. Dziś byłam wdzięczna za jego brak uwagi.
                W swojej łazience pozbyłam się wszystkich ubrań i rzuciłam je na podłogę, by je później wyrzucić. Wiedziałam, że nie będę mogła założyć ich ponownie, bez wspomnień tego wieczoru. To było teraz absurdalne, że czułam obrzydzenie po pocałunku Nate'a - nawet, jeśli był to pocałunek bez języczka - w porównaniu z tym, co ten mężczyzna zamierzał ze mną zrobić. Wzdrygnęłam się przed lustrem, przez wejściem pod prysznic, po raz trzeci tego dnia. Odwróciłam się do strumienia gorącej wody i użyłam żelu pod prysznic i szamponu o intensywnym zapachu. W ciągu kilku minut cała łazienka pachniała wanilią i każda szklana powierzchnia była zaparowana. Szorowałam swoją skórę, aż była czerwona i wyglądała, jakby zaraz miała się rozedrzeć. Woda oderwała plaster na mojej szczęce, odsłaniając paskudne rozcięcie, które jeszcze się nie zagoiło. Kilka kropli wypłynęło z rany i musiałam wytrzeć je, patrząc w sufit. Stwierdziłam, że nie zajdę daleko, jeśli pójdę na studia medyczne, skoro tak bardzo nie toleruję krwi. Osuszyłam się dokładnie, nawilżyłam skórę balsamem, również o zapachu wanilii, aż moje nozdrza płonęły od chorobliwie słodkiego zapachu. Osuszyłam włosy ręcznikiem, po czym założyłam majtki i żółte szorty, które miałam na sobie przed wyjściem. Przyniosłam z szuflady zwykłą białą koszulkę i wróciłam do pokoju. Mimo, że nie czułam się świetnie, to czułam się troszkę lepiej, czyściej.
                Mogło być gorzej, pomyślałam. Gdyby Tyler się nie pojawił, Bóg wie, gdzie bym teraz była.
                Pokręciłam zaciekle głową, odganiając nieproszone myśli. Odsunęłam kołdrę i poprawiłam poduszki. Księżyc był wysoko na niebie, gdy poszłam zasunąć zasłony i zastanawiałam się, jak coś tak pięknego może nieść ze sobą tak straszne rzeczy.
                Wróciłam do łóżka i ostrożnie sięgnęłam po swój telefon. Nie chcę, by ktoś do mnie dzwonił lub pisał. Ekran powiadomień był pusty, z wyjątkiem informacji o pogodzie, na których teraz najmniej mi zależało.
                Miałam go wyłączyć, gdy telefon zaczął mi dzwonić w dłoni. Wyciszyłam go, ale patrzyłam na nazwę wyświetlającą się na ekranie, jakby była odpowiedzią, na jakieś tajemnicze pytanie. Imię Justina i głupie zdjęcie, które sam sobie zrobił ukazało się na ekranie. Nie odebrałam, ale przygryzłam wargę, zmartwiona. Wiem, że powiedziałam, że nie chcę z nim rozmawiać, ale co jeśli Justin już wiedział? Co jeśli zamartwiał się o mnie? Znając go, pewnie zrobił mnóstwo dziur w ścianach w swoim pokoju.
                Powinnam była pozwolić mu się odwieźć, kiedy byłam na niego zła.
                Zanim zdecydowałam, czy odebrać, czy nie, telefon przestał dzwonić. Zdałam sobie sprawę, że chcę, by zadzwonił raz jeszcze, mimo, że nie wiedziałam, czy odbiorę. Dwie minuty później przyciskałam telefon do ucha. Słyszałam ciężki oddech po drugiej stronie, co może tylko oznaczać, że Justin próbował się uspokoić. Mogę mieć tylko nadzieję, że nie złamał sobie ręki.
                - Dlaczego nie zadzwoniłaś? - Zapytał w końcu. Jego głos brzmiał na przestraszony i przez to poczułam się jeszcze gorzej. Musiałam z trudem stłumić szloch.
                - Wszystko w porządku? - Zapytał i tym razem jego głos załamał się lekko. Odchrząknął.
                - Ja... Nie wiem - przeniosłam się na łóżko i włączyłam lampkę nocną, wcześniej wyłączając lampę na suficie.
                - Jadę do ciebie - usłyszałam silnik samochodu.
                - Nie! Nie przyjeżdżaj. Moja rodzina jest w domu, a ja po prostu muszę iść spać...
                Przerwał mi wpół zdania.
                - Wiem, że nie chcesz być ze mną, ale ja chcę być z tobą. Muszę zobaczyć, że wszystko z tobą okej. Pozwól mi się upewnić, że wszystko jest w porządku - powiedział, a jego głos był tak przepełniony emocjami, że nie mogłam powiedzieć nie.
                Szloch w końcu wydostał się z mojego gardła i nie wiem, czy rozłączyłam się na tyle wcześnie, by tego nie usłyszał. Może się myliłam i potrzebowałam go, bo perspektywa spędzenia z nim nocy sprawiała, że ciemność wydawała się mniej przytłaczająca.
               
**

                Próbowałam zając czymś swoje myśli, oglądając w telewizji komedię romantyczną, ale chłopak okłamał dziewczynę co do swojej przeszłości, a teraz była na niego wściekła i wrzeszczała. Nie mogłam się poczuć bardziej ponuro, więc wyłączyłam to. Dwadzieścia minut po naszej rozmowie telefonicznej, ktoś zapukał do mojego okna. To mnie zaskoczyło, moje serce zabiło szybciej, aż zdałam sobie sprawę, że to tylko Justin. Wstałam z łóżka i otworzyłam okno, zanim cofnęłam się o kilka kroków. W raz z Justinem do pokoju wszedł zimny podmuch wiatru, przez co poczułam dreszcz. Żadne z nas nie powiedziało na początku ani słowa, ale czułam oczy Justina na swoim ciele. Po raz pierwszy jego spojrzenie nie było zmysłowe, ale zmartwione. W końcu dotknął moich jeszcze wilgotnych włosów, odgarniając je z mojej twarzy, aby jeszcze lepiej mi się przyjrzeć. Jego oczy były skupione, a szczęka zaciśnięta. Wzdrygnęłam się, ale z innego powodu, kiedy jego palce dotknęły mojej szyi. Najwyraźniej moje ciało nie było odporne na jego dotyk.
                Zamknęłam oczy i odetchnęłam, czekając, aż będę gotowa utrzymać jego spojrzenie.
                - Boli cię jeszcze coś? - Zapytał, patrząc na moją szczękę. Zapomniałam zakleić tego po prysznicu i prawdopodobnie wyglądało gorzej.
                Pokręciłam głową, wiedząc, że głos by mnie zdradził.
                - Cholera, Brooklyn. Przepraszam - powiedział, a jego dłonie nadal przesuwały się po moich ramionach. - Zabiję tego... - Urwał, zatrzymując wzrok na mojej klatce piersiowej. Na początku myślałam, że to dlatego, że nie miałam na sobie stanika. Zarumieniłam się tak mocno, że myślałam, że moja twarz eksploduje. Ale potem zdałam sobie sprawę, że patrzy tam, bo miałam na sobie jego koszulkę. Nieświadomie włożyłam ją na siebie. Justin podniósł na mnie wzrok, oplatając mnie ramionami. Bardzo powoli, jakby bał się, że go odepchnę, przyciągnął mnie do siebie i trzymał mnie tak, a ja pozwoliłam sobie płakać. Pachniał kojąco, żelem pod prysznic, Axe i... To była krew? Natychmiast się odsunęłam, nie mogąc ukryć własnej obawy. Moje oczy powędrowały a jego twarz i ręce, a w brzuchu czułam nieprzyjemny skurcz.
                - Co się stało? - Zapytałam, pociągając nosem.
                - Nie martw się - Justin zatrzymał moje ręce na swoich bokach. - To nie moja.
                Jego koszulka miała groteskowe plamy krwi w kształcie odcisków dłoni.
                - Co zrobiłeś?
                - Twoja rana się otwiera - powiedział, ignorując mnie. Zaprowadził mnie do łazienki, gdzie bez trudu posadził mnie na blacie obok umywalki.
                - Zestaw pierwszej pomocy jest w szafce - poinformowałam go niepotrzebnie, ponieważ już go znalazł.
                Kiedy sam umył ręce pod kranem, spojrzałam na jego knykcie.
                - Proszę, nie tym razem - mruknęłam. Były podrapane i zaczerwienione.
                Justin zachichotał.
                - To nie była ściana - oczyścił je, jakby czytał mi w myślach.
                - Więc co? - Zapytałam, kiedy otarł dłonie ręcznikiem papierowym.
                Spojrzał na mnie krótko przed otwarciem zestawu.
                - Okno - wymamrotał z roztargnieniem.
                - Ono? - Zapytałam z niedowierzaniem. Miałam wrażenie, że znowu coś przede mną ukrywa.
                - Nie martw się, dobrze? - Otarł delikatnie krew z rozcięcia. Nie bolało już tak bardzo, ale wciąż piekło. - Po prostu musiałem rozładować jakoś swój gniew.
                - Skąd się dowiedziałeś?
                - Wierz lub nie, ale dzięki Alejandrze - powiedział.
                - Co?
                - Widziała, jak wychodzisz z domu Tylera - Justin celowo unikał spojrzenia mi w oczy.
                Jak mogłam mu powiedzieć, że jego tak zwany wróg naprawdę mi pomógł i, że dzięki niemu byłam jeszcze w jednym kawałku.
                - Uderzyłeś Tylera - stwierdziłam. Nawet nie musiałam pytać. Brzmiało to o wiele wiarygodniej, niż wymówka z oknem.
                Justin wzruszył ramionami, skupiając się całkowicie na mojej szczęce. Delikatnie przykleił plaster i poklepał moje nagie udo, gdy skończył.
                - Nie powinieneś był tego robić - powiedziałam cicho.
                - Brooklyn - przerwał mi Justin, odchylając głowę w sufit, dłońmi chwytając blat po obu stronach moich ud.  - Alejandra pojawia się w moich drzwiach mówiąc, że właśnie widziała cię wychodzącą z bloku jej chłopaka, kiedy ja myślałem, ze jesteś w domu cała i zdrowa, ponieważ do mnie nie zadzwoniłaś, aby powiedzieć, że coś jest nie tak. Idę tam i ten kutas ma czelność powiedzieć mi, że ktoś groził ci nożem i ze wszystkich ludzi na świecie, to on opatrzył twoje rany - spojrzał na mnie rozczarowany, ale nie wiem, czy kierował to spojrzenie do mnie, czy do samego siebie. - Oczywiście, że bym go uderzył, jeśli to miałoby sprawić, że nie czułbym się jak kompletne gówno, za zostawienie cię samej - jego wzrok złagodniał, jego dłoń zbliżyła się do mojego zdrowego policzka. - Jeśli coś jeszcze by ci się stało, wiesz, że nie byłbym w stanie tego przeżyć.
                - Nie powinieneś być wdzięczny, że mnie znalazł?
                Justin prychnął.
                - Nie - powiedział. - Nigdy nie powinnaś była iść do jego mieszkania. Mógłby coś próbować. Powinnaś była do mnie zadzwonić.
                Przewróciłam oczami, zeskakując na podłogę.
                - Przestań to analizować. Co się stało, to się stało. Nic mi nie jest i to się liczy.
                - Nie dla mnie. Już go ostrzegłem, ale na wszelki wypadek, nie chcę, byś się do niego zbliżała - powiedział Justin z powagą.
                Wypuściłam powietrze przez nos.
                - Wszystko przez dziewczynę, która bawiła się wami dwoma? Niewiarygodne.
                - To ci powiedział, prawda? - Spytał Justin.
                - Ty mi tego nie powiedziałeś - odparłam.
                To go uciszyło. Miałam nadzieję, że powie mi coś więcej, ale nie miałam takiego szczęścia.
                - Chcesz, abym opatrzyła twoje kostki? - Zmieniłam temat, wiedząc, że nigdzie nie zajdziemy.
                - Nie jest okej. One nie krwawią - powiedział krótko Justin.
                - Świetnie.
                Miałam zamiar wyjść z łazienki, ale Justin złapał moje przedramię. Instynktownie wyrwałam się z jego uścisku, ale zatrzymałam się i tak, widząc cierpienie na jego twarzy. Jak to możliwe, że pomimo wszystkiego, co zaszło między nami, ja nadal nienawidziłam widzieć go w takim stanie? Poczułam ochotę, by pogłaskać jego włosy, ale powstrzymałam się. Co gorsza, ujrzał stos brudnych ubrań na podłodze. Przygryzłam policzek. Zapomniałam schować ich do kosza. Justin zacisnął pięści, a ja walczyłam z instynktem by rozluźnić jego palce. On sam je rozluźnił z westchnieniem, zamykając i otwierając oczy.
                - Przepraszam, okej? - Powiedział. - Tak mi przykro, że nawet nie potrafię tego wyjaśnić. Żałuję, że nie przełknąłem swojej dumy i nie pobiegłem za tobą, nawet jeśli nie chciałaś wtedy ze mną być. Przepraszam, że ten skurwiel położył na tobie ręce. Przepraszam, że jestem kiepską podróbką chłopaka. Przepraszam, ze cię okłamałem i przepraszam, że nigdy nie potrafię być uczciwy. Wszystko co robię, to krzywdzę cię i znowu i znowu. Zasługujesz na o wiele więcej, możesz mieć o wiele więcej, ale jestem egoistą i pragnę cię i nie obchodzi mnie, że mnie nienawidzisz, bo teraz zamierzam tu zostać i będę cię trzymał w ramionach i ocierał łzy i przepraszał po tysiąc razy, nawet jeśli to nic nie zmieni. Bo uwierz mi, nawet jeśli ty mi wybaczysz, ja nie wybaczę sobie. Ale trzeba przynajmniej próbować.
                - To nie była twoja wina - powiedziałam delikatnie. Jedyną rzeczą, którą nienawidziłam bardziej, niż Justin zachowujący się jak dupek, było to, że obwiniał samego siebie o wszystko, nie doceniał siebie i mówił, że na mnie nie zasługuje.
                - Właśnie była - był szczery. Naprawdę w to wierzył, więc nie było sensu przekonywać go, że jest inaczej.
                - Słuchaj, nie chcę już o tym rozmawiać.
                Nasze spojrzenia spotkały się raz, zanim odwróciłam się i poszłam do łóżka, poprawiając poduszki tak, by zrobić miejsce dla Justina i próbowałam zwalczyć mały uśmieszek. Jakkolwiek nienawidziłam tych sprzecznych uczuć, które żywiłam ostatnio do Justina, to moje ciało było gotowe, by wtulić się w niego. Leżałam na łóżku, obserwując, jak Justin zdjął koszulkę tak, jak robią to chłopaki i zrzucił swoje spodnie. Nie wstydził się stać przede mną półnagi. Nie to, że nigdy wcześniej nie widziałam go nagiego, ale ja przynajmniej byłam tym trochę onieśmielona za każdym razem. On jednak nie miał problemów z pokazywaniem światu swojego ciała. Jestem pewna, że świat też nie miałby nic przeciwko.
                - Stanford? - Zapytał nagle, podnosząc kopertę.
                - Przyszło dzisiaj - wyjaśniłam po prostu. Nie chciałam o tym rozmawiać.
                - Nie zamierzasz tego otworzyć?
                - Jutro.
                - Nie cieszysz się? - Uniósł brew. - Myślałem, że to szkoła twoim marzeń,
                Wzruszyłam ramieniem.
                - Nawet nie wiem, czy zostałam przyjęta. Może to być list z negatywną odpowiedzią.
                Justin potrząsnął kopertą.
                - To jest zbyt grube, by było zwykłym "nie" - uśmiechnął się do mnie. To było dziwne, widzieć go w samych bokserkach z oficjalnym listem z uniwersytetu w dłoni. Mój umysł wciąż rozpraszał widok jego mięśni.
                Miał jednak rację. Wiedziałam, że dostanę się wszędzie, gdzie składałam papiery. Moja średnia była genialna i byłam wzorową uczennicą. Moi rodzice o to zadbali.
                Justin w końcu rzucił list na biurko i podszedł do łóżka. Usiadł obok mnie w łóżku, nasze uda się dotknęły. Moje policzki zaczerwieniły się, pomimo sytuacji.
                - Kiedy masz bal? - Zapytał, niepewnie wyciągając rękę. Podniosłam swoją tak, by spleść nasze palce. Moja skóra rozgrzała się od stóp do głów. Kontakt z jego skórą był taki przyjemny. Czułam się, jakbym wróciła do domu po długim dniu.
                - W kwietniu - odpowiedziałam. Szczerze mówiąc, miałam ochotę o tym zapomnieć.
                - Powinienem pomyśleć nad jakimś oryginalnym zaproszeniem cię, czy wystarczy ci standardowe? - Zażartował.
                - Chcesz iść? - Zapytałam zaskoczona.
                - Cóż, nie poszedłem na swój, więc równie dobrze mogę teraz zobaczyć, czemu wszyscy się tym tak nakręcają. Poza tym, uwielbiasz widzieć mnie w garniturze - Justin trącił mnie w ramię, a lekki śmiech wymknął się z moich ust.
                - Nie musisz robić nic oryginalnego.
                Justin odwrócił się do mnie na łóżku. Był tak blisko, że mogłam zobaczyć każdy detal jego twarzy, każdą rzęsę, każdy pieprzyk i niewielką bliznę na policzku. Po raz kolejny zaskoczył mnie fakt, jaki był piękny.
                - Isabello Brooklyn Reed, uczynisz mnie najszczęśliwszym człowiekiem na świecie i pójdziesz ze mną na bal? - Zapytał, wyraźnie starając się nie śmiać.
                Nie mogłam stłumić śmiechu, ale musiałam zakryć usta, by rodzina mnie nie usłyszała.
                - No weź, to był pierwszy raz, kiedy robiłem coś takiego. Nie było tak źle, prawda? - Zapytał uśmiechając się, bo udało mu się mnie rozweselić.
                - Dobrze, pójdę z tobą - powiedziałam. - Ale tylko dlatego, że łaskawie zapytałeś.
                - Dziękuję - powiedział, a jego głos brzmiał dla mnie tak, jakby mówił nie tylko o balu.
                Nie wiem, za co miałby mi dziękować, przecież to ja byłam wdzięczna mu za to, że był teraz ze mną. Zanim mogłam wymyślić coś dowcipnego do powiedzenia, Justin zamknął przestrzeń między nami. Czułam jego oddech na swoich rozchylonych wargach, a dreszcz przeszedł mi po plecach. Wiem, że powinnam go powstrzymać; byłam na niego zła, ale pozwoliłam mu na pocałunek i przez chwilę wszystko było w porządku. To był jeden z tych pocałunków, które zapierają ci dech, nie jest zbyt intensywny, ale to z powodu emocji, emanujących z niego. Justin przeprosił te tysiąc razy w tym pocałunku i upierał się, że to była jego wina jeszcze więcej tysięcy. Odsuwając się ode mnie, oparł głowę o poduszkę i spojrzał mi w oczy. Nie musiał nic mówić. Wiedziałam co chciał powiedzieć i wiedziałam, co ja chciałam mu powiedzieć, a oboje wiedzieliśmy, że nie zawsze dostaje się to, czego się chce.
                Justin przytulił mnie od tyłu i leżeliśmy na łyżeczki. Wtulił nos w moją szyję, przyciskając mnie do swojej ciepłej piersi. Następnie pocałował mnie w głowę i zaciągnął się.
                - Dlaczego pachniesz, jak budka z lodami? - Spytał, jego śmiech zawibrował na moich żebrach.
                Pokręciłam głową i przeniosłam jego dłonie z mojej talii pod swoją koszulkę. Musiałam poczuć jego ciepło i jego komfort, jego skórę na swojej. Potrzebowałam sztucznej iluzji ochrony.
                W tym momencie, kiedy wszystko było idealne i ciche, nasze oddechy były jedynym dźwiękiem na świecie, chciałam, by czas się zatrzymał. Szkoda, że nie mogliśmy zostać tak na zawsze, zawieszeni w czasie, w szczęściu. Chciałam, by poranek nigdy nie nadchodził.
                Ale jak już mówiłam, nie zawsze dostajesz to, czego chcesz.
               

_____________


NOWE TŁUMACZENIE - "NOT SAFE FOR WORK"
ZAPRASZAM

101 komentarzy:

  1. akjshjakjshdjakjs juz jest

    OdpowiedzUsuń
  2. jfksaidljshbvlasdfb *.* CZY ONI MUSZĄ BYĆ TACY ŚWIETNI !

    OdpowiedzUsuń
  3. O Boże ajksdhajkfas świetny rozdział! Nie mogę się już doczekać kolejnego :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Bshdjsvsh jaram sie cuuudoo <3 /@dawajezyk

    OdpowiedzUsuń
  5. Hbfnxbvnkgdcmdazfbdsckl boski

    OdpowiedzUsuń
  6. Tyle emocji, jejkuu

    @bieberummy

    OdpowiedzUsuń
  7. świetny <3 chociaż przez chwile jest dobrze ;D @mrraau

    OdpowiedzUsuń
  8. ajkssdg tak bardzo cudowne. Dziekuje Ci ze to tlumaczysz :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Więc... siedze zaryczana. Najpierw wkurzyłam się na Justina, no bo jak wielkim dupkiem można być. Czasami trzeba schować swoje ego. Tak mi było szkoda Broke. A potem jak on do niej przyszedł i tak stali tam w ciszy to po prostu łzy zaczęłymi lecieć. A jak on ją zaczął przepraszać to po prostu Niagara wypływała z moich oczu ;c
    Oni są tacy idealni że o ja pierdziele *0* Dobrze, że się pogodzili. Wiem, że ten komentarz nie ma ładu i składu alet przez emocje :D
    DZIĘKUJEMY ZA TŁYMACZENIE I Z NIECIERPLIWOŚCIĄ CZEKAMY NA KOLEJNY ROZDZIAŁ <3 KOCHAMY WAS I BRONX TEŻ <3
    Lovki, kisski i uściski @HungryJustin

    OdpowiedzUsuń
  10. O fuck hdjddjcjdj cudo :)/@believeyoucanx3

    OdpowiedzUsuń
  11. Jsjsjsjsjsjsjjdhskdkdjskejje *-*!
    Cudooo
    Dziekuje, ze tlumaczysz <3

    OdpowiedzUsuń
  12. Jezus Maria Tyler ty dupku! ;-; nikt cię nie chce chuju jezu :/
    - @yolarreh

    OdpowiedzUsuń
  13. Jaki z Tylera dupek -.-
    Oni są tacy asdfghj ;3
    Czekam na nn <3
    @scute4

    OdpowiedzUsuń
  14. Omnomnom *^* umieram od ich słodkości "<3

    OdpowiedzUsuń
  15. Slodka koncowka

    OdpowiedzUsuń
  16. dobrze że do niej pojechał ♥ dziękuję Ci że to tłumaczysz, jeden z najlepszych blogów! kocham Cie ♥

    OdpowiedzUsuń
  17. A Justin znów nie powiedział jej wszystkiego... Boje się kolejnych rozdziałów :(

    OdpowiedzUsuń
  18. OMG!! Rozdzial genialny :) Jak zawsze z resztą.

    OdpowiedzUsuń
  19. Czemu on jej nic nie powiedział, o znajomości jego z tylerem i że on coś kombinuje... ugh.ale słodko pod koniec, Justin musi sie ogarnąć, genialny xx dziękuję że tlumaczycie

    OdpowiedzUsuń
  20. Rozdział jak zawsze niesamowity. Cieszę się że zaczyna się między nimi układać :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Jeju kochana dzięki ze dodalas ;)

    OdpowiedzUsuń
  22. awwwww <3 czekam na kolejny <3

    OdpowiedzUsuń
  23. Love! :3
    Oby jak najszybciej nowy xd :3
    /- KAROOOLINA O. @mysza_13

    OdpowiedzUsuń
  24. Już myślałam, że Tayler okażę się być jakoś przyzwoicie normalny. No ale cóż dupek to dupek. Ta końcówka była taka słodka. Popłakałam się jak ją za wszystko przepraszał. Jejuuu (muszę się oduczyć tego słowa) genialny rozdział. Cieszę się że dodałaś ale z drugiej strony jest mi smutno, bo zbliżamy się do końca. Mam nadzieję, że jeszcze przed nami wiele rozdziałów. A i tłumaczenie na zapas uważam jak najbardziej za. :D
    Pozdrawiam i dziękuję za tłumaczenie @Just_to_dream_ <3

    OdpowiedzUsuń
  25. Zeby się tylko niepokłócili znowu w następnym ;p

    OdpowiedzUsuń
  26. Świetne <33333

    OdpowiedzUsuń
  27. Cudowny rozdzial i świetnie przetłumaczony :*

    OdpowiedzUsuń
  28. Cudo super :)))))))

    OdpowiedzUsuń
  29. Zajebisty <3. A ja uwierzyłam w Tylera :/. Kochana jesteś <3. Do następnego :*.

    OdpowiedzUsuń
  30. Idealny kocham go , czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  31. Aaaaa nowy <33! Świetny na prawde :)

    OdpowiedzUsuń
  32. Zajebisty rozdział...
    Czekam na kolejny.. mam nadzieje że będzie tak samo zajebisty jak ten chociaż każdy rozdział taki jest więc nie mam co się obawiać..

    http://all-that-matters-to-me-is-you.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  33. Świetny czekam na nn
    dziękuje że tłumaczysz ;)

    OdpowiedzUsuń
  34. BOSKI rozdział *.* Dziękuję <3

    OdpowiedzUsuń
  35. Detka_BieberPl16 grudnia 2013 18:59

    uwielbiam takie scenyyy, kochammm toooo

    OdpowiedzUsuń
  36. Nienawidzę Tylera!:/
    Kocham to i nie mogę się doczekać nexta!*.*
    <33

    OdpowiedzUsuń
  37. igufughciuhifjdshi cuuuudooooo *,* awwwwwwww *O*
    czekam na nn ;)
    @Danger12345678

    OdpowiedzUsuń
  38. świetny rozdział i trzymam kciuki ♥

    OdpowiedzUsuń
  39. Boski ! Kocham twoje tłumaczenia i dziekuje ze nie muszę czytać po angielsku ! Dziekuje czekam NN

    OdpowiedzUsuń
  40. Faaaaken szites madafaaaaka:)))) kocham to opowiadanie <3

    OdpowiedzUsuń
  41. O.! M.! B.! :OOO cudowny *.* jak mi się podoba *.* kocham to, po prostu kocham. DAJCIE MI TAKIEGO JUSTIN'A.!! :D

    OdpowiedzUsuń
  42. C.U.D.O.W.N.Y jeju to opowiadanie jest genialne. Cieszę się ,że je tłumaczysz.
    Nie mogę doczekać się nast. rozdziału. ^^ Na początku myślałam ,że Tayler jest naprawdę dobry , a tu takie cuś ? No przesadził.

    http://this-is-my-life-brooklyn.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  43. Wspaniały <3 uzależnienie <3 hsjsjsbsbsbjsks

    OdpowiedzUsuń
  44. Dupek pozostanie dupkiem i tyle :) ale rozdział pod koniec hgdsghdfshgdfshdsf

    OdpowiedzUsuń
  45. Świetny, a ta końcowka :D ^^
    Dziękuję, że to tłumaczysz :)

    OdpowiedzUsuń
  46. Ughh wiedzialam ze ten Tayler sie nie zmienił... Koncowka przecudowna *.*

    OdpowiedzUsuń
  47. Ale końcówka jest słodka ! *-* a Tylera i tak nigdy nie polubię - dupek z niego ;D powodzenia w tłumaczeniu <3

    OdpowiedzUsuń
  48. końcówka najlepsza <3
    Justin musi sobie wyjaśnić wszystko z Brooklyn :)

    OdpowiedzUsuń
  49. a już myślałam że Tylera nagle oświeciło i że nie jest aż takim dupkiem.. no cóż pomyliłam się i t bardzo :/
    aww jacy oni są słodcy :3 mam nadzieję że te dramy szybko sie skończą o ich nie lubię :c

    OdpowiedzUsuń
  50. Jak zwykle mego <3

    OdpowiedzUsuń
  51. oo dobrze że się pogodzili czekam na kolejny ;))

    OdpowiedzUsuń
  52. dzięki że tłumaczysz

    OdpowiedzUsuń
  53. ej Bronx jest w orginale pisany po jakim języku ?

    OdpowiedzUsuń
  54. kocham to ♥

    zapraszam na moje tłumaczenie przy okazji :) http://tlumaczenie-irreplaceable.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  55. KOCHAAAAAM NO :***

    OdpowiedzUsuń
  56. Twój blog został nominowany do Liebster Award Blog :) Gratuluje .
    Więcej informacji na moim blogu only-your-shadow.blogspot.com lub diary-of-lifee.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  57. dzięki za odp ;) czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń
  58. ej chcłam spróbować czytac po angielsku ale jak wchodzę w to (eng version) nie mogę tam tego znaleźć poda ktoś linka bezpodrednio do orgianłu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to jest jedyny link do oryginału, a treść dostępna jest po zalogowaniu

      Usuń
  59. super rozdział kocham to opowiadanie.Zapraszam do siebie choć dopiero zaczynam http://zabawa-jest-wszedzie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  60. zapraszam na moje opowiadanie! ;) http://allthatm.blogspot.com/2013_12_01_archive.html

    OdpowiedzUsuń
  61. http://never-close-always-far-away.blogspot.com/
    świetny blog! gorąco polecam! <3

    OdpowiedzUsuń
  62. omggggggggg! Uwielbiam twoje opowiadanie! Masz OGROMNY talent *-*
    W wolnym czasie zapraszam na mój blog: http://story--of-my--life.blogspot.com/ i na blog mojej przyjaciółki: http://never-be-well.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  63. dzięki osobie która odp mi na pytanie ;) i kiedy kolejny rozdział ? ;d nie mogę się doczekać

    OdpowiedzUsuń
  64. *.* Możesz mnie informować o nowych rozdziałach.? tt- @vansonjustin

    OdpowiedzUsuń
  65. Świetny *-* Kiedy następny ? :D

    OdpowiedzUsuń
  66. kiedy będzie następny rozdział? rozumiem, że są święta przygotowywania itd. ale już nie mogę się doczekać *.*

    OdpowiedzUsuń
  67. Dodasz dzisiaj nowy rozdział ? :D Tak tylko pytam :d

    OdpowiedzUsuń
  68. Kiedy nastepny ? Bedzie przed swietami ?

    OdpowiedzUsuń
  69. aa nie mogę się doczekać. Dzisiaj na pewno dodasz? bo ja już nie dam rady

    OdpowiedzUsuń
  70. Ahhhh nareszcie uwielbiam to rozdział świetny <333

    OdpowiedzUsuń
  71. Wesolych Swiat :*

    OdpowiedzUsuń
  72. Kiedy next ? :)

    OdpowiedzUsuń
  73. uwielbiam <3
    Myślę ,że zrobisz nam świąteczny prezent i rozdział pojawi się niedługo ;))

    http://staywithme3.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  74. Wesolych Swiat <3

    OdpowiedzUsuń
  75. Czemu tak długo nie ma rozdziału ? stęskniłam się za tym opowiadaniem ;(

    OdpowiedzUsuń
  76. Trochę denerwuje mnie zachowanie Brook ona chciała by wszystko wiedzieć co Justin ukrywa a jak ją okłamuje albo nie mówi jej prawdy to się na niego obraża i ryczy jak opętana przez cały dzień dziwna jest czasami

    OdpowiedzUsuń
  77. Agnieszka P masz rację :D
    Ps. Kocham ten rozdział <3 :D

    OdpowiedzUsuń
  78. Awwwwwwwww koniec jest słodki <3 /aleksandrabrooks

    OdpowiedzUsuń
  79. Boże, jacy oni są słodcy.. Szkoda, że Tyler tak ja wykorzystał.

    OdpowiedzUsuń
  80. Ona powiedziełą :Lubisz mnie?"
    | On powiedział "nie".
    | Myślisz ze jestem ładna? - zapytała.
    | Znowu powiedział "nie".
    | Zapytała wiec jeszcze raz:
    | " Jestem w twoim sercu?"
    | Powiedział "nie".
    | Na koniec się zapytała: "Jakbym odeszła, to byś
    | płakał za mną?" Powiedział, ze "nie".
    | Smutne - pomyślała i odeszła.
    | Złapał ja za rękę i powiedział: "Nie lubię Cię,
    | kocham Cię. Dla mnie nie jesteś ładna,
    | tylko piękna. Nie jesteś w moim sercu,
    | jesteś moim sercem. Nie płakałbym za Tobą,
    | tylko umarłbym z tęsknoty."
    | Dziś o północy twoja prawdziwa miłość zauważy, że
    | Cię kocha.
    | Coś ładnego jutro miedzy 13-16 się zdarzy w Twoim
    | życiu, obojętnie gdzie będziesz w domu, przy
    | telefonie albo w szkole.
    | Jeśli zatrzymasz ten łańcuszek, nie podzielisz się
    | tą piękną historią - to nie znajdziesz szczęścia w
    | 10 najbliższych związkach, nawet przez 10 lat.
    | Jutro rano ktoś Cię pokocha.
    | Stanie się to równo o 12.00.
    | Będzie to ktoś
    znajomy.
    | Wyzna Ci miłość o 16.00
    |Jeśli ci się nie uda wysłać tego do 20 komentarzy zostaniesz na zawsze sam\sama

    OdpowiedzUsuń