10. Shallow

Brooklyn

                Otworzyłam drzwi do mojej garderoby i westchnęłam, wiedząc ile czeka mnie pracy. Od czego mam zacząć?
                Poszłam na tył bardzo małego pomieszczenia i wzięłam taboret, który pozwolił mi sięgnąć wyższych szuflad. Stojąc na nim, otworzyłam drzwi starej szafy, która była na szczycie. Trzymałam w niej ubrania, które były na mnie za małe lub niemodne. Wzięłam duże pudło z ciuchami i ostrożnie położyłam je na podłodze. Uklękłam obok, podnosząc zakurzoną pokrywę. Zakaszlałam, gdy chmura pyłu wzbiła się w powietrze i szybko zamachałam ręką, opierając pokrywę na podłodze. To musiało być tam Bóg wie, jak długo. Zaczęłam badać zawartość ciemnobrązowego pudełka. Były tam głównie koszulki i spodnie, które mogłyby pasować w wieku od trzech do dziesięciu lat. Były też bluzki i sukienki z mojego pierwszego roku szkoły średniej. Złożyłam wszystko starannie z powrotem do pudełka i zamknęłam wieczko, zabierając je z garderoby do sypialni. Chciałam wrócić do swoich poszukiwań, kiedy ktoś zapukał.
                – Idę – krzyknęłam i podeszłam do drzwi, omijając przeszkody leżące na podłodze.
                Otworzyłam drzwi i ujrzałam mamę, już całkiem ubraną, z makijażem i ułożonymi włosami.
                – Dzień dobry, Brooke – powiedziała, uśmiechając się do mnie.
                – Dzień dobry – odpowiedziałam wesoło i otworzyłam szerzej drzwi, by ją wpuścić.
                Starałam się być ekstra miła, bo nie znałam jeszcze swojej kary.
                – Dlaczego jesteś już ubrana, mamo?
                – Hallbertowie organizują dziś śniadanie, a ja i tata wybieramy się na nie – poinformowała mnie z szerokim uśmiechem. – Ale nie martw się, Nate'a tam nie będzie, więc nie przegapisz niczego fajnego – mrugnęła, szturchając mnie łokciem.
                Zarumieniłam się.
                – Mamo! – zaśmiała się.
                – A co ty robisz tak w ogóle? – zapytała moja mama, rozglądając się po moim pokoju z zakłopotaniem, by w końcu przenieść wzrok na mnie.
                – Um, ja tylko zbieram stare ubrania, których nie noszę aby je oddać, no wiesz... myślałam, aby oddać je do kościoła ulicę dalej – w myślach przybiłam sobie piątkę, za to świetne kłamstwo. Staję się w tym ekspertem.
                – To świetny pomysł! – zawołała. – Ja też dam kilka rzeczy do oddania – rozpromieniła się i wyszła z mojego pokoju.
                Wróciłam do garderoby i wzięłam parę adidasów, które ubrałam tylko raz (nie za bardzo lubię sport). Znalazłam niebieską bluzę ze słowem "jednorożec" na przodzie i rogiem wychodzącym z "o" i zdecydowałam, że tego też muszę się pozbyć. Nawet nie pamiętam, czy w ogóle to nosiłam. Znalazłam też kilka innych rzeczy i umieściłam je wszystkie w wielkim worku.
                – Nie będę już tego nosić – ogłosiła moja mama, przychodząc do mojego pokoju z wielkim workiem.
                Rzuciła go obok reszty rzeczy. Ciężko mi będzie samej zanieść to wszystko.
                – Świetnie. Zabiorę to, jak wezmę prysznic – skinęłam zadowolona.
                – A właśnie. Rozmawiałam z twoim tatą i zdecydowaliśmy, że masz szlaban na tydzień.
                Moje usta otworzyły się tak szeroko, jak drzwi.
                – Co?
                – Możesz wyjść z domu tylko do szkoły i odebrać twojego brata z treningu, ale żadnych innych wyjść do następnego weekendu – powiedziała poważnym tonem.
                – Ale przecież ci wszystko wyjaśniłam. Nie zrobiłam nic złego – wyjaśniłam zdenerwowana. Ona nie mówi poważnie.
                – Nie narzekałabym na twoim miejscu, chyba że chcesz dodać kolejny tydzień – wskazała na mnie palcem ostrzegawczo, jak to zwykle robi.
                Pokręciłam głową, przygryzając język, by powstrzymać się od rzucenia się na nią.
                – Okej – wymamrotałam przez zaciśnięte zęby.
                – Możesz iść do kościoła, ponieważ to jest szczytny cel – uśmiechnęła się, jak gdyby nie ucięła mojego życia towarzyskiego na tydzień.
                Przynajmniej wciąż będę widywać Justina.

**

                Zaparkowałam samochód tuż przed wejściem do "Biura Pomocy Społecznej". Łatwo było znaleźć tu miejsce parkingowe, w przeciwieństwie do Manhattanu. Chyba niewiele ludzi tutaj posiada samochody. Wyłączyłam silnik i wysiadłam z samochodu, zamykając za sobą drzwi. Podeszłam do tyłu i poniosłam drzwi bagażnika, by ujrzeć go wypełnionego workami. Westchnęłam i zaczęłam wyciągać je wszystkie, układając duży stos na chodniku. Wszyscy w rodzinie postanowili mieć swój wkład w mój datek i miałam co najmniej jeden worek od każdego domownika. Upewniłam się, że dobrze zamknęłam samochód, zanim zaniosłam kilka worków do biura. Będę musiała zrobić kilka rund.
                Kiedy tylko przekroczyłam próg, drobna kobieta przyszła mi z pomocą.
                – Poczekaj kochanie, pozwól, że ci pomogę – zaoferowała życzliwie.
                We dwie wniosłyśmy wszystko do środka.
                – Zgaduję, że chcesz to podarować – powiedziała, uśmiechając się.
                – Tak – skinęłam głową. – Pomyślałam, że może zechcecie te ubrania, wie pani, dla ludzi, którzy potrzebują ich bardziej niż ja – uśmiechnęłam się.
                – Oczywiście, zawsze przyda nam się mała pomoc. A w tym przypadku ogromna pomoc – zachichotała.
                Była ładną kobietą, prawdopodobnie miała nie więcej, niż trzydzieści pięć lat. Jej długie jasnobrązowe opadały kaskadami do połowy pleców. Miała piękny uśmiech, który wyglądał jakoś znajomo, a jej oczy były przenikliwie niebieskie. Ubrana była w bordową bluzkę, czarne spodnie i czarne pięciocentymetrowe szpilki, ale wciąż była niska. Nie, że sama jestem najwyższą dziewczyną, czy coś.
                Zaczęła przeglądać kilka rzeczy z worków. Nagle jęknęła.
                – O mój Boże, to jest naprawdę Valentino? – w swoich szczupłych dłoniach trzymała błękitną sukienkę i otworzyła szeroko oczy i usta.
                – Chyba tak. To musiało należeć do mojej mamy – uśmiechnęłam się, a jej oczy pojaśniały.
                Czułam się źle, bo za pieniądze, które moja mama wydała na tą sukienkę, ta kobieta prawdopodobnie mogłaby wyżywić całą swoją rodzinę przez tydzień.
                – Nie jestem pewna, czy ta sukienka wciąż tu będzie, kiedy oddamy te ubrania – powiedziała żartobliwie, wkładając ją z powrotem do worka.
                – No cóż, może potraktuje ją pani, jako prezent i zatrzyma dla siebie? Moja mama nosiła ją tylko raz lub dwa – zaproponowałam, wiedząc, że jej się spodobała.
                – Jesteś pewna? – spojrzała na mnie spod wachlarza swoich długich rzęs i przygryzła wargę.
                – Oczywiście – skinęłam głową, uśmiechając się. – Myślę, że będzie wyglądać na pani bardzo dobrze – zapewniłam ją.
                Z jakiegoś powodu czułam się komfortowo przy niej, tak jakbym nie poznała jej dopiero pięć minut temu.
                – Dziękuję, skarbie. Naprawdę doceniamy twoją pomoc – spojrzała na mnie szczerze.
                – Nie ma za co.
                Potem zniknęła w innym pomieszczeniu z drugą kobietą, która była wyraźnie starsza, by pomóc jej zabrać wszystko. Poczułam nowe uczucie, rosnące w moim sercu. Uczucie uszczęśliwienia kogoś, oprócz siebie. I to było fajne. Wyszłam z biura, które było puste zważywszy na to, że był niedzielny poranek i udałam się do mojego samochodu.
                Było bardzo zimno, ponieważ zaczął się już październik. Otuliłam się szczelniej kurtką w kolorze khaki, słysząc stukanie moich brązowych botków, uderzających o pęknięte płytki chodnika. Wiatr rozwiewał mi kosmyki włosów na twarz, więc schowałam je za ucho, reszta moich włosów związana była w luźny warkocz. Pogrążyłam się w myślach, kiedy ktoś pojawił się przede mną, przychodząc znikąd, prawie przyprawiając mnie o atak serca.
                – Boże, Tyson! Przestraszyłeś mnie na śmierć – powiedziałam, kładąc dłoń na piersi, gdzie moje serce waliło głośno i szybko.
                On tylko się śmiał, trzymając się ręką za brzuch i ocierając łzy z oczu.
                – To nie było śmieszne – stwierdziłam zirytowana.
                – Uwierz mi mała, było – powiedział, uspokajając się. Nie wiem, czemu ludzie tak uwielbiają to słowo "mała".
                – Jasne – mruknęłam.
                – Co ty tu robisz, tak w ogóle? – zapytał, kiedy w pełni się opanował. – Przyszłaś zobaczyć się z Justy? – trącił mnie w bok, poruszając brwiami.
                Parsknęłam, ale czułam, jak moje policzki się rumienią. Winię to zmianą temperatury.
                – Oczywiście, że nie. Byłam... – próbowałam wymyślić dobre kłamstwo, ale nie mogłam. Chyba będę musiała powiedzieć prawdę. – Byłam w biurze pomocy społecznej i oddałam kilka ubrań, których nie potrzebuję.
                Patrzył na mnie z podziwem. Nigdy bym nie pomyślała, że Tyson może być takim typem, więc zachichotałam.
                – Miło z twojej strony, Brooklyn. Mówiłem Justinowi, że nie jesteś taka płytka – powiedział, obejmując mnie ramieniem, jakbyśmy byli kumplami.
                Zmarszczyłam brwi.
                – Czekaj, Justin powiedział, że jestem płytka? – prawie krzyknęłam z gniewu i zakłopotania.
                Cofnął się, widząc moją wściekłą twarz.
                – Naprawdę to powiedziałem? Chodziło mi o to, że powiedział, że jesteś, um, że jesteś... – starał się wymyślić słowo, które rymowałoby się z "płytka", ale nie byłoby obraźliwe.
                – W porządku Tyson. Jesteś kiepskim kłamcą – odwróciłam wzrok.
                Trochę zabolało mnie to, że Justin tak o mnie myślał.
                – Przykro mi, Brooklyn. Ale teraz, jak mu powiesz co zrobiłaś, już nie będzie tak myślał – poklepał mnie po ramieniu pocieszająco.
                – Nie zamierzam mu powiedzieć. Jeśli chce mnie oceniać, proszę bardzo. I tak mnie nie obchodzi, co on o mnie myśli – wzruszyłam ramionami, udając, że nie przeszkadza mi to w najmniejszym stopniu.
                – Wiesz, ty również jesteś kiepskim kłamcą – powiedział Tyson, śmiejąc się cicho.
                – Hej, szlifuję swoją technikę – jęknęłam, uderzając go żartobliwie.
                – Nie powiem mu, jeśli nie chcesz – powiedział. – Ale lepiej wymyśl jakieś dobre kłamstwo, bo on tu idzie – spojrzał za mnie, gdzie jak przypuszczam, był Justin.
                – Cholera – tkwiłam w mojej pozycji, skłaniając mój mózg do intensywnego myślenia.
                – Hej stary, co to za laska? – ochrypły głos Justina wypełnił moje uszy.
                Nie widział mnie, bo wciąż stałam do niego plecami (celowo). Jednak zanim Tyson mógł odpowiedzieć, Justin mnie zobaczył.
                – Brooklyn? – zapytał z wyrazem zdumienia.
                Czy to takie dziwne widzieć mnie tutaj? Zaczynam przyzwyczajać się do tego miejsca, naprawdę.
                – Cześć Justin – posłałam mu fałszywy uśmiech.
                – Co ty tu robisz? – jego zmieszanie wzrosło i zmarszczył brwi.
                Cholera. Jeszcze nie wymyśliłam kłamstwa.
                – Ja... – zaczęłam. Szybko, wymyśl coś! – Miałam jechać gdzieś indziej, kiedy zobaczyłam Tysona i zatrzymałam się, by się przywitać. Prawda Tyson? – przeniosłam wzrok na niego, dając mu sygnał, by potwierdził moją wymówkę.
                – Tak, właśnie tak było – Tyson zaśmiał się nerwowo. – Co za zbieg okoliczności!
                Próbowałam z całych sił nie roześmiać się z jego gestów. To było, jak jedna z tych scen filmowych, gdzie jest tak oczywiste, że dana osoba kłamie, że masz ochotę krzyknąć na postać, bo jest na tyle głupia by mu uwierzyć.
                – Okej – powiedział Justin, patrząc na nas, wciąż zdezorientowany.
                – Cóż, muszę już iść – powiedziałam, zerkając na zegarek.
                –  Tak wcześnie? – zapytał Tyson.
                –  Mam szlaban – spojrzałam na Justina, który zaśmiał się, wiedząc dlaczego. – Już złamałam zasadę moich rodziców, będąc poza domem. Jeśli nie będzie mnie tam kiedy wrócą, jestem martwa – powiedziałam zupełnie poważnie.
                – Daj spokój, zostań na chwilę. Poznasz naszych przyjaciół – Tyson prawie jęknął, wydymając wargę.
                – Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł – Justin i ja powiedzieliśmy w tym samym czasie. – Poza tym, czemu chcesz, bym została? Kelsey nawet tutaj nie ma – uśmiechnęłam się, przypominając mu o mojej najlepszej przyjaciółce.
                – Możesz po nią zadzwonić – zasugerował.
                Spojrzałam na zegarek. Była 11:56, a moi rodzice nie wrócą do drugiej, czy jakoś tak.
                – Myślę, że mogę zostać na chwilę – urwałam. – Ale ty dzwonisz po Kelsey – trzymałam telefon tuż przed jego twarzą.
                Uśmiechnął się.
                – Zgoda.
                – Więc jak się masz? Twoje oko jest już prawie w normalnym kolorze – powiedziałam, idąc obok Justina, natomiast Tyson rozmawiał przez telefon z Kelsey, idąc za nami.
                – Tak. Bywało gorzej – powiedział. Cóż, nie jest dziś zbyt rozmowny.
                – Co to za blizna, która masz pod okiem? – wskazałam palcem, ledwo dotykając niewielki skrawek skóry pod jego prawym okiem.
                – Blizna – wzruszył ramionami, przez co przewróciłam teatralnie oczami.
                – Chodzi mi o to, skąd to masz, idioto.
                – Jeśli będziesz mnie przezywać, to ci nie powiem – przybrał minę obrażonego dziecka
                – Myślałam tylko, że to fair – uśmiechnęłam się i posłałam mu złowrogie spojrzenie.
                – O czym ty mówisz? – zmarszczył swoje seksowne brwi. Okej, to było nie na miejscu.
                – Nie wiem, może jestem zbyt płytka, by wiedzieć, co mówię – odparłam, irytacja rosła w moim głosie.
                Coś wydawało się kliknąć w mózgu Justina, bo zmienił mu się wyraz twarzy.
                – Tyson ci powiedział? Zabiję skurwysyna za tą jego niewyparzoną gębę – syknął uderzając pięścią w wewnętrzną część drugiej dłoni.
                Parsknęłam.
                – Wiesz co mnie zastanawia? – to było pytanie retoryczne, więc i tak zamierzałam mu powiedzieć. – To, że mnie oceniasz, kiedy nic o mnie nie wiesz. Powiedziałeś, że nigdy nie oceniasz książki po okładce – nie będę kłamać, zraniło mnie to.
                Myślałam, że Justin patrzy poza tą całą otoczkę, że "bogate dziewczyny są bez serca". Myślałam, że pokazałam mu, że wcale taka nie byłam.
                – Słuchaj Brooke, powiedziałem tak, kiedy jeszcze cię nie znałem. Byłaś dla mnie suką na początku! – wyrzucił ręce w powietrze, próbując się obronić.
                – Więc już tak nie myślisz? – spojrzałam na niego z nadzieją.
                Nie oceniałam stylu życia Justina. Nie oceniałam tego, że palił trawkę i papierosy albo, że miał podbite oko, a nawet tego, że zostawił swojego brata by sam jechał metrem po pierwszym treningu.
                – Nie, nie myślę tak – powiedział szczerze.
                Jego brązowe tęczówki były wpatrzone we mnie, przez co poczułam lekkie mrowienie.
                – I przepraszam, że cię oceniłem – przyznał dziecinne, spuszczając oczy.
                – Wybaczam ci – uśmiechnęłam się. – Teraz powiedz mi o tej bliźnie.
                – W porządku, ale nie panikuj – ostrzegł mnie. – Kiedy byłem mały, szedłem do domu ze szkoły i było ciemno. Nagle znienacka wyszli dwaj mężczyźni i porwali mnie. Przetrzymywali mnie przez kilka dni, kalecząc mnie czasem. Mam więcej blizn takich, jak ta na całym ciele – skończył, wzdychając i patrząc w dół.
                Jęknęłam przerażona.
                – O mój Boże, to musiało być traumatyczne! Jest mi bardzo, bar...
                Przerwałam, słysząc chichot wydobywający się z ust Justina. Spojrzał na mnie, śmiejąc się wstrętnie.
                – T-twoja twarz była bezcenna – nie mógł mówić pomiędzy napadami śmiechu, które wydobywały się z jego idealnych ust. Tylko ty myślisz o jego ustach, kiedy on sobie z ciebie kpi.
                Wtedy Tyson podszedł spokojnie w naszą stronę. Oddał mi telefon i spojrzał na Justina podejrzliwie.
                – Powiedziałeś jej historię o porwaniu, nie? –Justin skinął głową, ocierając oczy, by pozbyć się kilku łez.
                Niezależnie od tego, że jestem obiektem jego kpin, wygląda absolutnie uroczo, kiedy się śmieje.
                – Stary, jesteś głupi – Tyson pokręcił głową, jakby beształ swojego syna. – To nie jest prawdziwa historia. On po prostu mówi to każdemu, a potem śmieje się z ich reakcji – wyjaśnił.
                – A twoja, jak dotąd była najśmieszniejsza – powiedział Justin po tym, jak przestał się śmiać, ale wciąż miał ten głupi uśmieszek przyklejony na twarzy.
                – Jesteś chujem – zawołałam, uderzając go wszędzie, gdzie mogłam dostać swoimi małymi piąstkami.
                – Ał, ał przestań – jęknął, ale oboje wiedzieliśmy, że go to nie bolało.
                Uderzyłam go po raz ostatni i zwróciłam się do Tysona.
                – Co powiedziała Kelsey?
                – Właśnie łapie taksówkę. Będzie tu wkrótce – powiedział szczęśliwy. Aw, lubi ją.
                Nie rozmawiałam z Justinem przez resztę drogi, co nie było zbyt długo, bo po chwili byliśmy już w parku. Teraz zrozumiałam, dlaczego nie powinnam tu przychodzić. To było jak wrzucenie Barbie do pudełka z Bratz: czułaby się nie na miejscu. Dobra, może to nie jest najlepsze porównanie, ale wiecie o co mi chodzi.
                Była tam grupa chłopaków i dziewczyn, siedzących na drewnianych ławkach z papierosami i jointami w ustach lub między palcami. Wszyscy byli ciemnoskórzy. Każdy z nich. Tylko ja i Justin byliśmy biali. Nie przeszkadzało mi to, ale wyglądali trochę przerażająco. Mój żołądek skręcił się boleśnie, kiedy dziewczyny posłały mi spojrzenia. Wszystkie były ubrane w podarte dżinsy, adidasy i kolorowe kurtki. Niektóre z nich ubrane były trochę zdzirowato, ale widywałam też takie w mojej szkole.
                Pomyślałam, by zadzwonić do Kelsey i powiedzieć jej, by zawróciła póki jeszcze może. Ale Tyson zaciągnął mnie do grupy pięciu osób, które rozmawiały z ożywieniem i dzieliły się narkotykami. To musi być nielegalne.
                – Hej czarnuchy – Tyson powitał ich wszystkich.
                – Kim jest ta biała laska? – zapytała dziewczyna z czarnymi kręconymi włosami, wskazując na mnie brodą.
                Czułam, że wzrok ich wszystkich wypala dziury w mojej skórze.
                – To Brooklyn, przyjaciółka Justina – wyjaśnił Tyson, przytulając mnie do swojego boku. Musiał zauważyć, że czułam się nieswojo.
                Uśmiechnęłam się słabo. Ta sama dziewczyna, która się odezwała wcześnie, wyciągnęła rękę w moją stronę.
                – Jestem Sameera, ale możesz mi mówić Sam – uśmiechnęła się ciepło. – Przy okazji, nie miałam na myśli nic obraźliwego, mówiąc biała. To dziwne widzieć tutaj białe dziewczyny.
                – Zauważyłam – uśmiechnęłam się i uścisnęłam jej dłoń. – Miło cię poznać.
                – To jest Mike – Tyson wskazał na wysokiego, dość muskularnego kolesia. – To jest Luke – zwrócił się do innego faceta, który wyglądał na starszego od nich i był dobrze zbudowany. – A to jest Will – w końcu wskazał na chłopaka wyglądającego znacznie młodziej, bo był szczupły i niski.
                Zdecydowanie nie wyglądał groźnie, a nawet wydawał się być miły. Przywitałam ich wszystkich grzecznie i zauważyłam, że wszyscy byli mili i towarzyscy i nie wydawało się, żeby przeszkadzała im moja obecność, co było miłe.
                Straciłam z oczu Justina. Kilka sekund później pojawił się z dziewczyną u boku. Otoczył ramieniem jej talię, a ona patrzyła na niego czule. Chwila, on ma dziewczynę? Wygląda na fajną.
                – Kim jesteś? – zapytała, a słowa wyszły z jej ust, niczym jad. Chyba zbyt wcześnie to powiedziałam.
                – Jestem Brooklyn – wyciągnęłam dłoń, starając się być miła.
                Spojrzała na nią, potem na mnie i prychnęła. Jej skóra była nieco jaśniejsza, niż pozostałych. Oblizała duże wargi, ukazując swój kolczyk w języku.
                – Alejandra – powiedziała sucho.
                Wtedy coś mi zaświtało. To była dziewczyna, która przybiegła do Justina wtedy, kiedy podwiozłam go do domu. Cóż, wyglądała jak dziwka.
                – Kochanie, masz jointa? – szepnął do niej Justin, ale wszyscy go usłyszeli.
                Chciało mi się rzygać. Justin był zupełnie inny, kiedy w pobliżu byli jego znajomi, ale myślę, że to jego prawdziwe "ja". Alejandra odgarnęła swoje blond włosy (oczywiście to nie był jej naturalny kolor) i wsadziła dłoń do kieszeni swoich szerokich dżinsów.
                – Proszę – podała mu jointa, a on schylił się, by ją pocałować.
                Na szczęście klepnięcie w ramię uratowało mnie od oglądania tych dwojga.
                – Cześć, dziewczyno! – Kelsey przytuliła mnie mocno.
                – Hej, Kels – przywitałam ją.
                Kiedy się obejrzałam, Justina tam nie było, lecz Alejandra patrzyła na mnie morderczym wzrokiem. Kelsey dała Tysonowi buziaka w policzek i zaczęli rozmawiać, zostawiając mnie samą, stojącą niezręcznie.
                – Nie chcę być wścibska, ale skąd znasz Justina? – odwróciłam głowę w lewo i ujrzałam obok siebie Sameerę.
                – Nasi bracia chodzą razem na treningi piłki nożnej – wyjaśniłam.
                – To fajnie – powiedziała i zamilkła na chwilę. – Alejandra to nie taka zła dziewczyna. Ona jest po prostu nadopiekuńcza, jeśli chodzi o Justina. Jest w nim zakochana ale wiesz, on tego nie odwzajemnia – dodała po kilku sekundach. – Wykorzystuje ją, a ona się nabiera i pozwala mu na to – wyglądała, jakby było jej żal przyjaciółki.
                – Skąd to wiesz? – zapytałam z ciekawością.
                – Justin nie jest jednym z tych facetów, co wierzą w miłość – powiedziała tylko.
                – Myślę, że nigdy nie uwierzysz w miłość, dopóki nie znajdziesz się pod jej urokiem – wypaliłam.
                Sam i ja spojrzałyśmy na siebie, a po chwili wybuchnęłyśmy śmiechem.
                – To zabrzmiało strasznie ckliwie – powiedziała, wciąż chichocząc.
                – Wiem – zgodziłam się.
                Nagle para rąk oplotła mnie od tyłu w pasie, a czyjaś głowa oparła się na moim ramieniu.
                – Justin? – zapytałam zdezorientowana i zaskoczona jego zachowaniem.
                – Możemy porozmawiać? – zapytał.
                Jego oddech pachniał marihuaną i powiedzmy, że niezbyt lubię ten zapach.
                – Um, tak.
                Wziął mnie za rękę i pociągnął mnie do mniej ruchliwej części parku. Odsłonił dziurę między dwoma krzewami i pchnął mnie do środka, zostawiając nas na małej łące otoczonej krzewami i wysokimi drzewami.
                – Co my tu robimy? – spytałam, po raz kolejny unikając jego wzroku.
                – Chciałem z tobą porozmawiać – wzruszył ramionami i oparł się o jedno z drzew.
                Kilka kawałków kory opadło, kiedy uderzył plecami o pień.
                – O...? – urwałam
                Wyciągnął ramiona i oplótł je wokół mojej talii, by przyciągnąć mnie bliżej. Byłam zaskoczona jego zachowaniem.
                – C-co ty r-robisz? – zająknęłam się, gdy zdałam sobie sprawę, jak blisko byliśmy.
                To zaczęło wyglądać, jak ta scena z parkingu, a ja nie pozwolę sobie na to, jakiekolwiek byłyby jego intencje.
                – Spójrz na mnie – wyszeptał, unosząc moją brodę, więc moje oczy zaczęły świdrować jego. – Chciałem jeszcze raz przeprosić za to, że cię oceniłem i za to, że sobie wcześniej z ciebie zażartowałem – dlaczego jego głos był taki zachrypnięty i seksowny?
                – Przeprosiny przyjęte – powiedziałam szybko, próbując odsunąć jego ręce od siebie, ale on tylko wzmocnił uścisk.
                Nasze ciała oddzielone były tylko materiałem naszych kurtek, a ta odległość była zbyt mała dla mojego komfortu.
                Na dodatek, Justin przytknął usta do mojego ucha jak wtedy, przez co włoski na moim karku stanęły dęba.Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, odezwałam się.
                – Justin, tam jest twoja dziewczyna, a ja nie chcę by skopała mi tyłek.
                – Alejandra nie jest moją dziewczyną – wymamrotał z ustami przytkniętymi do skóry pod moim uchem.
                Zaczął zostawiać pocałunki aż do mojej szczęki i zatrzymałam go, zanim nie byłabym w stanie kontrolować swoich hormonów.
                Odsunęłam się od jego piersi całą siłą, jaką mogłam zebrać, dzięki czemu między nami znów była niewielka odległość. Zachichotał.
                – Wiem, że to ci się podobało, Brooke – uśmiechnął się, obracając moje ciało tak, że to ja byłam teraz przyparta do drzewa.
                Znów zachichotał jak ludzie, którzy są pijani. Tyle, że on nie był pijany.
                – Justin, czy ty jesteś na haju?



_____________


68 komentarzy:

  1. końcówka mnie zaskoczyła! już myślałam, że się pocałują. a tu nagle.. haha.
    fajnie, że odałaś wcześniej!
    @threadofsilence

    OdpowiedzUsuń
  2. ta końcówka *.* niech ją pocałuje, hahahah.
    ten rozdział >>>>>
    @justsejswaggie

    OdpowiedzUsuń
  3. ahh ten zjarany Justin. <33 kocham po prostu. ;** czekam na więcej. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. boże, końcówka mnie zabiła. *_* szkoda, że jej nie pocałował, czy coś. :| ale i tak świetne! dziękuję, że to tłumaczysz. <3
    @olivis_69

    OdpowiedzUsuń
  5. O, po komentarzach widzę, że nie byłam jedyną, która liczyła na pocałunek na końcu... Uwielbiam to opowiadanie. Czyta się je z taką lekkością *__*
    Nie wiem, jak wytrzymam do soboty... Będę trzymać kciuki, może uda ci się dodać coś wcześniej :)

    OdpowiedzUsuń
  6. końcówka była zaskakująca... i to bardzo
    @hejtujbicz

    OdpowiedzUsuń
  7. końcówka była najlepsza ! :DD nie mogę doczekać się kolejnego !:))

    OdpowiedzUsuń
  8. gnkjehrgjkegkrvbaerthb MIAZGA♥ A końcówka to już wgl!

    OdpowiedzUsuń
  9. Cały rozdział świetny ale końcówka najlepsza :) Czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  10. Jaki świetny rozdział, a jaka końcówka! ^.^
    "Justin, are you high?" hahaha xd

    Dziękuję za rozdział tak szybko i czekam na kolejny (nie wiem jak ja wytrzymam do soboty) <3

    @aania46

    OdpowiedzUsuń
  11. cudowny rozdział bksdbjksdsda

    OdpowiedzUsuń
  12. ZAJEBIOZA !!!!! <3

    OdpowiedzUsuń
  13. ja pierdole... Umrę do soboty.! ;oo ten rozdział jest super. Świetnie tłumaczysz.! ;3 przeczuwam, że ta pani z biura pomocy społecznej, czy jakos tak, to była mama Justina. Hmm, fajnie by było, jakby teraz Brook sie od niego uwolniła, pojechałaby do domu, a później Justin by ją jakoś uroczo przeprosił... *,* ona by mu wybaczyła, a potem, gdzies przez przypadek znowu mama Jusa i Brook spotkały sie gdzieś, tylko tym razem w obecności Jusa i ona powiedziałaby skąd sie znają i co takiego zrobiła Brook. Szczęka by Justinowi opadła. xd no ale może już skończę, bo wymyslam swoje własne opowiadanie. xd podsumowując rozdział super przetłumaczony, przyjemnie sie czyta. Nie wytrzymam do soboty. Akurat sie musiało skończyć w TAKIM momencie. -,- no ale czekamm... ;3 @69_danger

    OdpowiedzUsuń
  14. Podoba mi się ten rozdział, a w końcówce... awwwww... Jak ja wytrzymam do soboty? To jest nie realne, uzależniłam się *_*. Czekam z niecierpliwością. ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Jejuuu *-* Jak super! Nie wiem jak wytrzymam do soboty :c <3 @ssoonjjaa

    OdpowiedzUsuń
  16. Cudo *.* Już nie mogę się doczekać soboty ;)
    @Danger12345678

    OdpowiedzUsuń
  17. Justin na haju to na Bronx'ie często spotykany widok, tak myślę:P Grabisz sobie Jus, ale masz szczęście, że Brooke Cię lubi;) Świetne tłumaczenie.

    OdpowiedzUsuń
  18. Wow !
    Tego się nie spodziewałam !
    Juz nie mogę się doczekać następnego ^.^
    @wantedxbieber

    OdpowiedzUsuń
  19. NASTĘPNY, NASTĘPNY , NASTĘPNY. *__________________*

    OdpowiedzUsuń
  20. boże, ale genialny *-* nie wiem, jak wytrzymam do następnego...

    OdpowiedzUsuń
  21. cudooooooowny *-------------* daj następny! c:
    @demetriabeats

    OdpowiedzUsuń
  22. omg omg omg i ta końcówka !!!!! mlfkdsfsdlmnfsdmg *____*

    OdpowiedzUsuń
  23. O KURDE, XD .@slivinskapatryc

    OdpowiedzUsuń
  24. KAHDKYJSADLUYSADUILSYTGFD BOŻE, CUDOWNE! / http://eyes-your-eyes.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  25. OMGGGG pod koniec serio zrobiło się strasznie gorąco. @dajmibit

    OdpowiedzUsuń
  26. końcówka omg umarłam i chcę więcej!

    OdpowiedzUsuń
  27. Wow, niesamowite! Byłabym jeszcze bardziej zadowolona, jakby Justin nie był takim dupkiem na początku i pod koniec nie był na haju tylko żeby było więcej takich fajnych momentów *.*Czekam na nn
    Buźki
    Candice xoxo

    OdpowiedzUsuń
  28. O Jezu jak słodko, zwłaszcza jak na Justina :D Mam nadzieję, że się pocałują w 11 *_*

    [P.S. - Chcę zaprosić cię na mojego bloga, na który właśnie dodałam Prolog. Mam nadzieję, że wejdziesz i przeczytasz to co "wyskrobałam" :) / http://drop-stories.blogspot.com/]

    OdpowiedzUsuń
  29. Jeeejku twój blog jest BOOOOOSKI *.* informuj mnie : @lovely_look1

    OdpowiedzUsuń
  30. Jezuuu ale zajebisty rozdział *.*
    Dawaj następny jak najszybciej możesz <3

    OdpowiedzUsuń
  31. Cudne!!!!! Świetnie tłumaczysz... JESTEŚ ŚWIETNA! Mam nadzieje że szybko dodasz nowy :)

    OdpowiedzUsuń
  32. huhu. na jak zapalił, to musiał być zjarany, haha. ale mógłby w normalnym stanie porozmawiać z brooke. dawaj szybko następny <3

    OdpowiedzUsuń
  33. omg nie mam slow kocham go xD

    OdpowiedzUsuń
  34. Koniec najlepszy! Najbardziej mi się spodobał! Tak się ciesze, ze tłumaczysz to opowiadanie :D Nie moge sie doczekać kolejnego!/ @Justeliaa

    OdpowiedzUsuń
  35. zaczyna być ciekawiej, Justin na haju :D
    po prostu qabefqenfqief ! brak słów <33
    kocham jak tłumaczysz to opowiadanie ;**
    @kidrauhlismygod

    OdpowiedzUsuń
  36. Świetny ♥
    Najlepszy moment pod drzewem Justina i Brook, a co tam że Justin jest na haju :P
    Kocham to ♥
    @TeleDul

    OdpowiedzUsuń
  37. Końcówka najlepsza! Ciekawe co się dalej wydarzy :) Super rozdział.
    @dangerous_696

    OdpowiedzUsuń
  38. Justin Justin Justin!.
    sdfghjpoiuytre KOCHAM <3
    @_fidelidad

    OdpowiedzUsuń
  39. Świetny rozdział ! Gratuluję weny:) pozdrawiam i do następnego rozdziału ! :) @irresistible_66

    OdpowiedzUsuń
  40. Justin na haju haha asdfghj ;)
    czekam na następny :)
    @NakedBieberauhl

    OdpowiedzUsuń
  41. Matko! Djsmhsnwhjeuisas! Nareszcie *.* Awww, slodko :)) Prosze dodaj szybciej nowy! Ja nie wytrzymam do soboty! ;c
    Aaaa, czekam czekam na nexta!
    -@andzelikaab

    OdpowiedzUsuń
  42. ysfdhgshgfjhsdgfjhsdghjshdgfbzdbcajsdflkhsd *________________* ~ @yo_amo_1D

    OdpowiedzUsuń
  43. O jprdl *________* pocałował ją....
    zajebisty rozdział, czekam na nn :D
    @_Larry_Feels

    OdpowiedzUsuń
  44. o kurde jaka koncowa...robi sie ciekawie nie moge doczekac sie kolejnego i mam nadzieje ze ten humor bedzie ci tak zawsze dopisywac <3 @ewelina9757

    OdpowiedzUsuń
  45. Awwwwhh.... Mialam nadzieje ze sie pocaluja .

    @NoughtyButNice3

    OdpowiedzUsuń
  46. świetne, po prostu świetne. Nie mam nic do dodania ♥ @Jerrylolly234

    OdpowiedzUsuń
  47. Omfg agsdcd Justin na haju ! Nie wytrzymam do soboty ! Końcówka była gorąca :D ugh nie mogę się już kolejnego doczekać *____*

    OdpowiedzUsuń
  48. o jeju *_* to cudowne, jejeuejeue nie mogę sie doczekać! *_*

    OdpowiedzUsuń
  49. Ale się skończyło :/ nie mogę doczekać się dalszej części

    OdpowiedzUsuń
  50. Jejku jejku. Nie miałam internetu i nie mogłam przeczytać nowych rozdziałów, ale już nadrobiłam. :) Chcę ci podziękować za poinformowanie, ale nie musisz robić sobie kłopotu. I tak zaglądam na tego bloga codziennie. Chyba żyję historią Justina i Brooklyn. Kocham cię za te tłumaczenie i jestem wdzięczna, że się go podjęłaś. Już czekam na kolejny. :D ~ @loklitta

    OdpowiedzUsuń
  51. Cudowny! asdfgjfghj! Justina na haju, haha. Czekam na nexta :)
    Miłego tłumaczenia!
    @luuvbieber

    OdpowiedzUsuń
  52. dfdsfsdfjsk ! takim momencie? noooo kurde :D czekam na kolejny! @kejti_

    OdpowiedzUsuń
  53. Uwielbiam to opowiadanie ! dzięki, że tłumaczysz akurat je xD Pozdrawiam i czekam na NN :P

    OdpowiedzUsuń
  54. Ohohohohoh czyżby justin wymiekal pod urokiem naszej kochanek brooke ?? :))

    OdpowiedzUsuń
  55. Kochana nie informuj już @yo_amo_1D bo zmieniłam nazwę na @swaggieSMILEE :)

    OdpowiedzUsuń
  56. Świetne! Uwielbiam to opowiadanie! <3

    OdpowiedzUsuń
  57. o jejciu jejciu jejciu jejciu. Juz sie nie moge doczekac nastepnego. Mam nadzieje, ze dodasz go jak najwczesniej w sobote ;p czekam z niecierpliwoscia -A.

    OdpowiedzUsuń
  58. błagam dodaj kolejny rozdział to jest niesamowite *____* :-***

    OdpowiedzUsuń
  59. Swietny blog i rozdział. Moglabys mnie inormowac o kolejnych ? Bylabym.wdzieczna . Moj tt adziaaa_3 . Dzieki . :-P

    OdpowiedzUsuń
  60. TO OPOWIADANIE JEST GENIALNE! Najlepsze jakiekolwiek widziałam, czytałam i tak mnie wciągnęło jak nie wiem co! Dziewczyno dzięki wielkie, że je tłumaczysz!
    Zapraszam również do siebie na elsedream.blogspot.com albo promise--of-a-lifetime.blogspot.com :))

    OdpowiedzUsuń
  61. Niespodziewałam się takiej końcówki *-* po prostu shjmvsshkbxd pomimo, że justin był najarany to i tak to było świetne. O boże. Już się nie mogę doczekać następnego ;___; @whitegoody

    OdpowiedzUsuń
  62. matko końcówka jest wspaniała, możesz mnie powiadamiać o nowych rozdziałach? @imbiebersh4wty

    OdpowiedzUsuń
  63. Justin jest na haju o.O :D xddd /aleksandrabrooks

    OdpowiedzUsuń
  64. "Justin, czy ty jesteś na haju ? "- mega. Poryczałam się ze śmiechu :P

    OdpowiedzUsuń